Pan prezydent odmówił udziału w debacie z Rafałem Trzaskowskim, organizowanej przez TVN, TVN24, Onet i Wirtualną Polskę. Pretekstem jest to, że są to media "zagraniczne", czyli - jak można rozumieć - mają zagraniczny kapitał. Tak się składa, że Wirtualna Polska to portal prowadzony przez polską spółkę giełdową z dominującym udziałem akcjonariuszy krajowych, którzy byli jej założycielami. Nie trzeba jednak wdawać się w takie szczegóły, żeby zauważyć, że szowinistyczna wrzutka o "zagranicznych mediach" to "zagrywka dla osób mniej inteligentnych". Podobnie jak teoria prezydenta, że - na skutek debaty wspomnianych 4 mediów - doszłoby do dyskryminacji nadawców "polskich", czyli Polsatu i TVP.
TVP pokazała już co potrafi - przed 1. turą. Z kolei Polsat na pewno zostałby dokooptowany do inicjatywy konkurentów z TVN i reszty, gdyby tylko chciał. Mógłby też zorganizować debatę odrębną, bowiem w przeszłości zdarzało się i jedno i drugie: zarówno debaty łączone (TVP, TVN i Polsatu), jak i rozproszone. Wobec powyższego troska pana prezydenta o Polsat jest fałszywa. Tym bardziej, że stacja ta - jak się zdaje - nie wykazuje żadnej inicjatywy w omawianym zakresie.
Innymi słowy, pan prezydent tchórzy, maskując to szowinistyczną retoryką, w której media - które zatrudniają wyłącznie lub niemal wyłącznie polskich dziennikarzy - nazywane są "zagranicznymi". Człowiek ten potrafi bronić swego dorobku tylko w takich warunkach, jakie widzieliśmy na pseudo-debacie w TVP. Mówiąc krótko, chodzi mu o gwarancję, że nie dostanie żadnego trudnego pytania: ani od dziennikarza ani od konkurenta.
