dominikistoji dominikistoji
84
BLOG

Prima aprilis

dominikistoji dominikistoji Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Dobry Wieczór Dominisiu :) 01.04

Dziś prima aprilis i eksperymentuję z Twoją złą wersją czyli zbliżoną do oryginalnego wzorca Fish Mooney. W rezultacie wysłałem trzy kadry z serialu na Wasze konta Fb, a potem napisałem list do "szefa" o moim życiu. Dzięki temu cały dzień prawie nie pisałem do Ciebie. Wyspowiadałem się obcemu facetowi i co dalej? Takie męskie i prawie pozbawione emocji podsumowanie było mi potrzebne. Tak to zapamiętałem. Ciekawe jaka jest Twoja wersja? Nie, nie napisałem chyba nic złego o Tobie. Żadnych niemęskich szczegółów. Wyślę może pojutrze, bo nie chcę specjalnie niepokoić. Więc po co? Dla zrozumienia, żeby nie musiał sobie wyobrażać gorszych rzeczy. Dla faceta to naprawdę ważne, żeby wszystko było jasne. Nie wiem przecież co kryło się pod tekstem "cokolwiek panu chodzi po głowie". Jesteśmy gotowi zawsze bronić swoich kobiet. To chyba oczywiste, a ja nie zamierzam robić nic złego. Dziś doszedłem do wniosku, że oryginalnej Fish w Twojej niegdysiejszej sytuacji też trzeba było by pomóc. Czyli, że tak czy inaczej było warto... Nie zmienia to faktu, że jesteś niewdzięczną... naprawdę nie wiem jakiej nazwy użyć... dziewczynką ;) Jeżeli wydaje Ci się, że kiedyś nazwałem Cię inaczej to się po prostu mylisz... Mogłem sobie przekląć brzydko ze względu na nieporozumienie, ale nie nazwałbym Cię tak. Nie nazwałem tak nigdy nikogo wprost. Poza tym boli mnie głowa i być może wynika to z 2 godzinnych nocnych prób wysłania jednego obrazka, co niespodziewanie okazało się mocno utrudnione. Przeżyję jednak. Student wyznał dziś, że nie lubi dzisiejszego dnia, bo wszyscy kłamią. Posłuchaliśmy trochę muzyki, którą dziś puszczał głównie on. Ja puściłem tylko "In My Shoes" Depeche Mode, "Troszeczkę Ziemi, Troszeczkę Słońca" Eleni i "Phantom in the Opera" Nightwish. Mamy dziś obejrzeć jakiś film, ale naprawdę czuję się jakby coś mnie rozkładało. Wpływ na odległość? Raczej nie. Faktycznie miałem trochę emocji ostatnio, ale jeszcze po południu zrobiłem 3 seryjki po 80 pompek, bez specjalnego bólu i pomogłem coś przenieść... wiał zimny wiatr i może to spowodowało przeziębienie. Zobaczymy. Mogłem dziś już nie pisać do Ciebie, bo jest późno, ale nadal czekam na współwidzów. Co będę robił jutro? Zobaczymy jak będę sie czuł. Wpierw myślałem, że to może od słońca, na którym dziś jednak nie siedziałem zbyt długo.

No, tak poza "chochlikami" w nocy nikt mi nie zrobił dziś jeszcze żadnego kawału więc zawiedziony jestem ;) Poza tym nikt nie pokazał wyświetlenia wysłanych przeze mnie obrazków, ale cały dzień prawie spędziłem z wewnętrznym uśmiechem. Student trochę mnie rozpraszał jak pisałem, co tylko utwierdzało mnie w tym, że to ważne.. A łeb mnie nieźle nawala... spostrzegłem to chyba dopiero godzinę temu. Pływać jutro nie będę. Teraz pożyczę Ci tylko dobrej nocy i dobrych snów :) Chyba wszystko będzie naprawdę dobrze :) Mam nadzieję, choć nie wiem co to w tej chwili konkretnie oznacza :)

02.04

Hej. Wczoraj udało mi się zdusić ból głowy. Wcale nie zmartwiło mnie, że student troche mnie znowu wystawił, bo z bólem głowy słabo się ogląda filmy, więc nawet w klatce zaniechałem. Przyszedł się nawet usprawiedliwić, ale było to bardzo 'niemęskie" być może tylko w moim pojęciu. Noc nieźle przespałem i nawet cos mi się śniło bez Twojego udziału. No, tak teraz sobie przypominam, że miałem jakieś przygody z moja wcześniejszą femm fatale czyli ostatnio tylko adeptką. Cos kombinowałem najwyraźniej w tym śnie ;) Niestety obudziłem sie ostatecznie na smutno. Z myślą o Tobie. Bo podsumowując moją część historii dalej widzę, ze dla mnie jest ona tragiczna. I nie za bardzo wiem jak to wyprostować. Żeby było śmieszniej koło 10 uśpiony lapek sam mnie "wywołał" brzęczeniem dysku, więc go otworzyłem i sprawdziłem wpierw, że "szef" wyświetlił obrazek dziś o 8:19 czyli mniej więcej o godzinie gdy poczułem smutek. Dziwne. A sprawdziłem dlatego, ze miałem akurat otwarte na wierzchu z Fb gdy zazwyczaj je zamykam. Znowu te przypadki ;) Nie wiem co dalej bedzie, bo teraz prowokuje mnie to do myśli żeby wysłac ten list, który dziś nie wydaje mi się już tak "wesoły". Nie wiem jak zareaguje. Chyba wyjaśniam w nim wszystko czy prawie wszystko i teraz nie wiem czy to aby nie za dużo. Nie, nie martwię się o siebie... Ten list tłumaczy jednak też te kadry z Fish, które nie wiem jak zostały odebrane. Pierwszą myślą po tym zaskakującym poczuciu smutku dziś było, że po prostu się jakoś pocieszę, a zamiast tego piszę do Ciebie. Bez sensu? Czy ja się znowu nie pogrążam? Otworzyłem sobie nawet przed chwilą lemoniadę, bo ze zdrowiem nie jest idealnie. Moze jednak podzielę ten list na części. Wczoraj zastanawiałem się nad formą wysłania. W całości to jest ponad 6 stron, prawie 7, a dokładnie 6,6. Tak akurat wyszło i sprawdziłem dopiero po fakcie. Czy forma ma znaczenie? Jeśli go podzielę to bedzie jednak wyglądało na "nękanie" lub systematyczne urabianie, a tego nie chcę. Chyba najlepiej jednak zakończyć to dzisiaj. Dlaczego? Nie ma sensu dłużej...

Wiesz jaka jest dziś data? 12 lat temu umarł papież. On też miał na mnie wpływ. Gdy byłem mały był moim idolem, jako osoba, rysowałem jego portrety gdy byłem chory. Dziwne? W takim domu się wychowałem. Tata nagrywał jego kazania z telewizora, były dla niego tak cenne, że długo nie pozwalał ich skasować. Byliśmy całą rodziną w Gnieźnie, gdzie robiłem jedne ze swoich pierwszych zdjęć i poczułem dziwną solidarną moc tłumu, narodu. Przyjazne nastawienie i dobra siła plus przypadkowe wyrojenie chrabąszczy majowych... Odwiedziliśmy wtedy bardzo daleką rodzinę i pamiętam ten klimat wzajemnej pomocy i właśnie solidarności, mimo że tego pojęcia jeszcze nie znałem. Byłem dość smutnym i dużo myślącym chłopcem. Podczas kolejnej wizyty byłem już wyrośniętym nastolatkiem i krytycznie obserwowałem zachowanie tłumu. Sporo się zmieniło w rzeczywistości i w moim odbiorze. 12 lat temu kręciłem właśnie wesele swojego dobrego kumpla, w którym zawsze wyczuwałem tylko dobro. No i co zrobić podczas wesela gdy po 21 przychodzi taka wiadomość? Poczekali do północy i po oczepinach powiedzieli by każdy mógł sam zdecydować co robić dalej. Skończyło się przez to pewnie trochę szybciej. Trudny moment, choć przecież racjonalnie czy materialnie specjalnie nie powiązany. I tak niespodziewanie wróciłem do wspomnień, których nie oczekiwałem. Tak dziś wyglądało moje przebudzenie, wstawanie. Teraz coś zjem, by potem zdecydować co dalej. Trzymaj się :)

Wstałem i tak na smutno myślę sobie, że męczę jakoś ludzi, którzy po prostu nie chcą się ze mną kontaktować. W sumie chyba nie rozumiem tego. Nikt mi tego nie zakodował, może po prostu mam wdrukowane, że nie ignoruje się ludzi, którzy zrobili coś dobrego, albo nawet w ogóle. Nie olewa się ludzi. I co mogę z tym zrobić? Tylko tyle co robię. W Królika z Kubusia Puchatka nie zamierzam się bawić. Wiem, ze to co teraz robię to nie życie, ale zamierzam z tym skończyć. Jeszcze nie wiem jak. Może to tylko taki mój autystyczny świat jak podsumował mnie kiedyś inny kumpel ;) Krok za krokiem, muszę to przejść. W tej sytuacji oczywiście nie ma sensu wysyłać maili do złej Dominisi. Ten eksperyment jednak nic nie dał. Wiedziałem przecież, że jesteś skomplikowana, że może już dawno nie byłaś dobra, że może to co odbierałem to były tylko resztki zewnętrznych oznak dawnej dobroci. Jednak dalej uważam, że zasługiwałaś na pomoc. Tylko, że nie zmienia to mojej sytuacji i tego, że dla mnie nie musiało się to tak fatalnie skończyć... Nie skończyło się przecież nawet. Pozdrowię Cię teraz i nie wiem co jeszcze napisać?

Wysłałem i nie wiedziałem co napisać na końcu, bo tak naprawdę nie wiem czy życzysz sobie dobra. Może po prostu powodzenia. Zastanawiam się w tej chwili nad różnicą. Mogłaś to przemyśleć juz dawno temu. Myślisz szybciej ode mnie, masz inne podstawy, inne doświadczenia, inny cały świat. Więc czym się przejmuję? W Twoim świecie może jestem po prostu żałosnym słabeuszem, który na coś Ci się tylko przydał. Widzisz, zerkam teraz na kobietę, która wyświadczyła mi przysługę jakieś 3 tygodnie temu i nie potrafię nic zrobić, mimo że być może byłaby interesującym kontaktem. Jest życzliwa, a ja totalnie pozamykany. Trochę żal. Musiałbym wpierw zmienić tu swój image i zakończyć historię, o której piszę. To uświadamia mi tylko, że nie warto tego przedłużać. Marnuję się, marnuję życie, okazje często się nie powtarzają. Postaram się więc to przyśpieszyć...

Posiedziałem na słońcu, pomodliłem się i jednak robię to etapami. Wpierw wyjaśniłem czemu wysłałem te kadry z Fish wklejając stosowny fragment listu. Poza tym jednak jestem przeziębiony. Czy znowu nie za bardzo się certolę? Dla mnie sprawa jest ważna i chcę zrobić to dobrze. Co chcę osiągnąć? Mam pewien problem w zdefiniowaniu wyraźnego celu. Dla siebie chcę to wyjaśnić do końca, utwierdzić się w przekonaniu, że zrobiłem wszystko co mogłem. Odwracając sytuację nie wiem co to może wywołać u adresata. Nie znam go na tyle dobrze. Co wywołało by u mnie? Szczerze się zastanawiam. Irytację czy uśmiech politowania? Czy stać było by mnie na zrozumienie historii i sytuacji obcego faceta? Wyciągnięcie dobrych wniosków? Właśnie jakich? Nie kopię pod Tobą dołków. Musicie się znać dobrze, moja pozycja była zupełnie inna. Jeżeli w tym momencie mogłabyś pomyśleć: "o czym on pie...?" to świadczyło by o Tobie niedobrze. A o mnie jak to wszystko świadczy? Piszę to wszystko przy grającej w tle muzyce Alphaville, którą dziś wybrałem. Właśnie zacina się "Forever Young"...

Zgoliłem zarost, puściłem Utopię, pogrzałem się na słońcu i piję drugą kawę. Głowa zachowuje się trochę jak podczas przeziębienia lub początku alergii czyli pewnie po prostu mam niewielką gorączkę. Zastanawiam się nad cienką niebieską linią. Jeśli "szef" postrzega mnie przez pryzmat zagrożenia, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Czy może jeszcze w ogóle wyniknąć coś dobrego? Może być z tym problem, ale muszę to dokończyć. To gdzie podziewa się wspomniany paradygmat dobra? Dobre dla mnie będzie, gdy to zamknę, więc staram się jak mogę. Strasznie długo już...

Wróciłem na "She's Playing With Love". Co teraz zrobić? Tłumaczę się, zamiast wysłać całą historię. Oczywiście jestem w stanie wyobrazić sobie wariant, w którym docieram do kogoś zupełnie innego niż zakładam, a Twoja sytuacja wcale nie jest dobra. Mam nadzieję jednak, że tak nie jest. Oczywiście wszystko może być jeszcze bardziej skomplikowane. Co ja mogę? Ośmieszyć się chyba jeszcze bardziej już nie mogę ;) Zresztą jakie to ma znaczenie w ostatecznej perspektywie? W zasadzie w tym momencie wszystko mi zwisa i powiewa, gdyż zafiksowałem się na wyjaśnieniu jednej rzeczy do końca. Kolejny błąd? Okaże się. Teraz w zasadzie muszę się skupić na wyzdrowieniu, bo gorączka mi nie pomaga. Pytanie dalej brzmi: jak to wysłać? W jakiej formie? Techniczne pytania.

Jest noc i mam gorączkę. To, że otworzyłem lapka uświadamia mi tylko jakim wariatem jestem. Zrobiłem wszystko co mogłem by wyjaśnić i wyjaśniłem dzięki "szefowi" dziś po 20 i nadal cholera, czuję że Cię kocham. W sumie to przecież przewidywałem. Znowu mi pomógł i wywołał u mnie dreszcze/drgawki. Zimno było, do tego gorączka i duże emocje gdy zobaczyłem, że zaczął pisać. Nie uciekłem, chciałem to zakończyć. Pewnie zirytowany trochę mi nawrzucał tzn. być może przekazał Twoją "prawdę". Niestety jak to ludzie mają w zwyczaju najwyraźniej podejrzewał mnie o złe intencje zapewniając, że niczym go raczej nie zaskoczę. Przecież nie o to mi chodziło. NAPRAWDĘ. To tylko przekonuje mnie, że nie pasuję do tego świata. Dobry jest, ale masz nad nim chyba pełną kontrolę. Wierzy Ci i nie chcę tego zmieniać. Po co więc wysłałem to co napisałem wczoraj? Żeby zobaczył, że myślimy podobnie i nie upiększałem rzeczywistości czyli swojej "pomocy". Zastanawiam się czy przypadkiem nie jest sprytniejszy niż się zdaje i to on mnie nie sprowokował do wysłania wszystkiego 3 razy. Ale chyba nie. W każdym razie wywołał u mnie duże emocje. Nie będę mu współczuł jak napisałem też w liście do niego, ale wynika mi z tego o co najwyraźniej mnie posądza, że stosujesz z nim podobną formę komunikacji jak ze mną gdzieś w środku albo pod koniec kontaktów. Z niedomówień pewnie sam ma się wielu rzeczy domyślać. No i to robi, a wiem jak jest to niedoskonałe, bo dopasowujemy jedno małe słowo do swoich schematów myślowych i doświadczeń. To chyba nie jest dobra droga, chyba, że zamierzasz zawsze go w ten sposób kontrolować, zwodzić. Jak zwał, tak zwał. Jesteś bestią, a on jest w Ciebie wpatrzony jak ja kiedyś. Ja wczoraj nazwałem Cię wyjątkową osobą, a on Ciebie dziś wartościową. Ładnie :) Kocha Cię :) Mam nadzieję, że Ty jego też. Nie skrzywdź go, bo go lubię. Nie wiem co teraz będzie, ale bardzo mi pomógł. Nawet miałem trochę wyrzuty sumienia, że jednak w emocjach to wysłałem, ale musiałem to zrobić przede wszystkim dla siebie. Może to nawet odchoruję jak widzisz. Wszystko zadziało sie przed 21 i zobaczyłem jeszcze, że wyświetlił to co wysłałem o 20:52. Brawo, udało się. To, że nie ma przypadków potwierdziła dziś jeszcze jedna rzecz. Gdy przyszedłem do klatki, zjadłem resztkę chleba z serkiem topionym i wyświetliłem godzinę dokładnie o 21:37 czyli w minucie śmierci papieża przed 12 laty. Normalnie o tej porze nie wyświetlam i nawet nie wiem czemu to zrobiłem. Aha, jednak wiem, bo pierwotnie planowałem rano właśnie o tej zymbolicznej godzinie wysłać swoją historię i po przyjściu pomyślałem może czy juz minęła i akurat trafiłem co do minuty. Czasem tak mam, że "wyczuwam" czas. Jaką lekcję z tego wyciągnę? Nie wiem. Myślę. Jeszcze jutro przeanalizuję to co do mnie napisał, bo do tego się jeszcze bezpośrednio nie odniosłem. Musiał to zrozumieć, dlatego wysłałem tak szybko. Musi znaleźć zbieżności w rozumowaniu. Tak samo napisałem, że to już historia i się nie wróci. I nie cierpię "smęcić". I nawet doradził cel, jaki pierwszy przychodził mi do głowy. Coraz bardziej go lubię, a on chyba niestety nie jest w stanie polubić mnie. Nie wiem co mu nagadałaś dokładnie, ale być może nie za wiele, bo albo dla jaj mnie tak nazwał, albo ze względu na konwencję. O liście do przyjaciela natomiast musiałaś mu wspomnieć, że pytałem bo do tego się chyba odniósł. OK, nieważne. Potwierdził jak to najprawdopodobniej ułożyłaś sobie w głowie. Poważnie tak myślisz? Dostałem za co zapłaciłem? Jaja sobie robisz? A co miałaś mu powiedzieć? Jasne, ale i tak jesteś bestyjką ;) Czyli po prostu pewnie starasz się nie myśleć o tym. OK, też miałem opory przed upominaniem się o wdzięczność i bardzo późno to tak nazwałem. Wiadomo że znam ten tekst o dobroci, która nie oczekuje wdzięczności już w wersji: "niech twoja lewa ręka nie wie co robi prawa" ;) Jasne, zakodowane, tylko, że po pierwsze "nie olewa się ludzi"... cholera, to rozwinięcie podstawowego przykazania Miłości. W sumie miło, że można z kimś porozmawiać o takich wartościach :) I tak chyba kończę ten wątek. Byź może jesteś na mnie zła, że wysłałem swoją wersję historii, być może zlewasz to ciepłym moczem. Trudno. Starałem się zrozumieć i chyba rozumiem jak to sobie wytłumaczyłaś. Dalej uważam, że w głebi wiesz jak było naprawdę i może czasem powodować to w tobie konflikt, nawet tylko podświadomy. Oczywiście, jeśli tak nie jest to przeszłaś całkowicie na ciemną stronę. Jasne jest też, że jestem mało ważny dla Ciebie więc mogło to ułatwić. Raczej nie starałaś sobie uświadomić mojego położenia, czy z nim zapoznać. Swoim pojawieniem wywołałem tylko pewne zakłócenie w Twoim nowym życiu. Cóż, a co z moim? Wóz albo przewóz. Ponieważ wyjaśniłem już prawie wszystko (być może szef myśli, że pytałem jeszcze kogoś, bo tak wspomniałem w liście do przyjaciela, ale wtedy miałem na myśli właśnie szefa) z grubsza teraz mogę albo zakończyć tę farsę czy tragedię lub ją kontynuować może w innej dramatycznej postaci. Miałem na myśli swoje życie ;) Na tazie chyba jednak przede wszystkim muszę wyzdrowieć. W sumie "najzabawniej" teraz było by zapaść na jakąś ciężką chorobę... tfu, tfu. Cóż, rano pomyślałem, że jest mi smutno, bo umiera miłość. Naprawdę piękna i tragiczna. Teraz wiem, że nie umarła, mimo że jakoś wystąpiłem przeciwko Tobie. Może tylko pozornie? Ale możesz tak to odebrać... Trochę jakbym, palił mosty, których już dawno nie było... Ponieważ znowu jestem pewien, że ten świat jest połączony, tylko nie wiem w jaki sposób, to albo dostanę od Ciebie bezpośrednio dziś w nocy, albo cały odpłaci mi za to co zrobiłem. Żeby było weselej przed pisaniem obejrzałem sobie zabawną rosyjską komedię "Mnich i Demon"... wszystko w temacie: o świętym, prześladowanum mnichu i jefo konfrontacji z Legionem. Polecam :) To i tak nie pomaga mi wybrać ścieżki życia. Tu mógłbym być naprawdę prawie świętym, gdybym zapomniał o wszystkim co zostawiłem w kraju. To było by nawet możliwe. Jednak... Jakie jest życie mnicha wiesz... Nie tak miało być. Naprawdę nie wiem jak będzie. Dziś było mi naprawdę smutno dopóki nie zobaczyłem, że "szef" o 20:16 wyświetlił moje prowokacyjne dziś, przyznaję fragmenciki listu, które właśnie miały go w końcu zmotywować do odpowiedzi. W zasadzie czytałem wtedy blogi o katastrofie smoleńskiej więc spostrzegłem dopiero jak zaczął pisać, i trochę sobie z niecierpliwością i emocjami poczekałem, bo trochę mu to zajęło. Ciekawe co zmieniał do 20:32. W każdym razie dostałem coś co sporo mi powiedziało i dotknęło moich intencji tzn. najbardziej dotyka mnie gdy ktoś podejrzewa mnie, że nie są dobre. Ostatnio zrobiłaś to chyba Ty, ale tak się zazwyczaj dzieje, bo ludzie sądzą po sobie. Moją intencją dziś było wywołanie odpowiedzi, która miała mi coś wyjaśnić i się udało :) A wysyłaniem historii chciałem coś zamknąć i to jeszcze nie. Być może jednak będę mógł już zacząć myśleć o drugim kroku :) W zasadzie wynika chyba z tego, że nie czytasz tego co wysyłam na maila, ale nie mogę być tego pewny. Raczej to nie ma sensu i pewnie wkrótce przestanę. Teraz pożyczę Ci tylko... powodzenia w nocy ;) I oczywiście pozdrowię :) Dobranoc :)

03.04

Witaj. Ta noc była gorączkowa i nieprzespana. Tak musiało być, bo z gorączką słabo się śpi, a myśli krążyły wokół "szefa" i przez chwilę Ciebie, gdy pomyślałem co kiedyś straciłem. Nie mogę o tym myśleć, bo... nie ma sensu opisywać, bo to nadal zbyt duże emocje. Cóż, jednak wymyslałem głównie co odpiszę "szefowi" np. o przyczynach mojej gorączki... Ból głowy poczułem wszak, gdy kończyłem przedwczoraj pisać do "szefa". Zdarzyło mi sie to tu pierwszy raz i w ogóle rzadko choruję. Mogło to być natury psychosomatycznej o czym wspominałem lub być wywołane osłabieniem oranizmu wskutek emocji. No, tak, bo złamałem zasadę prywatności, którą w nocy najpierw nazwałem zasadą lojalności. Nie miałem tyle pisać do szefa, jeszcze miesiąc temu nic nie miałem pisać do nikogo prócz Ciebie, a zrobiłem to by uzyskać proste informacje, które mogłaś mi dać osobiście 26 stycznia. Musiałem więc zapłacić za ten moralny kompromis, tak jak być może Ty też płacisz, gdyż w głębi musi być jeszcze pierwotnie mała, dobra dziewczynka :) Teraz popiszę do szefa, choć rzeczywiście nie ma już to specjalnego dla mnie sensu...

No i napisałem rozwinięcie historii zanim jeszcze sprawdziłem Fb. Czy musiałem pisać? Niby nie, ale naprawdę chciałem zakończyć ten wątek. Dostałem co chciałem. Co mógł odpisać na tą historię? Mógłby mnie najwyżej wyzwać albo użyć "spieprzaj dziadu" ;) Nie zrobił tego, więc ma kolejnego plusa :) Zapomniałem w końcu nawet napisać, że został użyty jak dwustronne narzędzie. I chyba dobrze :) Och, Dominisiu... jaka Ty jesteś... bystra ;) Nie znam żadnych szczegółów Waszej historii, ale z pewnością była niezwykła :) Mam nadzieję, ze nic złego nie narobiłem, mimo że właściwie uważam, ze zasłużyłaś na niezłe lanie... ja chyba też... Nie mogę patrzeć na siebie bezkrytycznie, mimo mijającej powoli euforii. Dziś na YT wybrałem "Jesteś Lekiem Na Całe Zło" Krystyny Prońko, a potem poleciały same nieprzypadkowe kawałki, które bezpośrednio kojarzyły mi się z tym co pisałem, myślałem, czułem. Fajną macie tę promocję kwietniową, więc zalaikowałem zgodnie z oceną ;) Mam nadzieją, że nie jest to dla Ciebie irytujące. Myślę, że w dobrej sytuacji potrafisz być ponad to, ale być może wynika to trochę z mojego rzutowania swojego stanu na Ciebie... Wpierw chciałem napisać, że to pewnie dlatego, że wyobrażam sobie Ciebie prawie jak boginię, ze zdjęcia, ale to pewnie przez rzutowanie ;) Boginie są cholernie niebezpieczne ;) Wiesz, że mogłaś mnie zniszczyć do końca? No dobra, sam mogłem to zrobić z głupiego powodu i niech tak już zostanie :) Właśnie zaczęło lecieć "Ona Jest Ze Snu". Co ja teraz zrobię? Jeśli nie jesteś jak dobra bogini to mogłaś mnie wczoraj znienawidzić. Jakoś wierzę, że nie :) A później w nocy przywalę nogami w szafkę ;) Domykam coś, cieszę się. Zastanawiam się jak określić teraz moją "chorobę". Chrzanić to :) Pozdrawiam Cię nadal serdecznie. Powodzenia :)

Wysłałem czytając potem. Czysta prawda. I co teraz będę robił? To co zwykle... słuchał muzyki i... płakał? Żartowałem, ale pewnie będę musiał jeszcze kiedyś. Po Lady Pank puściłem Barclay James Harvest i leci kolejny romantyczny kawałek :) Przecież nie musiało tak być. Naprawdę nie potrzebowaliśmy pośrednika... po cholerę było się czaić? Czy musiałem w końcu wywalić kawę na ławę? Ostatecznie tak, a przecież wystarczyło byś odebrała coś lub odpisała. Nieważne już. Zrobiłem z siebie pewnie sieciowego idiotę, ale tak widocznie miało być. Teraz... dziś muszę się oszczędzać, bo teraz muszę przede wszystkim wyzdrowieć czyli zwalczyć przeziębienie. Nie napisałem, że dziś byłem w sklepie i kupiłem 3 chleby, potem na innej ławeczce zjadłem trochę popijając piwem. Wczoraj udało mi się z rozpędu wywołanego emocjami połamać trzecią szczoteczkę do zębów w dwóch miejscach. Będę musiał kupić nową. "Wind Of Change". Poza tym wiem, że teraz będzie mi smutno, bo zamknąłem coś co było jak sen ;) Lepiej późno niż wcale... A może nie? Zobaczymy. Przerobiłem to już tyle razy, a w dodatku wszystko na razie skończyło się w miarę dobrze :) Więc pozostaje mi się chyba tylko cieszyć :) I tak trzymać :) Teraz już tylko "Send Me An Angel" Scorpions ponownie :) Ten królik z kurczakiem na grzbiecie oczywiście kojarzy mi się  z moim wczorajszym tekstem, że nie zamierzam być Królikiem. Trochę tych jaj tam też jest ;) I co ja do cholery teraz zrobię? Naprawdę nie wiem, przecież wczoraj wyjaśniłem już prawie wszystko. Cóż, stosujesz hierarchię, wiadomo dla mnie jednak byłaś zła. Może nigdy już nie dowiem się jak było, ale cieszę się, że tak się skończyło dla Ciebie. Jezu, co dla mnie? Nie chcę wpadać teraz w panikę. Jutro o tym pomyślę, bo dziś będę musiał się wyspać po nieprzespanej nocy. W sumie kluczową do lepszej oceny sytuacji wydaje się teraz informacja, czy Twoja sytuacja była naprawdę taka zła, czy nie manipulowałaś mną po prostu. Zakładam, że nie, ale... Nie ważne, nie będę o tym myślał.

Noo, tak, ile razy można przeżywać rozstanie? Sprzed ponad roku? Chore? Czyli pewnie powinienem zakończyć zaglądanie na Fb. Cóż, od 2 miesięcy tym żyję. Wyświetlenie tego co wysłałem nie ma już znaczenia. Wszystko wyjaśniłem, nie oczekuję odpowiedzi, prowokować już nie będę. Teraz czeka mnie tylko myślenie o tym co zrobię. Co mogę zrobić? Weszło właśnie "Final Countdown" :) Na razie myśli są ciężkie. Tu mogę tylko czekać na sezon i myśleć. Po wyzdrowieniu jeszcze trochę się powzmacniać i tak tracić życie. A gdzie indziej? Żyć życiem sprzed 1,5 roku wydaje się bez sensu. A co wydaje się mieć jeszcze sens? I teraz widzę, że mam poważny problem, którego nawet zamknięcie Twojego wątku nie pomoże mi rozwiązać. Potrzebuję optymizmu i nadziei na lepszą przyszłość. Dziś to będzie trudne, po nieprzespanej nocy. Nie jestem jeszcze gotowy. Dziś pewnie najlepiej byłoby poczytać coś naukowego. Ściągam sobie filmy na wieczór. Zawsze coś :) W zasadzie dziś równie dobrze dla mnie mogłoby to się zakończyć tragicznie. Dziś nic nie mam, nic nie wiem. NIe mam nadziei, a moja miłość właśnie się kończy, tak zdecydowałem w końcu. Co do wiary, to jakaś jest, ale dziś nie wiem jaka. Pewnie muszę sobie znaleźć innego internetowego interlokutora. Jak powiem, że mi się nie chce to pewnie Cię nie zaskoczę. Po co ja to jeszcze piszę, gdy już wiem że nie czytasz. Przecież inaczej prawie na pewno w końcu byś się odezwała. Głupi, głupi, głupi. Tyle mogę... sobie nawrzucać, a potem rzucić się w przepaść. Przecież dziewczyny mnie ostrzegały... jakoś, przecież wiedziałem... tylko nie wiedziałem, ze przestaniesz sie odzywać. Na tym polega cały mój tragizm. I dlatego mam ginąć? Bez sensu. To w zasadzie wybiłem już sobie z głowy. Ale dalej mam otwartego Fb. Przecież już nic nie chcę. Zobaczyłem nawet w końcu Waszą nową promocję, ale nie spowodowało to wyświetlenia czegokolwiek na Twoim koncie więc pewnie od razu mnie po prostu zalokowałaś jak kiedyś na WhatsUp-ie. Wtedy powinienem był z Tobą to przegadać, albo uciec. Natrafiłem na ścianę, mur, beton. W zasadzie wtedy mnie olałaś. Nie byłem ważny. Jeny, czy ja przestanę kiedyś w końcu to przeżywać? Tyle razy próbowałem, a potem już nie, gdybyś się odezwała 68 dni temu, zaoszczędziłbym sobie emocji. Jak tu Cię nie przekląć? Dobra, miałem się cieszyć...

Czytam sobie i właśnie dotarło do mnie jaka byłaś podła w stosunku do mnie. Nie muszę tego tak nazywać, nie jestem ważny, więc rzuciłaś na mnie potwarz... czyli skąd ja to znam? Zbyłaś krótkim tekstem, udawałaś, że nie znasz. Podobnie było z Kaszubem? Nieważne, wiem, ale nadal boli. Powiedz, jak mam się odbudować? Przecież nie przeprosisz mnie, nie słyszałem z Twoich ust tego słowa. Sam muszę sobie odpowiedzieć na to pytanie.

No i cholera, wyświetlenie, które dopiero przed chwilą zobaczyłem dalej mnie cieszy, mimo że tłumaczę sobie, że to nie ma sensu. Miły facet, albo po prostu zna wartość informacji. Nieważne, teraz po prostu powiem Ci Dobranoc :)

04.04

To była noc pół na pół. Wczoraj wieczorem dalej wychodziłoe, że nie mam się czego złapać, bo tylko moja korespondencja z szefem odciągała mnie od poczucia beznadziejności. Słabo, nie zamierzam go/Was zadręczać w nieskończoność, ale to wyswietlenie a potem ponowne czytanie tego co napisał i napisałem poprawiło mi nastrój. Potem treściwa kolacja i najnowszy odcinek Arrow i Legend. Pozytywnie, w oderwaniu od rzeczywistości, zasnąłem łatwo bez wielkiej gorączki. Prezdwczoraj na noc i wczoraj rano po raz pierwszy tu użyłem lekarstwa czyli modafenu. Wiadomo, że przyśpiesza to zazwyczaj proces zwalczenia elementów chorobowych, ale wyglądało na to, że wczoraj na noc nie bedzie to konieczne więc zaniechałem. W nocy obudziłem sie nie wiem, o której. Coś tam mi się śniło, ale potem trudno było mi zasnać, bo myśli latały wokół historii i mojej obecne sytuacji, która właściwie się nie poprawiła. Zmiana zależy ode mnie, a jeśli nie stwierdzę, ze warto to nic nie zrobię. Późnym ranem przysnąłem jeszcze i teraz wyciągnąłem lapka i piszę z lekką gorączką niestety. Mogę się poupajać przez jakiś czas swoją "dobrocią", ale teraz niewiele z tego wynika. Tak, jest w tym element autoironii. Mam problem, bo nawet nie wiem jak mógłbym zacząć zmieniać swoją sytuację po ewentualnym powrocie do kraju. Wydaje mi się, że jeszcze do czegoś bym sie nadał, ale cholera nie wiem do czego, a teraz nawet jakoś mam "dosyć" kobiet, więc ciężko mi pomyśleć nawet o punkcie drugim planu. W zasadzie mnie to przeraża. Chore. Emocje kosztują, teraz odchorowuję coś czego nie planowałem, a do czego jakoś poczułem się zmuszony. Nie liczę już na to, że ktoś się do mnie odezwie, więc najbliższa przyszłość wygląda ciężko. Sprawdzę sobie teraz Fb czym pewnie zaprzeczę paradoksalnie temu co przed chwilą napisałem... i tak w kółko ;)

No, tak... w zasadzie nadal boli i nie wiem co teraz zrobić. Teraz muszę już naprawdę sam. Tylko czy tak się da? Jesteś dla mnie rozczarowaniem, być może podobnie jak ja dla Ciebie 13 miesięcy temu. Jesteś szybsza, bystrzejsza i pewnie bardziej zróżnicowana. W ogóle nie powinienem już zajmować się myśleniem o Tobie, a nie potrafię. W dodatku czuję wzrastającą gorączkę czyli nie jest dobrze...

Wziąłem więc trzeci modafen. Czy to oznacza, że zrobiłem źle? Nie wiem, dla siebie wszystko co mogłem, a z Tobą nie dałaś mi szansy sprawdzić, zapytać, odpowiedzieć. Nie wiem co u Ciebie. Tak jest lepiej? Co to zmienia? Pewnie pogorszyło tylko moją sytuację tzn. ten brak informacji. Tobie miało pomóc? Jak? Przecież nie jesteś chyba aż tak złośliwa, żeby się tak długo mścić za coś, nie wiem co? Niby rozumiem, że możemy ograniczyć naszą perspektywę do postrzegania siebie i najbliższych czy najważniejszych dla nas rzeczy, osób. Też tak przecież robię. To jednak mi nie pomaga i spowodowało spóźniony wyjazd bez powrotu, odkrycie i bezcelową spowiedź obcej osobie. Co w tym dobrego? Co było u Ciebie od kwietnia, a potem od 26 stycznia nie mam pojęcia. Lepiej tak? Odpowiedz sobie. Nie wiem prawie nic więc może rzeczywiście lepiej, ale to oznaczało by, że popełniam wyłącznie błędy. Trudno, taki widocznie mój los. Zakończona historia? Wszystko na ziemi kończy tylko śmierć. Tak uważam. Ty być może inaczej i tym może się głównie się różnimy. Może to jest mój podstawowy problem? Nie umiem kończyć. Nie nauczyłem się, a moze to ważna umiejętność. W sumie ważne jest dla mnie czy tą moją spowiedzią wywołałem Twój uśmiech politowania, drobnej sympatii czy złości. Jeśli to ostatnie to niedobrze i w zasadzie PRZEPRASZAM. Pomyśl chociaż co powinienem najlepiej teraz zrobić...

Pozdrawiam więc i powodzenia :)

Czy to w ogóle jeszcze ważne? Przeczytałem jeszcze raz ostatnią odpowiedź. Może muszę bardziej ogólnie zrozumieć tę pierwszą linijkę, że dostałem za co zapłaciłem. Jednak i tak nie mogę się z tym zgodzić. Gdyby to było w ramach konwencji, nawet z jakimiś złudnymi ozdobnikami niby wykraczającymi poza nią to mógłbym to wziąć na siebie. Naprawdę. Niestety pamiętam dokładnie jak było w rzeczywistości. Nie potrafię tego tak podsumować, a jeżeli Ty to tak zrobiłaś, to nie musze nazywać tego podłym, bo dla Ciebie to może być po prostu wygodne, a dalej mam wrażenie, ze było inaczej nawet na końcu. I co z tego? Wynika, że szybko nie przestanę się tym sam męczyć... krok drugi, krok drugi, krok drugi... coś krzyczy. Jak, jak mi się jeszcze nie chce? Znowu powielać te same błędy? Jak inaczej? Cierpliwości, coś podpowiada. Jak teraz się zupełnie nie zniszczyć? Postąpić rozsądnie? Dobrze? Czy "szef" uwierzył chociaż w część mojej historii? Co to by zmieniło? Czy jeszcze chcę Cię w ogóle zobaczyć? Po co? No, tak... a po co jednak zaglądam na Fb? Czy kiedykolwiek przestanę? Czy ciągle muszę zadawać sobie te same pytania? Same pytania, ale czuję, że chociaż po kawie gorączka spada :) Może zostanę już tylko takim "stoikiem"? Czy naprawdę jestem taki wyjątkowy, czy to tylko moje ego? Chora wyobraźnia i jakaś schiza? Znowu stoję przed wyborami i rozsądek podpowiada mi, że nie powinienem powtarzać starych błędów i zapomnieć o starych miejscach. Jeny, jak? Nowe życie? Jakie? Wyjechać do Azji? Poważnie? Czemu nie? Co mnie tutaj trzyma? Co mnie może gdzieś pociągnąć? Jak spojrzę w przeszłość to tylko kobiety... wystarczy jedna. Poszukać? To tylko kwestia aktywności. W zasadzie nie muszę mieć pełnej koncepcji szczęścia, bo na bieżąco każda zmiana na lepsze cieszy, daje radość, więc w mojej sytuacji dużo małych rzeczy jest w stanie mnie ucieszyć. Wiem o tym. Jak jednak utrzymać potem trend? By zbudować szczęście. Kluczem jest odpowiednia osoba i ja oczywiście... Z Tobą nie miałem raczej szans. Tak jak pisałaś na początku: nie byłaś dla mnie. Chyba to rozumiem. Z czasem albo bym Cię znudził (syczałaś, że może nie, bo akurat byłem nadaktywny ;), albo byś mnie znienawidziła, a może ja bym nie podołał Twoim problemom. Kto wie, ale to rozumiem. OK, masz chyba fajnego faceta i to dla Ciebie najlepsze rozwiązanie. Co dla mnie? Odebrałaś mi możliwość kontaktu z Tobą. tego nie rozumiałem, nie zaakceptowałem jeszcze do końca. Czy tak musi być? Dumam. Oddzielić tego zupełnie od emocji nie można, wiem. Udawać, bawiąc się w konwenanse może po prostu nie chcesz. A co ja? Pewnie nadal chciałbym , tak jak napisałem, na co liczyłem rok temu. Szczerze. Wiadomo, że wtedy była jeszcze jaka niewielka nadzieja na rozwinięcie, ale teraz juz jej nie ma. I to nawet chyba nie jest ważne. Pożegnanie w tej sytuacji nie ma właściwie sensu. Powiedziałem, napisałem chyba już wszystko i zakładam, ze dotarło to do Ciebie pośrednio, jako kontropiniodawcy. Może się jak zwykle mylę? Chciałbym to uspokoić w mojej głowie i sercu. Rozumiesz? Przykryć, nie od razu kimś innym. Chyba jeszcze nie jestem na to gotowy. Wiem, że to strasznie długo u mnie trwa, ale weź pod uwagę moją wielomiesięczną całkowitą samotność. Dalej Ty jesteś najświeższym wspomnieniem. Najlepszym, mimo tragizmu ostatniego miesiąca kontaktów. Masakryczna jest ta moja głowa, nie? Czyściec zadziałał tak sobie. Dalej pojawiają się myśli żeby zacząć Cię przykrywać w złym miejscu. To wydaje się najprostsze, tylko znowu naraża mnie na pułapkę. Jak, ardzo chciałbym żebyś wybiła mi to z głowy. Tylko dalej pamiętam, Twoje słowa, że nie widziałaś w tym nic złego... czasem, a czasem dziwiłaś się że na początku uznałem to za dobre miejsce, co zakomunikowałem. Byłaś taka zmienna, dynamiczna. Brakowało mi tego przez ten cały czas. Konsultacji z Tobą. Czy można być o to zazdrosnym? Staram się spojrzeć na to oczami Twojego chłopa. Świadomość, wiedza o tym o Twojej przeszłości, z pewnością mu w tym nie pomaga, ale zaakceptował to podobnie jak ja kiedyś. To jednak nie wyłącza emocji... i w tym pewnie problem. Nie wiem czy jesteś w stanie poznać nowego dziwnego pacjenta. Mógłbym się nim stać chociaż "na chwilę" by domknąć pewien rozdział, ale nie wiem czy Ty byłabyś do tego zdolna. Zdolna, pewnie tak tylko czy po prostu chciałabyś, zgodziłabyś się. Pytanie, które zadaję sobie i Tobie od początku czyli 69 dni. Nie chcę niczego ani nikogo prowokować. Być może według Ciebie swoim zdalnym uporem popaliłem swoje ostatnie mosty czy tylko kładki... Puszczę więc muzykę :)

No i puściłem 2+1 "Windą do Nieba". Cholera naprawdę nie pamiętałem dokładnie tego tekstu :) Wszystko jest tak powtarzalne, te wszystkie skojarzenia takie uniwersalne :) Pewnie po prostu trzeba żyć... Otworzyć się na nowe możliwości... Tak jak Ty to zrobiłaś... Próbowałem w zasadzie 2 miesiące, ale mi się nie udało. Pomijając uczucia, byłem za mało cierpliwy, wcześniej też trochę brakowało mi cierpliwości i być może dlatego właśnie straciłem wszystko. Pewnie po prostu jesteś mądrzejsza ode mnie. Dziś zastanawiałem się o czym ja właściwie pisałem? Jakie to ma znaczenie? Faktem jest, ze nadal jest to historia, do której uciekam i mogło by tak zostać już do końca. Pocierpiałbym sobie czasem, pomarzył, powspominał, czasem pouśmiechał, posłuchał muzyki i tak mogło by już naprawdę do końca wyglądać moje życie w dość pozytywnym wariancie. Bo czego mogę jeszcze oczekiwać od życia? Wydaje mi się, ze wszystko dobre co mogłem już przeżyłem. To, że brakuje mi przytulenia czy czasem wprost seksu, ale jakoś żyję bez tego jakoś. Gorzej z konwersacją. Jak widzisz muszę gadać ze sobą lub z Twoim wyobrażeniem. Co może lepszego mnie jeszcze spotkać? W sumie nie wiem i być może zaryzykuję tę utratę stoickiego spokoju, który takim absolutnym spokojem już nie jest, gdy zimą prawie był. Czy mam się w tym dopatrywać działania "ciemnych mocy"? Zobaczymy co ostatecznie z tego wyjdzie. NIe chce mi się wypisywać juz tytułów, czy tekstów kolejnych polskich piosenek, które zdają się sugerować cały czas prawie to samo... Przeżyć kolejną piękną historię? Czy ta ostatnia była naprawdę piękna? Do końca walczyłem by móc tak ją zapamiętać :) Czy piękno musi być jakoś tragiczne? Wszystko się kiedyś kończy, więc pewnie jesteśmy na to skazani... Oczywiście jest jeszcze wiele pytań, na które chciałbym poznać odpowiedzi. W tym celu po prostu powinienem był wrócić w styczniu czy w lutym do kraju. Nie myśleć o przeszłości... czy to realne? W moim przypadku, po prostu nie. To pewnie pogłębia tragizm sytuacji. "A Ja Będę Twym Aniołem" przestało grać... zacięcie i muszę się ruszyć by słuchać dalej... Oczywiście gdy się ruszyłem zaczęło w końcu wchodzić coś następnego, ale włączyłem listę Anny Jantar, by się specjalnie nie dołować ;) W stanie bez gorączki, po kawie naprawdę jestem stoikiem, trochę romantykiem jednak też. I będę uwodził jeszcze tak jakąś kobietę? A czy mam naprawdę jakieś inne wyjście. Przecież chcę poczuć jeszcze, że ktoś mnie kocha... a życie tak krótkie jest... Miłość... smak życia :) Złudzenie? Przekleństwo? Choroba? Pewnie bedę chciał to tym razem zrobić z głową. Czy to możliwe? Czy w ogóle nie powinienem sobie tego wybić z głowy, jak przekonywało mnie kiedyś szczerze wielu facetów? Muszę chyba wpierw stanąć w świetle prawdy o sobie i zakończyć to czego nie miałem szansy kiedyś. Niestety nadal dalej tak myślę i pewnie boję się tego po prostu. Oczywiście Anna Jantar cały czas śpiewa w temacie "Najtrudniejszy Pierwszy Krok"... skojarzenia nadal robią sobie jaja ;) Nie będę tego leczył, bo to dość inspirujące :) Miałaś podobnie, gdy słuchaliśmy mojej muzyki. Tym Cię wykończyłem? Mam nadzieję, że przy okazji pomogłem ;) Pomyśl jak duzo bardziej Twoja sytuacja jest lepsza niż rok temu. Taką mam nadzieję i to właśnie dało mi uśmiech :) Tak, w końcu się rozpogodziłem 14:17... nie najszybciej... ale bywało gorzej :) Czego mi jeszcze trzeba poza pisaniem, myśleniem i słuchaniem muzyki? "Dzień, Wspomnienie Lata" Pisałem, jednak różnych rzeczy. Oczywiście mogę sobie pogorszyć... 

No to jaka ma być? Nie za młoda, tak bym mógł się poczuć jeszcze atrakcyjny ;) Cholera, niestety inteligentna... potrzebuję jej na początku głównie do rozmowy. Przydałyby się dobre podstawy, fundamenty, ale gdzie taką znaleźć? W tym wieku musiałaby być ciężko skrzywdzona, by mogła być sama. Cholera, miałem to zacząć robić systematycznie od września. Taki był wariant, gdy sobie poradzisz z kimś innym. Mogłem wcześniej, ale odsuwałem to w czasie jednak ze względu na Ciebie i planowany wyjazd. Teraz będzie trudniej. Moja sytuacja nie jest stabilna. Muszę mieć co jej zaoferować. W czerwcu jeszcze miałem. Teraz to bardziej skomplikowane. Wygląd? Mam kilka typów i cech, które mi pomagają, ale liczy się jednak głównie spojrzenie, oczy ;) Pomarzyć można, nie ;) No, tak czyli reszta też jest ważna :) I tak buduję sobie obraz ideału... nie, wcale nie Twój ;) Byłaś blisko, a ja pewnie dość daleko Twojego, choć na początku wyglądało to... cudownie :) Co tu dużo mówić, nigdy tego nie zapomnę i na tym poprzestanę :)

Być może teraz czeka mnie dużo traumatycznych przeżyć. Wolałbym nie, ale te mesjańskie schematy są we mnie tak mocno zakodowane... Zobaczymy, zobaczymy kto tym wszystkim naprawdę kieruje. Test, na sobie? Nie za duże ryzyko? A co mi pozostało? Nie będę brykał, pozostanę Kubusiem... choć do głowy przychodziło wpierw "Prosiaczkiem". Zobaczymy. Mogę sobie teraz o tym w miarę pogodnie pomarzyć, powizualizować. A jak będzie to zobaczymy. Jeśli nie załamię się i po prostu nie położę się bezsilny, to nie musi być źle. W końcu do tego jakoś się przygotowuję, ale brak mi rzeczywistej konfrontacji, możliwości oceny swojego stanu. Jestem teraz trochę jak motyl... w miarę sprawnie myślę, mogę się chwilę nawet poruszać, ale pokonywanie problemów to inny poziom trudności... W zasadzie pewnie potrzebuję, żeby ktoś mi na wstępie jednak pomógł. I nie będziesz to raczej Ty. Co do tego nie mam raczej złudzeń. Więc kto przychodzi mi do głowy? Cholera, nikt mi znany chyba nie zrobi tego skutecznie. Za bardzo skupiałem się w swoich relacjach na pomaganiu innym, a potrzebuję kogoś silnego chyba... Porąbane trochę, bo prowadzi mnie to do kolejnych błędów. Czy się nie oszukuję, że naprawdę tego potrzebuję? Jeny, a czego? Przecież nagle, na początku nie znajdę kogoś kto mnie przytuli. To oczywiste. Ciekawe czy Twój chłop nie pomyślał, ze musze być totalnym wariatem? Czemu jeszcze do tego wracam? Bo mi się kojarzy. Cholera, czy to są dobre intencje? A co będzie dobrą intencją w moim przypadku? Tylko pomoc. Tylko tyle mogę. W ogóle czy znasz lepszą intencję? Dobro, ale to chyba prawie zawsze sprowadza się do pomocy komuś innemu... sobie samemu też? Tak sobie myślę czy nie będę musiał jednak ostatecznie zmienić otoczenia by nie wracać do bolesnych skojarzeń? W tej chwili jednak nie wydają się one takie bolesne... ech ta psychika. Zobaczymy jak będzie. Jeśli w końcu podejmę decyzję. Na razie zdrowieję, tak zakładam. W sumie dziwna to choroba, której objawy ograniczały się do bólu głowy na początku i gorączki przez kilka dni. To chyba nawet dobrze, bo nie cierpię kataru czy bólu gardła.

Przełączyłem na Demisa Rousosa na prośbę, ale wróciłem później do Anny. Miała swoją tragiczną historię. Dlaczego ja miałbym mieć lepszą? Tak jak inna Ania z naszego miasta :( Lubiłem ją, choć tylko jako fan, bo tylko raz spotkałem ją osobiście. Robiła fajne wrażenie. I już jej nie ma na tym świecie... nie wytrzymała... czego tak naprawdę? Skąd naprawdę biorą się schorzenia onkologiczne? Stres na pewno im nie zapobiega. Ciekawe jak sobie z nim radzisz? Nadal biegasz? Cholera, po co pytam? Załóżmy, że to taka choroba, z której jednak staram się powoli wyleczyć. Jak widać tutaj to idzie bardzo powoli... bo od decyzji wkrótce minie miesiąc. Słabo ;) Dalej mam otwarty komunikator, zerkam na aktywność i to chyba nawet lepsze niż wpatrywanie się w twoje zdjęcie na stronie. Dalej piszę do Ciebie, myślę tylko trochę inaczej, dalej wysyłam. Będę musiał to stopniowo ograniczać i zobaczyć jak sobie radzę bez tego. Trzeba coś zmieniać, nawet jeśli powoli to jednak. Pewnie w sumie napisałem do Ciebie 300-400 stron, co tylko pokazuje jak bardzo byłem chory. Czyli spokojnie mógłbym napisać prawdziwą książkę. potrzebowałbym tylko motywacji, muzy ;) Wiadomo, każdy książkę może napisać jak ciotka mojej byłej. Miała dość ciekawe życie i wielu wielbicieli z różnych krajów... poza tym tylko 2 stałych mężów przez cały czas. Bardzo sympatyczna osoba. Moja była pewnie też coś napisała, bo zawsze miała ku temu ciągoty. Mogłem wyjść w jej wersji dosyć koślawie, bo jej spojrzenie na świat było mocno negatywne. Tylko ja byłem przez wiele lat taki pozytywny, przynajmniej tak mi się wydawało. Lepiej o tym nie myśleć. Wiadomo, że w swoich oczach zazwyczaj wyglądamy lepiej niż w innych. Zadowolona jesteś z siebie? Ja w zasadzie w tej chwili z siebie tak. To sporo daje. Może nie do końca, bo wychodzi, że niewiele się nauczyłem. Jak mówił czasem mój tata: "głupim się urodziłem i głupim umrę ;)". Pewnie są potrzebne teraz jakieś działąnia, które przyniosą dobre owoce. Ile można skupiać się tylko na sobie? Bo, skupiając się na Tobie, skupiałem się właśnie na swoich uczuciach, wspomnieniach, marzeniach. Zapominając o innych. Czyli może lepiej po prostu zrobić coś dla innych i stąd postarać się zaczerpnąć motywację? Nie dla Ciebie, bo po prostu nie chcesz... to jasne. Ale znalazłbym jeszcze kilka osób, które znam i które mogłyby potrzebować mojej pomocy. Tak sobie myślę. Tylko dla nich pewnie powinienem wpierw pomóc sobie, no i kółko się zamyka ;)

Musiałem się ruszyć, bo Andrzej Rybiński zamilkł przy 2/3 nagrania i puściłem "W Życiu Piękne Są Tylko Chwile" Dżemu. Jeśli kiedyś przeczytasz o mnie w gazetach będzie znaczyło pewnie, że źle wybrałem ;) Pewnie nie czytasz takich bzdur specjalnie, "dlatego czasem warto żyć" :) Oczywiście, mogło by być tak, ze nawet "szef" niczego nie czytał, tylko wyświetlił bym się odczepił w końcu czy uspokoił. Ale w sumie takiego "zimnego" nie potrafię sobie go wyobrazić. I jednak ta ciekawość co pisze nawet jakiś dziwny smętny facet o jakiejś historii sprzed roku... Ile to bardziej ciekawe niż zwykłe książki? Gdy nas w jakiś sposób dotyczy. Dlatego też trudno mi sobie wyobrazić, żebyś Ty nie czytała i oczywiście wszystkie ciekawskie "chochliki" ;) Trudno, mógłbym napisać, że nie pozostawiłaś mi innego wyjścia, ale wiesz, że byłaby to tylko manipulacyjna figura retoryczna. Tak zdecydowałem i poniosę tego konsekwencje... wierzę, ze dobre, ale być może wynika tylko z naiwnego  rzutowania mojego "pozytywizmu" na innych. Gdy przyjdzie mi się zmierzyć z realnym światem, okaże się jaka jest prawda, lub jej cień ;) Ostatnia prośba do "szefa" w zasadzie pewnie oznaczała, że jeśli nie ma zamiaru napisać czegoś pozytywnego dla mnie to może sobie darować. Najwyraźniej zrozumiał :) Oczywiście w mojej bajce po przeczytaniu tego to Ty bezpośrednio byś się do mnie w końcu odezwała :) Ale życie to nie bajka..., no i Twoja jest inna...

Znaleźć kogoś z mojej bajki... WoW... to było by coś. Cholera, moja druga kobieta była prawie taka. Raz prawie ją spotkałem, ale nie byłem pewny czy to ona. Cholera, minęły tylko 2 lata i nie byłem pewny po pół roku relacji. Dlaczego? tak bardzo się zmieniła, czy to był tylko ktoś podobny. Nie odważyłem się zapytać, zbliżyć na tyle by poczuć, choć próbowałem trochę. Tchórzem jestem po prostu i pewnie dlatego czasem mam problemy. Czasem jednak moje działania są jakby zbyt odważne. Jak to zrównoważyć? Niestety gorączka znowu wraca. Ile to potrwa? Mam na co zasłużyłem? Sporo bym dał by dowiedzieć się jak Ty naprawdę się czujesz. I znowu wróciłem, widzisz? Nie rokuje to dobrze w tej chwili. Temperatura 17,7 jednak przekonuje mnie, że wszystko będzie dobrze ;) Czy rzeczywiście istnieją takie związki numerologiczne? Tych cyferek jest tylko 9 plus 0 więc prawdopodobieństwo 11% jest stosunkowo duże dla wytworzenia pewnego złudzenia. Kto wie, jak to naprawdę działa? Siła wiary? W co wierzysz? W co wierzy szef? To chyba sprawy zasadnicze. Na razie nadal żyję w bajce. Kiedyś leżałbym w łóżku, a tu sobie siedzę dość wygodnie i słucham muzyki. Nagroda to czy kara? Prawie jak sen podpowiada piosenka. Czy warto spać już do końca życia? Być może to miał na myśli "szef" pisząc o smęceniu. Znowu rzutuję na niego dobre pobudki :) Zamiast założyć, że po prostu w końcu udało mi się go bezpośrednio zirytować... w sumie po raz trzeci czy siódmy, bo może to on jednak zawsze odpisywał. I tak to ze mną jest. "Samotny Człowiek W Środku Dnia"... czyli "Pijemy Za Lepszy Czas" Wilków. Ja chrzanię... naprawdę mógłbym już tak do końca życia... nieważne ile miało by jeszcze trwać... Trochę to przerażające, ale tak naprawdę czy mam źle? Prawie niebo :) To po cholerę chcę coś zmieniać? No, tak, przecież jeszcze 2,5 miesiąca temu nie myślałem o tym i mogło tak zostać. Do rozmyślań i marzeń by wystarczyło. Tylko później chciałem jeszcze kontaktu, którego mi odmówiłaś, ale mógłbym naprawdę poszukać jakiegoś innego kontaktu konwersacyjnego. A ja cholera, uparłem się, żeby wyjaśnić Twoją sprawę do końca i w ten sposób dopiero domknąć zeszły rok. I tak "bawię" się od 69 dni. Długo, nie? Odświeżyłem w tym czasie emocje, przeżyłem zeszły rok ponownie wiele razy i się rozpisałem. Jeśli chodzi o efekty to są mierne, poza długością zapisanego tekstu. No, tak teraz nawet pomyślałem, że nawet już nie było by sensu byś to czytała... no to klops ;) Bez sensu, ale co naprawdę ma sens? Prokreacja, rozwój, budowanie, pomaganie w dobrej sprawie... dodałem to dookreślenie pomocy. Bo przecież są też złe cele, sprawy... Wieczorem pewnie znowu dopadnie mnie znurzenie i tak w kółko, bez zmian. A podobno pewna jest tylko zmiana. Zmienię więc muzykę z LP na coś innego...

Puściłem Marka Grechutę najpierw "Niepewność" czyli "Przyjaźń Czy Kochanie?". Cholera, nie udało mi się kupić przyjaźni, a nawet wdzięczności... Nie wiedziałem, że w Twoim przypadku to chyba niemożliwe, czyli inwestycja była bardzo nieperspektywiczna :( Ech, to moje rzutowanie moich schematów na innych... "Nie Dokazuj" ;) Nie wiem. W zasadzie przez to czytanie i pisanie głównie pogorszyłem sobie wzrok...

Spróbowałem czegoś i emocje są nadal za duże. Kurcze... jak się od tego uwolnić? Ja pierniczę. Nie mam żadnego pomysłu. POMOCY... No, tak to co by było gdybym Cię zobaczył? Chore to jest naprawdę. Przy takim poziomie emocji można zrobić coś naprawdę głupiego. Muszę to jakoś przetrawić... no nie może tak być. Po prostu padam... Coś ze mną jest nie tak. Muszę zmienić muzykę... 

Długo się na nic nie mogłem zdecydować, w końcu wybrałem Turbo "Dorosłe Dzieci". Wszystko przypominało mi Ciebie... Jeny, sam się rozłożyłem na łopatki. Nie mogę patrzyć na kobiety... f...f...f.... I co teraz? To jest obsesja. Sam się w nią wpakowałem. Albo po prostu jestem teraz aż tak wrażliwy. Czemu tu się dziwić? Tyle czasu sam.  Jeny, muszę się jakoś oswoić. Zmienię na jakąś obcą muzykę... no i wybrałem "Białą Flagę"... poddaję się dziś naprawdę... nie jestem gotów na NIC... W dodatku gorączka mnie rozkłada... Po prostu muszę się wylogować. OK, teraz coś popularnonaukowego... Czuję ucisk na klacie? A to do czorta co jest?

Czyli nie mam się co oszukiwać. Nie jestem gotowy na nic. Teraz piszę to już spokojnie, smutno. Ty mnie z tego nie wyciągniesz. Nie znajduję żadnej osoby, która mogła by to zrobić. Sam udowodniłem sobie, że emocje mogą mnie rozłożyć w ciągu kilku minut. To jest dopiero słabość. Może to też trochę przez gorączkę. W sumie wiele już lat nie miałem zapalenia oskrzeli, niby to nie powinno być to, ale coś czuję w klacie. "Zaopiekuj Się Mną" Już mogę sobie tylko pomarzyć :) W zasadzie teraz nie chce mi się już nic... po co ja tam schodziłem? Może jakieś samobiczowanie by pomogło? Głupi pomysł, nie? Poczytam dalej o kwantach, bo to mnie jednak uspokoiło. Odblokuj mi coś, jakieś kanały, węzły czy cokolwiek.

Wiem, że to wszystko bez sensu. Pisaniem tylko utrwalam przywiązanie. I na nic innego nie jestem gotowy. Po prostu MAT. Wybacz, z emocjami nic się dalej nie zmieniło. Czuję to tak samo jak ponad rok temu. I mogę sobie pisać co tam sobie chcę. W ten sposób nic się nie zmieni. I mam obawy, że jeśli kiedyś wrócę do znanych mi miejsc to wróci jeszcze silniej. Tak silnie jeszcze nic w życiu nie odczuwałem. No i klops ;) Zdałem sobie sprawę jak jestem słaby.

Puściłem kawałek V symfonii Beethovena, a teraz 4 Pory Roku Vivaldiego, naprawdę nie wiem co zrobić. Takie emocje nie są mi potrzebne. W zasadzie mogą mnie naprawdę zabić. Muszę sobie pooddychać. Dziś po prostu nie mam pomysłu. Uciekłem z Fb, żeby oderwać wzrok. Mogę tylko powiedzieć, że smutne to wszystko. To dopiero są smęty. I tylko Ty mogłabyś teraz mi pomóc jednym odezwaniem, a to jest juz naprawdę ciężka choroba. Czy mam sobie zdać sprawę z tego jaki byłem uciążliwy ostatnio? Po coś ta choroba jest. Jeżeli zaszczepiłem się na takie miejsca w ten sposób, to może dobrze? Bo jeśli to nie jest dobre miejsce dla osób tam pracujących to jak można tam chodzić? Ja pierniczę, a Ty przecież szkoliłaś. Jeżeli mogłaś to robić to na co ja do cholery liczyłem? Musiałaś być twarda jak kamień... Więc do cholery dlaczego aż tak się zaangażowałem? W takim stanie to wiesz co najchętniej bym zrobił? Totalny konflikt wewnętrzny. Nie zrobię nic. Poczytam coś tylko. Tyle mogę. Czego ja oczekiwałem? Wdzięczności? Podziękowania? Kontaktu, który miał tylko mi coś dawać? Od momentu gdy emocje się zmieniły u Ciebie nie było już na to szans... IDIOTA. Trzeba było wiać gdzie pieprz rośnie... Sobie silnego pomocnika zgrywałem, a byłem pewnie po prostu niewolnikiem, a teraz jestem nikim... i tyle. Jeżeli jesteś w dobrej formie, ale po ciemnej stronie, mogłaś mnie po prostu przekląć za to, że nie odpuściłem i drążyłem temat. I dalej mam problem, bo w tej chwili 2 krok wydaje mi się zupełnie nierealny. Porąbane. Wczoraj poupajałem się tym jaki ja byłem dobry, ale tak naprawdę dla kogo? KIM JESTEŚ w środku? Kim ja byłem naprawdę? Kim teraz jestem? Czas pokaże... na razie na pewno jestem za słaby. Czy samotnie jestem w stanie jeszcze się wzmocnić? Cholera, nie wiem. 

No i dostałem ciastko, a gorączka trochę jakby spadała :) Czyli to wszystko były moje złudzenia? Wyobrażenia, w których się zakochałem? To nie takie proste. Muszę się jednak skupić na celu czyli odkochaniu. Fb mi w tym nie pomoże. Czyli odciąć się znowu? A co mogę jeszcze? Przecież rozmawiam z Twoim wyobrażeniem, jasną stroną, która może i jest, ale jest zarezerwowana dla kogoś innego. Muszę to zrozumieć. Teraz muszę być już po prostu TWARDY. No to, na pewno się uda jak nigdy nie byłem ;) Leci "Jaskółka". Inna opcja? Przecież wszystko co mogłem zdalnie zrobiłem. Przekonałem się, że nie zmienisz zdania na temat kontaktu, a na dodatek wyspowiadałem się Twojemu facetowi. I co chciałem przez to osiągnąć? To nie te czasy, że powie: OK, pomógł Pan naprawdę, wierzę, dziękuję, co mogę dla Pana zrobić? Czy ja bym tak zrobił w jego sytuacji? Na pewno wcześniej zapytałbym Ciebie czy to prawda? To było by kluczowe dla mnie, bo wymyślić można wszystko. A Ty co? Brnęłaś dalej i nazwałaś mnie kłamcą, bajkopisarzem czy wariatem? Czy jeszcze gorzej?Uczciwie było by przyznać, że rzeczywiście był taki jeden dość dziwny facet, który pomagał już tylko po jakimś czasie. Obawiam się niestety, że na to Cię nie stać. I co z tego? Ano prawie nic. Brak uczciwości co do mnie na pewno dobrze na Ciebie nie wpłynie, bo pamiętasz, że byłem naprawdę dobry dla Ciebie i nie tylko... To akurat jest Twój problem, mimo że próbowałaś już dawno zaciemniać mój obraz. Tak myślę, że miało Ci ułatwić to co zrobiłaś. OK, może nie byłaś aż taka zła dla mnie tzn. specjalnie nie wymyślałaś trudnych okoliczności i nie wykorzystałaś mnie zupełnie na zimno i w złej sprawie. OK, muszę zakończyć tę bajkę. Powoli zacząć wracać do rzeczywistości. Szybko się nie da, przekonałem się dziś, że jeszcze nie jestem gotowy. Zobaczymy. Tak czy inaczej życzę Ci dobrej nocy :)

05.04

Witaj. Po co jeszcze piszę? Pada deszcz to co mam robić? ;) No tak, ale naprawdę to do śmiechu mi nie jest. Obawiam się, że moja historia pozostanie tragiczna do końca, że nie mam przyszłości, że zrobiłem sobie krzywdę. I może niepotrzebnie martwiłem się, że to Ty możesz przeżywać nawet tylko podświadomy konflikt wewnętrzny. Może po prostu jesteś tak bardzo inna, masz co innego wdrukowane, że co innego wywołuje u Ciebie reakcje psychosomatyczne, jak być może ponad rok temu i wcześniej. OK, nie powinienem się tym w ogóle przejmować. No, dobra więc po co o tym jeszcze piszę? Ano, dziś obudziłem się wcześnie i myślałem o tym, o swoim życiu i nawet krótko zapłakałem. Takie tam zwilżenie spojówek ;) Potem udało mi się jeszcze przysnąć i wrócić w snach do bardzo dawnych czsów więc zrobiło mi się pogodniej. Po co więc piszę? Bo pada, leżę, nie mam dobrych pomysłów. Plan na wyjście z tej sytuacji wygląda słabo. I nawet jestem prawie pewien, że nic Cię to nie obchodzi. Może jestem po prostu straconym szaleńcem. Smutne to, ale być może prawdziwe. Wczoraj obejrzałem sobie film "Odkrycie". Lubię Roberta Redforda jakoś od zawsze, ale film był dość trudny dla mnie. Pełen uproszczeń, ale też refleksji. Nad życiem, pojjęciem straty i odchodzeniem. Czy powinienem to był oglądać? Ściągnąłem go ostatnio, bo był najnowszy, a wczoraj znalazł się na pierwszym miejscu mojej listy plików i poza "Kobietą Kotem", którą już kiedyś widziałem był jedyny. Ale pewnie sobie jeszcze trochę pocierpię ;) Gorączka średnio, nie wiem dokładnie ile, bo nie mam chyba termometru, ale kiedyś udało mi się nauczyć to dośc precyzyjnie diagnozować bez niego. Trzeba znać przynajmniej swój organizm ;) Co dalej? Na razie nic wykraczającego poza tragizm. Moje "genialne" pomysły wyglądają słabo, moja kontrola nad emocjami też. Co mi pozostało? Nie będę żebrał, ale być może będę starał się jednak jakoś w maksymalnie dobry sposób Cię przykryć. Rozważam jak. Bez tego z pewnością się zamęczę, albo w końcu nie wytrzymam. W kategoriach tego świata jestem szaleńcem. Zdaję sobie z tego sprawę. Mogę wyobrazić sobie, że byłaś/jesteś zła, prawie się o tym przekonać i dalej to nie zmienia moich uczuć. Nie powinienem już o tym pisać.Teraz będę starał się od tego oderwać. Jeszcze dokładnie nie wiem jak. Teraz podstawowym zadaniem jest wyzdrowieć. To nie jest jednak zapalenie oskrzeli, bo wczorajszy ucisk w klacie był krótkotrwały. Musiały go po prostu wywołać zbyt duże emocje. Czy stać mnie jeszcze stoicyzm i obserwację świata? Nieważne teraz, "przeziębienie" trwa już 5-ty dzień i w końcu powinno się skończyć. Poza tym zjem coś i może wezmę czwarty modafen... na razie :)

Czy to co właśnie zrobiłem oznacza, że jestem totalnie głupi czy może złośliwy? NIc z tych rzeczy... chociaż może jednak to pierwsze, bo to było dla mnie naturalne, serdeczne i spontaniczne... tak się składa, że gdy chyba Ty to poprawiałaś ja kończyłem rozwinięcie, czyli ostatni tekst do Twojego chłopa. A teraz ten komentarz spowodował, że się rozpogodziłem, mimo że nadal nie mam pojęcia co zrobić. I nie nosi to znamion żadnego "nagabywania"... zapewniam... Pozdrawiam serdecznie :) 

I co mogę dodać? Ten komentarz napisałem po pierwsze dlatego, że dopiero dziś dostałem powiadomienie o nowym zdjęciu (wczoraj ani przedwczoraj nic nie było więc myslałem, że może wyłączyliście powiadomienia dla mnie, ale być może tylko "nieznane są wyroki Fb" ;), po drugie, że zobaczyłem, że opis był 2 razy edytowany akurat gdy przed wczoraj kończyłem "rozwiniecie" a po trzecie bo króliczek jednak kojarzy mi się z Królikiem z Kubusia Puchatka i w tym momencie zapragnąłem w dodatku pożyczyć Wam Wesołych Świąt. Tak było dokładnie :) Co z tego? Dla mnie trochę pogody ducha, ale racjonalnie to tylko uświadamia mi w jakim stanie jestem. Teraz pewnie sobie będę czekał na kurtuazyjną odpowiedź, której pewnie się nie doczekam ze względu być może tylko na zbyt wiele złych skojarzeń, które być może wywołuję. Nie cofnę tego... to już przeszłość. Spróbuj tak na to spojrzeć. Transponuję właśnie to co mi zasugerowaliście. To to samo. Dziś jest nowy dzień. Zapomnijcie o przeszłości. Próbowałem to z Tobą zagrać mniej więcej 13 miesięcy temu. Reset, co było, to było... i jakoś nie byłaś wtedy zachwycona tym pomysłem. Dlaczego? Na pewno rozumiesz moją sytuację. Po prostu u mnie trwa to znacznie dłużej. Ale wydaje mi się, że potrafię się wczuć w rolę, tak jak wtedy już mogłem. Skupić się na przyszłości. Jeśli Wy nie potraficie teraz pomyśleć o niej bez kontekstu ostatnich 70 dni to nie oczekujcie czegoś podobnego od kogoś innego czyli by zapomniał kontekstu przeszłości. Tak rozumiem zasadę wzajemności. OK i pewnie Ty to rozumiesz, a ja chciałem zrobić 13 miesięcy temu po prostu coś po "chłopsku". I guzik z tego wyszedł. Nie jesteś facetem i ja właściwie w tej chwili też nie. OK, nie będę się dalej nad tym rozwodził. Nie wywołało we mnie to żadnych dużych niepokojących emocji jak wczoraj coś innego, więc wiem, że to akurat było dobre :) Puszczę muzykę.

Puściłem Ennio Morricone by maksymalnie wyluzować. Bez emocjonalnych skojarzeń. Jeszcze zdrowy nie jestem i duże emocje nie są mi potrzebne. Dostałem w końcu kawę. O co mi chodziło z tymi kolorami jajek? W zasadzie pasują do kolorystyki, choć mogłyby być czerwone i niebieskie. Żółty i fioletowy zazwyczaj symbolizują co innego. Tyle. Akurat tak wyszło komuś pewnie prawie przypadkiem. Ważniejsze pewnie było ustawienie kurczaka na króliku ;) Chyba czytałem kiedyś takie opowiadanie, w którym ktoś swoją pozytywnością irytował kogoś bardzo. Mam nadzieję, że w tym przypadku tak nie jest. Czasem czytam coś na salonie i to co ludzie czasem wypisują w komentarzach, lub jak je odbierają jest często rzeczywiście szalone. I co z tego, jeśli najbardziej szalone jest to, że ciągle do Ciebie jeszcze piszę? A co mam robić w chmurach i chorobie? Ciesz się, że chociaż tak możesz mi "pomóc"... tym, że po prostu żyjesz. Wiesz, że w ten sposób spełniasz jeden z określonych dobrych uczynków? Jakie to wszystko odległe. Jak zły byłem według tych kryteriów kilkanaście miesięcy temu? A przecież było tak ciekawie dla mnie. Tak niby pozytywnie, tyle nowych wrażeń, tyle mojej ciekawości. Bo do momentu kiedy Cię poznałem byłem głównie ciekawy nowych wrażeń... i straciłem potem tą ciekawość. Czy ją odzyskam? Wczoraj pokusę zajrzenia w pewno miejsce autentycznie odbierałem jak podszepty złego. To nie był mój wewnętrzny zwyczajny głos... może to tylko moja ciemna strona tak rzadko się odzywa, może po prostu ktoś, kiedyś w ten zewnętrzny sposób opisał wewnętrzny głos. Jak to działa, czy jest tak naprawdę nie wiem. Brakuje mi tych rozmów z Tobą... najbardziej. SZCZERZE. Cała reszta poza kontaktem psychicznym jest powtarzalna. Jeśli to było tylko moje wrażene, to chciałbym to jeszcze kiedyś móc powtórzyć z kimś. Takiego poczucia nie miałem nawet ze swoją byłą na początku. Przecież też była bystra, szybko myślała, ale strasznie skupiona na sobie, cholernie wąska perspektywa... przynajmniej tak to odbierałem. A teraz co? Mam tylko siebie i Twoje wyobrażenie, którego nie chciałem stracić. Chyba o to walczyłem do końca dla siebie. Chciałem utwierdzić się w przekonaniu, że nie tylko było trzeba, ale było WARTO Ci pomóc, czy "pomóc" jak wolisz ;) W sumie mogę sobie gadać w ten sposób z Tobą do końca życia. W zasadzie potrafię sobie Ciebie wyobrazić jak ze mną rozmawiasz i co powiesz, z dużą pewnością realizmu. Więc co za różnica jeśli prawie wszystko jest prawie tylko złudzeniem? W sumie potrafię sobie Ciebie wyobrazić w każdej sytuacji ;) Więc mógłbym być samotny i prawie święty do końca życia :) Więc o co mi jeszce chodzi? W zasadzie jeśli mnie nie zablokujecie, to mam namiastkę "swoich" sms-ów bez odpowiedzi do Ciebie też w postaci komentarzy. Ponieważ chcę by były wyłącznie pozytywne może tego nie zrobicie. I tak mógłbym już zawsze, bo potrafię sobie wyobrazić jak je czytasz i nawet sie uśmiechasz, mimo że w realu nie musi być to przawdą. To MÓJ świat, i prawie tylko ja mam na niego wpływ. Musiałem sobie to tylko poukładać w głowie. Oczywiście czasem przyjdą rozterki, wątpliwości, potrzeby, ale jeśli wytrzymałem tak długo bez zewnętrznej pomocy to pomyśl czy może się nie udać? I może nawet będę potrafił tak żyć we względnie dobrej formie. Może nie zaniedbam siebie do końca. Cholera, widzę, że ci oabcy przecież ludzie jakoś się o mnie troszczą, mimo że jestem tak mało ważny. Może nawet ktoś kiedyś mnie przytuli z własnej inicjatywy? Może to byłoby naprawdę dobre zakończenie życia. Być może długa jesień, ale kto wie jak bardzo? Wszystko się może zdarzyć. Piszę to trochę rozrzewniając sie tą wizją, ale chwilowo nie potrafię wymyślić nic lepszego dla mnie. Inne warianty wiążą się z budzeniem "demonów" przeszłości, o czym przekonałem się boleśnie wczoraj. Że nie jestem na to gotowy. W schizowym bardziej świecie wyobrażałbym sobie jeszcze, że ten obrazek był też skierowany jakoś do mnie, że wybrałaś go specjalnie lub podświadomie ;) Mogę sobie to spokojnie wyobrazić, ale raczej tak nie jest, może po prostu myślę, ze zdrowiej jednak dla mnie jest tego nie zakładać, bo to dość psychiczna pułapka :) I tak westchnąłem sobie przeganiając ostatnie chmury :) No tak, mogę sobie też wyobrazić poetycki waraiant, w którym igram wciąż z "diabłem". Uwielbiałem ten spektakl z Kociniakiem w dzieciństwie i młodości :) Uwielbiam ten typ humoru... załapałaś/liście, że chodzi mi o "Igraszki z Diabłem". Napisałem nawet o tym w tradycyjnym liście. Chyba o jedno już tylko Cię poproszę. Cokolwiek zrobię jeszcze staraj się nie przypisywać mi żadnych negatywnych pobudek. Cholera i tutaj mam problem w związku z tym co pamiętam, nie wiem czy jesteś w stanie, czy już jesteś w stanie. Czy tym 70-dniowym "urabianiem" czy udowadnianiem, że mam dobre intencje nie pogorszyłem tylko Twojego nastawienia? Jeśli miałbym jakoś interpretować czas i tematykę ostatniego postu to nie. Wyjaśniłem wszystko do końca dość chyba taktownie i trochę powinno Ci się to spodobać... oczywiście tak stało się w przypadku mojego wyobrażenia o Tobie :) Wiem, że może być za to odpowiedzialne moje pozytywne rzutowanie swoich emocji i schematów, ale jednak. W sumie długo się nie odzywałaś na stronie, więc nie wiem co robiłaś od 7 marca. Do mnie i tak już bezpośrednio nie odezwiesz, ale pozostała mi świadomość, ze żyjesz i to mnie cieszy :) A ja? Poeta i samotny duch, mogę sobie pójść najwyżej sam na... wrzosowisk tu akurat nie ma ;) I niestety jednak nie kończy się ta historia dla mnie. Muszę to przyznać, szczególnie po swojej dzisiejszej reakcji. Mogę spróbować zacząć się powoli wycofywać z moich "szaleństw" czy "natręctw" jakie nabyłem przez te 70 dni, ale nie muszę. Zobaczymy jak będę sie czuł i postaram się robić rzeczy najlepsze dla siebie. Na tym muszę się skupić. I mam nadzieję, że nie będę musiał już angażować w tym celu "szefa". Niech traktuje mnie jak nieszkodliwego wariata z przeszłości, jeśli nie może polubić. Nawet chciałem wysłać mu zaproszenie do znajomych, ale ponieważ ma ich tak niewielu na tym profilu, to raczej nie przeszedłbym "selekcji" ;) Tym zamykam pewien wątek, a resztę jak zwykle dopisze życie... Czy będzie bardzo tragiczna jak większość wielkich dzieł o prawdziwej miłości? Okaże się :) Zadumałem się. Czy na tym polega romantyzm? A pies go trącał ;) To moje życie. Zobaczę co będę czuł :) I wcale żadne głupie pomysły nie chodzą mi po głowie... po prostu słucham Ennio Morricone ;) I czuję się właśnie nieźle w trakcie pierwszej kawy i z resztkami choroby :)

No to się rozgadałem przy operowej muzyce, której zażyczył sobie i nawet sam puścił student. Co w niego dziś wstąpiło? Nie wyglądało to na ciemną stronę. Przyniósł mi jakieś lekarstwo i kawę i dłużej pogadaliśmy o historii, życiu i kobietach jak zwykle :) I to by mi tutaj już wystarczyło :) Powiedzmy, że tak satysfakcjonująco dawno nie spędzałem dnia, ale jest dopiero 16:27. Czy nie mogłem się tak rozgadać pod koniec zeszłego lata? Cóż, pewnie jeszcze nie po pierwsze dlatego, że byłem w goszej formie, po drugie miał mniej czasu, a po trzecie nie byliśmy jeszcze tak dobrymi kumplami. Czas wiąże :) Skąd my to znamy? ;) Cóż, mnie może niestety w pewien sposób na zawsze. Przeczytałem sobie nawet jeszcze raz pozytywnie to co właściwie do Was napisałem. Nie wiem czy czytałaś, ale chyba jednak było, powinno to być dla Ciebie w jakiś sposób miłe... OK, dla mojego obrazu Ciebie było, a jak było w realu mogę się nawet nigdy nie dowiedzieć. Trudno i może nie musi to być ważne. Być może nasze światy już nigdy nie zetkną się w realu. Tego nie wiem. Czas i życie pokaże. Tak jak już pisałem kilka dni temu: nie musisz mnie znać. W razie czego oczywiście zrobisz jak będziesz uważała czy jak akurat poczujesz. To Twoja sprawa. Ja znać Cię raczej nie będę. Pełnisz teraz inną rolę i w takiej Cię ZUPEŁNIE NIE ZNAM. Jesteś całkowicie OBCA, NOWA i najlepiej gdyby tak było w razie czego... To co zostało w mojej głowie jest tylko tam i tego już chyba nigdy nikt mi nie odbierze. Może właśnie za to zapłaciłem aż tyle... i nie myślę teraz tylko o pieniądzach. Z reguły rzadko o nich myślę, ale wiem że są potrzebne do życia.

W zasadzie jak patrzę na swój komentarz to myślę, że to pewnie jest też test na to czy potraficie się wznieść ponad być może trudne emocje. Nie kombinuję, nie zmieniam tożsamości, sprawdzam po prostu trochę. Nie prowokuję, naprawdę. Czy to jeszcze ważne? Cholera, dla mnie zawsze pewnie będzie i możesz to zrzucić na karb szaleństwa. Czy Ty, Wy potraficie to zaakceptować jakoś? Okaże się. Jeśli chcecie rzeczywiście żyć przyszłością i potraficie się na niej skupić to TAK. Po prostu. Ja jestem jak najbardziej pozytywnie i jakby na nowo nastawiony. Postaram się rzeczywiście zresetować, jak już wydawało mi się to kilka dni temu. Co dalej? Dzisiaj naprawdę nie wiem, ale przecież trochę mnie znasz... co prawda w trochę bardziej "szalonej" czy po prostu aktywniejszej wersji, ale jednak. Nic naprawdę głupiego już raczej nie zrobię. Z tego pomógł mi się wyleczyć jakoś Twój chłop. Wszystko co się stanie będzie zgodne z Walcem Wiedeńskim, który właśnie leci... sam nie wiem co dokładnie znaczy to co w tej chwili napisałem więc naprawdę nie musicie się tym przejmować :) Czy to euforia? Nie to moja zwyczajna POGODA DUCHA :) Lubię muzykę, lubię rozmowy, lubie też inne rzeczy, których w tej chwili nie mam, czy nawet nie mam na nie widoków, ale to przecież życie, które ciągle się zmienia. W tej chwili moja "aura" z pewnością wygląda dobrze i z pewnością dużo lepiej niż 71 dni temu i może nawet rok temu też :) Przeżyłem rzeczywisty CZYŚCIEC co nie oznacza, że stałem się prawdziwym aniołem, czy świętym. Powiedzmy, że jestem na dobrej drodze, a kiedyś mnie to bardzo pociągało :) Jeśli pamiętasz stary polski film "Thais" to... może to nie jest zbyt dobre skojarzenie ;) Cholera, spodobał mi się gdy byłem nastolatkiem i przestałem chcieć być księdzem ;) Nie mówię, że tylko przez ten film. Pewnie to też było przyczyną wielu moich problemów, ale cóż... jestem tylko facetem. Gdzieś tam jakoś rozdwojonym ze względu na wpojone czy wdrukowane zasady, wzorce, schematy. Co z tym zrobię to jeszcze moja brożka, jeszcze coś chyba mogę, a za ... nie wiem ile lat już móc nie będę, lub moje możliwości będą pewnie mniejsze. Takie jest życie, które powoli, a czasem szybciej mija. 

No, ładnie. Student się rozbujał i puszcza jakieś żydowskie kawałki... Co to ma znaczyć? Klimat robi się naprawdę interesujący :) Teraz "Don't Cry For Me Argentina" w niezłym wykonaniu. Czy istnieje coś ponad męską przyjaźń? Dobre pytanie... Po rozmowach na tematy ogólne facet zaczął tańczyć... to chyba świadczy o euforii :) Ja tylko gadałem, bo jeszcze się kuruję. To wszystko tylko po jednej kawie :) Teraz "Ave Maria" Franza Schuberta :) Uwielbiam... pisałem, że ponad rok temu poznałem, jeszcze przed Tobą, zupełnie jak zwykle przypadkiem śpiewaczkę operową, całkiem sympatyczną, niestety wyrachowaną ale pogadać było można :) Lubię silne głosy :)

Czy w ogóle można mnie jakoś zrozumieć? Zrozumieć czego chciałem od Ciebie przez te 70 dni? Nie wiem. Napisałem szczerze jak było, ale nie wiem czy byliście w stanie w to uwierzyć, ale to już nie mój problem :) Pewnie moje życie nie będzie teraz takie proste jak założyłem w drugim kroku... ale bedę starał się by było dobre :) I o to zawsze mi chodziło. Tak definiowałem ogólnie cel swojego życia. I pewnie po prostu muszę do tego wrócić :) A szczegóły? Wyjdą w praniu... jak zwykle. Co mnie czeka? Nie mam pojęcia, ale zobaczymy jutro rano po obudzeniu co będę myślał. Jeśli będzie lepiej niż dzisiaj to będzie oznaczało postęp. I o to chyba chodzi. By było lepiej. Krok za krokiem :) Czy to możliwe w moim przypadku? A dlaczego nie? Zobaczymy. Trzeba się będzie pewnie "trochę" starać ;) Oczywiście nie wszystko ode mnie zależy... zdaję sobie z tego sprawę, mimo wielu mądrych przysłów głoszących, że jest inaczej... no tak są też przecież te odwrotne...

Zaliczyłem dziś sporo pozytywnej energii, nawet od przyjaciela studenta, któremu pewnie trochę jednak pomogliśmy :) On to dopiero jest szalony... zazwyczaj jest Tygryskiem korzystając z milneskiego schematu ;)

Tak więc, skoro jestem naprawdę Kubusiem to zmieniłem swoje profilowe :) I co dalej? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, ale wziąłem drugą pigułę, którą dostałem dziś od studenta. Podobno ma działać jak aspiryna i coś tam czuję :)

I tak poruszam się dzisiaj w kręgu muzyki klasycznej, która łagodzi obyczaje. Leci właśnie "Rondo". Lubię oczywiście :) I jakie miał szanse z Tobą Kubuś? Żadne przecież ;) I może dobrze... Życie się toczy dalej :) Popijam wodę i się uśmiecham. Co mnie czeka w przyszłości? Zobaczymy.

Poczytałem sobie o filozofii Puchatka i nie wiedziałem, że kojarzy się ona z inną nazwą niż stoicyzm. A tu wyszło szydło z worka i ktoś wiedzący lepiej może źle odebrać moje nowe profilowe... ech te wredne skojarzenia... Podświadomość? Poważnie nie wiedziałem, ale chyba nie ma to naprawdę znaczenia... Zbyt dalekie skojarzenia. Mam nadzieję.

Poczytałem trochę i zrobił się wieczór. Trochę myślałem co robić. Tu jest tak spokojnie. Wszystko inne wprowadza zamieszanie, trochę stresuje i wywołuje pokusy... Zadaję sobie pytanie: po co? Naprawdę teraz już nie wiem. Prawie wszystko wyjaśniłem i mógłbym tu zostać na zawsze. Bez nikogo, ze wspomnieniami, Twoim wyobrażeniem, bezpiecznie :) Przecież Kubuś mieszkał w swoim stumilowym lesie i było mu dobrze samemu :) Może to wszystko mi się śni? Życzyć Ci jeszcze dobrej nocy? Dobranoc :)

06.04

Jest 7:31. Męczę się z tym od paru godzin. Męczę się tak już grubo ponad rok. Męczę się już sam prawie 4 lata. I wtym momencie mogę sobie najwyżej popłakać nad ranem lub jakoś sę uspokoić, Niestety to nie pomaga na długo. Nie wiemco zrobić. Piszę to, bo to uzupełnia opis, który w ten sposób staje się w pełni szczery. Pisałem juz o tym, ale gdzie indziej. W dzień mogę sobie być Puchatkiem, ale w nocy, nad ranem niestety wraca Tygrysek, Prosiaczek czy coś tam. Wtedy wnioski nie są jednak pocieszające. To jest jak przekleństwo. Niespełnienie. Teraz piszę o Tobie, bo niestety Ty przychodzisz mi do głowy. I to chyba jest najgorsze wtedy. To doprowadza mnie do rozpaczy. I wtedy jest gorzej, bo wiem że żyjesz, że żyłaś, a ja dałem Ci wybór. Tak, stałem się wtedy naprawdę dobrym lub słabym człowiekiem jak wolisz, mimo że jestem tylko facetem i z tego powodu później już tylko cierpiałem. Jeny, próbowałem to przykryć. Napiszę o tym pierwszy raz najdokładniej. Jedna noc spędziłem całą tylko przytulając się do nowopoznanej przypadkiem kobiety. Potrzebowałem tego... mógłbym napisać, że jak powietrza. Czułem to, mimo że to było tylko śpiące ciało, czułem to czego potrzebuję, ale nie dało to pełnej satysfakcji. Nie było łączności psychicznej. Za drugim razem to nie było tylko przytulanie. Zrobiłem wszystko na co było mnie stać i... dalej nie było łączności psychicznej, czyli bez pełnej satysfakcji. I cholera tak jak pisałem osoba miała zbliżone "parametry" do Ciebie i też chciałem jej pomóc, ale nie potrafiłem, tak miała trudną sytuację, czy tak niestabilna była. Później widziałem, ze też ktoś jej szukał w sieci, więc robiła wrażenie. Cóż, to tylko mnie przekonało, że nie jestem w stanie Cię przykryć. Być może pozostanę niespełniony już do końca życia. I naprawdę nie wiem co teraz zrobić. Oczywiście pewnie za kilka godzin przestanę o tym myśleć, zajmę się czymś innym, ale nie ucieknę przed tym kolejnej nocy i rankiem. Tej potrzeby sam nie zaspokoję. Nie mam szans. Czułem to ponad rok temu i dlatego chciałem spędzić z Tobą więcej czasu. Co najmniej dobę bez przerwy. Mógłbym to pewnie kupić z kimś innym, ale nie zrobiłem tego. Dwie bezkosztowe próby przekonały mnie, jak ważna jest osoba, podmiot, prawdziwa pełna miłość. Nie mówię, że podmiotu tych dwóch prób nie potrafiłbym kochać, czy nawet w jakiś sposób nie kochałem. Po prostu czasem myślę, ze kocham dosłownie wszystkich ludzi, a szczególnie kobiety ;) Po prostu chcę dla nich dobrze, myślę o nich dobrze i są ważniejsze w jakimś sensie ode mnie. To wszystko są składniki prawdziwej miłości... ale pewnie nie wszystkie. Napisanie o tym przyniosło mi pewną ulgę. Niestety wiem, że potrzeby znowu powrócą, a jeśli nic z tym nie zrobię bedą się nasilały. I mam kłopot... bo wszystko co mogę z tym zrobić wywołuje mniejszy lub większy konflikt wewnętrzny. Najlepiej pod tym wzgledem było być wyciszonym. Udało się wtedy. Potrzeby były zdecydowanie mniejsze, pokus mniej, noce i ranki spokojne, senne. A teraz... no nie jest dobrze. Nie wiem czy możesz w ogóle zrozumiec to "cierpienie". Nie wiem co odczuwają kobiety, nie wiem co odczuwasz Ty. Ja w każdym razie mam problem, którego nie rozwiążę w przygodnym miejscu. Tym bardziej nie wiem co zrobić, a kusi mnie by coś z tym zrobić. Nie ucieknę od tego. I powiem Ci, ze pewnie jestem w stanie nawet zobaczyć Cię i zareagować "bezpłciowo", ale nad ranem czy w innych okolicznościach mógłbym nie potrafić. I pamiętam jak bardzo był to trudny czas dla mnie od momentu gdy powiedziałem Ci wyraźnie, ze masz wybór... co oznaczało, że jesteś podmiotem w pełnym znaczeniu tego słowa. Tyle straciłem przez to, ze w jakiś sposób żałuję jednocześnie się ciesząc, bo to był mój dowód prawdziwej MIŁOŚCI. I błąd pewnie przy okazji, za który cały czas płacę... Nie wiem, ale uważam, że chociaż za to powinnaś być mi wdzięczna. Chrzanię tę kasę, mimo że jest potrzebna do życia, ale to był wyraz szacunku dla Ciebie. Niestety póxniej okazało się, ze Ty mnie chyba nie szanujesz i o to pewnie będę miał do Cebie zawsze żal... o to olanie. Schowam go pewnie głęboko, tak jak Ty to, że miałaś do mnie żal, że "przetestowałem się" już chyba w lutym czy dopiero w marcu w konwencji z kimś innym. Chyba gdy Ty mi już tego nie dawałaś, to pewnie było powiązane, bo cholera miałem wtedy duże potrzeby. Widzisz, pewnie wszystko działało też w dwie strony. Naprawdę żałuję, że nie wyszło, że zdecydowałaś, że nie, że być może przyczyniło się do tego też to że głośno i wprost powiedziałem, że masz wybór. To będę sobie musiał jeszcze wybaczyć. Niestety widzisz, że dalej moja sytuacja wygląda w jakiś sposób tragicznie. Wiem, w zasadzie, że cokolwiek zrobię może mi nie dać pełni. I może najlepsze w tej chwili co mogę zrobić to NIC. Zbyt wiele emocji i skojarzeń. Nie wiem jak przykryć Ciebie tzn. niby wizja znalezienia kompatybilnej ze mną osoby o pewnych cechach powinna pomóc, ale jak to zrobić w mojej sytuacji? Duże wyzwanie przede mną i naprawdę nie wiem jak się do tego zabrać, gdy w bliskiej perspektywie widzę szereg problemów z możliwością niesatysfakcjonujących efektów. Niby teraz powinno być łatwiej niż rok temu, bo wtedy dochodziły jeszcze autentyczne wyrzuty sumienia w stosunku do Ciebie. Cholera, chciałem być Ci w jakiś sposób wierny. Jeszcze w styczniu nad tym myślałem i zastanawiałem się kiedy ostatecznie będę mógł zakończyć tę "żałobę". I wtedy okazało się, że jednak żyjesz co wywróciło wszystkie moje emocje i niby plany do góry nogami. Masakra. Co ja przeżyłem przez te 70 dni... Obawiam się, że jeszcze bardziej posiwiałem. Tyle emocji, kilkakrotnie ponownie przeżyłem i opisałem zeszły rok. Przemaglowałem się dokumentnie. Po co? Efekt jest taki, ze racjonalnie mogę się od Ciebie zacząć odczepiać, nie mieć nawet wyrzutów sumienia, a emocjonalnie nadal jestem w lesie. W dodatku nie stumilowym ;) I kurde, kto ma mi, czy może mi pomóc wyjść z niego? Podpowiedz chociaż. myślałem już o wszystkich sposobach, które przyszły mi do głowy i żaden nie wydaje się być dobry... Teraz sprawdzę Fb... żeby było "śmieszniej". Na razie :(

Nic, a próba uspokojenia kończy się łzami. Nigdy kiedyś tak nie miałem. i tak już ma pozostać? Postaram się jeszcze zdrzemnąć...

Trochę się udało, jednak jest słabo. Zaczynam przypominać Kubusia Fatalistę. W zasadzie bujam się w cyklu dobowym. Pamiętasz, że wczoraj poczułem się naprawdę dobrze po południu i byłem ciekaw czy to się utrzyma. Miałem niezłe wnioski itd. I guzik. Wróciłem do rannego stanu. A w nocy śniła mi się tylko siostra, która we śnie była młodsza i zapragnęła ze szwagrem mieć jeszcze dziecko. Co miał oznaczać ten sen? Nie mam pojęcia. Ja też niby chciałem jeszcze ponad rok temu, bo czułem się wtedy na siłach wychować. To nie była jakaś zdecydowana chęć tylko pewnie w chwili szczęścia pomyślałem żebym mógł. Powiedziałem o tym w pewnym momencie, a Ty stwierdziłaś, że nie z Tobą. To wszystko świadczyło, że odbierałaś mnie bardzo poważnie. Czy naprawdę to były tylko żarty i manipulacja? Czy po prostu świadczyło tylko o empatycznych zdolnościach? Później to straciłem i prawie zaakceptowałem wtedy tę stratę. W zasadzie musiałem się z nią pogodzić, bo w moim stanie prawie nie miałem wyjścia. W ten sposób nie napisałem o tym do Twojego faceta, bo nie chciałem pisać o emocjach. I tak Ty byłaś najważniejsza. Trudno. Nie pocieszę się tutaj. Teraz obawiam się, że stać mnie już tylko na rzeczy "ostatnie". Pewnie zaraz coś zjem i wyjdę z klatki. Choroba się jeszcze nie skończyła mimo wczorajszego wspomagania farmakologicznego. Pewnie wieczorem obejrzałem też nieodpowiedni film. Rosyjską komedię "Psy" o dość "nietypowej" misji agentów FSB. Prostackie i niestety niosące problematyczne dla mnie skojarzenia. Bateria się kończy. W tej chwili wygląda to niepozytywnie niezależnie co zrobię. Jak będzie dalej zobaczymy. Uśmiechnij się, jestem tylko Kubusiem ;)

Stało się i pierwsze co zroiłem to zajrzałem na Fb. Pomyślałem sobie jeszcze, że właściwie moja prośba o miłosierdzie czyli żeby mi tego nie odbierać tyczyła się też tych zwyczajnych Fb-okowych czy służbowych rzeczy. Jak widać, nie potrafię się jeszcze bez nich obyć. Od wczoraj widzę, że przybyło Wam jedno polubienie, a liczba obserwujących się nie zmieniła. Czyżby ktoś się przekonał do Was czy to tylko przypadek? Mało ważne pewnie. Tak czy inaczej dalej wynika z tego, że nie mam nic ciekawsego do roboty :( Odpowiedzi na życzenia się nie doczekałem więc pewnie nie odbieracie mnie pozytywnie. Zaszkodziłem jakoś? Mam nadzieję, że nie, bo to nie było moim celem. A co było? Wyjaśnienie. Wam pewnie to nie było potrzebne, więc był swego rodzaju "konflikt". Teraz powinienem się zupełnie odczepić? Ech, gdybym potrafił. Będę musiał jeszcze nad tym popracować i patrzeć czy już mogę. Czy naprawdę przeszkadzałby Wam taki wieczny, teraz już mam nadzieję wyłącznie pogodny fan? Moje rozterki, jeżeli będą postaram się zachować dla siebie. Chyba mogę to obiecać. Poza tym pogoda średnia, a przeziębienie jeszcze nie odpuściło. No, tak. Z punktu widzenia Waszego biznesu czy interesów pewnie nie jestem pożądanym fanem. W końcu być może się z tym pogodzę. Zobaczymy. Na razie czuję słabość. Nie miało tak być. Jest jak jest. Pewnie jednak płacę cenę za złamanie zasady prywatności czy lojalności, jak ją najpierw nazwałem. Wyjdę z tego. Co dalej? Naprawdę nie mam pojęcia niezależnie od tego co zrobię. Nawet zafiksowanie się na byciu dobrym to tylko to co i tak robiłem. Wczoraj sobie po prostu o tym przypomniałem. Co to będzie oznaczało konkretnie? Muszę przyznać, że pamięć o tym ograniczyła spektrum pomysłów... tych "genialnych" też. W tym momencie nie mam żadnego dobrego, który mógłby naprawdę kompleksowo i w miarę szybko pomóc. Jestem w czarnej... kiedyś się mówiło: rozpaczy, ale jeszcze nie rozpaczam. O tej porze zazwyczaj staram się myśleć bardzo konstruktywnie, a kawa dopiero stygnie. Wiem już, że na odległość mi nie pomożesz w żaden sposób, ale jakoś sam czy z pomocą Twojego faceta sobie pomogłem. Co dalej? Pozdrowię Cię serdecznie jak co dzień i nie napiszę jeszcze żegnaj... Cholera, tylko raz to w życiu napisałem i nie wysłałem. Nie potrafię. Powodzenia :)

 No, tak. Czuję słabość. Prawie zapomniałem, że ja też kiedyś kogoś zostawiłem prawie bez słowa pożegnania. Też miałem jakieś oczekiwania, które zawiodła i uciekłem pomóc sobie sam. Może po prostu dostałem za swoje czyli za tamto. Może to była kara. Co mi pozostało? Poleżałem trochę na słońcu, trochę pomogłem mimo osłabienia chorobą, pomodliłem się i przyszła burza. Co ja mogę? W tej chwili nic, już nic, albo mniej niż nic :(  Głowy sobie nie odetnę. Brak odpowiedzi na życzenia wskazuje, że mnie nie lubicie po prostu. Czy ja bym lubił osobę, którą jakoś zostawiłem... nie nie oszukałem, po prostu wylączyłem wtedy telefon. Najpierw nawet chciałem podążyć za jej wyborem, ale nie starczyło mi energii, choć kusiła. Ona wybrała starych przyjaciół, towarzystwo, a ja potrzebowałem wtedy też słońca, morza i relaksu po traumatycznym starciu z moją byłą. Potem starałem się odnowić kontakt, ale już nie chciała. To pewnie mój problem, że dla mnie nigdy nic się nie kończy. Potrafię wracać. Więc co mam zrobić teraz? Tutaj jak pokazuje doświadczenie będę sobie pewnie "falował". Może w różnych cyklach, ale jednak. Gdzie indziej nie mam pojęcia i raczej mogę być pewien, że dla Ciebie nie ma to żadnego znaczenia. Gdybym był odważnym szaleńcem dawno byłbym w kraju i spotkałbym Cię jeszcze w styczniu. Co teraz bym robił? Nie mam pojęcia. Na pewno nie napisałbym historii ani rozwinięcia. Co było by lepsze? Naprawdę nie wiem. Dla mnie może to, a może tamto. Dla Ciebie może tamto... też nie wiem. Trwało by to raczej krócej. To niestety nie jest bajka, w której wszyscy są uśmiechnięci, pozytywni i wyrozumiali. W rzeczywistości pewnie się wygłupiłem, a z tego co i w jaki sposób pisze Twój facet wynika, że raczej nie będzie dumny z Ciebie z powodu, że sobie skutecznie kiedyś poradziłaś i jednak jakoś wykorzystałaś moją naiwność i uczucie. Nawet jeśli nie uzna tego za prawdę czy obiektywną inerpretację. Ze względu na to mogłaś mnie uznać za szkodnika i nawet podświadomie podrażnić się w jakiś sposób ze mną tym obrazkiem. Jeżeli nie Ty to "zły" ze świata metafizycznego za pomocą przypadku i skojarzeń ;) I co z tego? Ano, dziś niewiele poza tym, że absolutnie nie wiem co robić i pewnie nie pomaga mi to w wyzdrowieniu... Puszczę więc muzykę...

Znowu Ennio Morricone by ukoić myśli, ducha. Pewnie czasem będę Cię nazywał "diablicą" po prostu. Czy nie mógłbym już przestać? Dopóki Cię nie przykryję, nie ma na to szans. A z "przykryciem" może być problem i kółko się zamyka. Dziś nie wygląda to dobrze. Nie lubię być smutny. A uśmiech najprościej dałaby mi krótka odpowiedź na życzenia Wesołych Świąt. Cholera, pewnie o tym wiesz, czy może zakładasz, że nieszczerze pisałem o swoim sposobie myślenia? Nie ruszę na Ciebie za to ze święconą wodą ;) Jestem żałosny i tragiczny nadal. Na pewno nie raz obserwowałaś, że ludzie zazwyczaj mówią i starają się myśleć o sobie lepiej niż jest w istocie, lub mogą zaobserwować inni. A jak jest w moim przypadku? Czy mogę być wyjątkiem? Czy moje postrzeganie obiektywnego dobra jest tak niedoskonałe, że aż  fałszywe czy nieszczere? Nowe pytania, na które brak odpowiedzi. Jeśli w końcu nie przyjdzie do mnie student to tym myśleniem plus nienajlepsze samopoczucie mogę się  zupełnie zdołować. Jestem w stanie. Nie mam tu w zasadzie alternatywy. Nie ma powodu do nowego testu, zaczepki, pomysłu, pozytywnej wizji, interpretacji. Brakuje mi wewnętrznej siły i światła, bo jestem osłabiony chorobą i w tej chwili stać mnie tylko na smęcenie po pierwszej kawie... Muzyka z czasem ewentualnie może mnie ukoić. A w ciele czuję różne procesy związane z chorobą. Szósty dzień. Czy było warto pisać? Może jednak puszczę coś innego, bo to zbyt romantyczne. Niby męskie, westernowe, podbojowe, ale... ale nic innego dziś nie chcę :( Szczerze mówiąc popłakałbym sobie dłużej gdyby to mogło mi pomóc. Naprawdę. Gdzie jest miłosierdzie? Nie będę trolował, nigdy tego nie robiłem. Gdy kiedyś zacząłem pisać społeczne komentarze tak naprawdę zaczął się początek mojego końca, czy moich problemów. Wcześniej to nie były moje problemy. Żyłem swoją rodziną, pracą, zainteresowaniami czy pasjami wręcz. Teraz nie mam już nic. Nie ma mojej przystani, do której wróciłem jeszcze prawie 1,5 roku temu, ale nie mogłem w niej wytrzymać  sam szczególnie wieczorami. Pogrzebałem prawie wszystko i mógłbym odejść już w ten deszcz, który teraz leje. Bez miłosierdzia mogę nie przeżyć. Dlaczego Twojego? Dlaczego znowu czegoś staram się chwycić? Od złego, nie mogę oczekiwać miłosierdzia i tak się "miotam" w miejscu. NIedobrze to dziś wygląda. Staram się jeszcze raz zdiagnozować problem. Teraz to już pewnie przede wszystkim bezpośrednio za duża ilość wolnego czasu. Może czas to zmienić. Krok za krokiem. Miałaś rację, byłem wtedy trochę świrowaty, Ty w sumie też. Przeżyliśmy trudne momenty w życiu i Ty pewnie trudniejsze. Mógłbym tak to teraz zakończyć pozostając w świadomości, że jest Ci lepiej. Powalić trochę głową w ścianie, dokopać sobie jakoś, żeby poczuć, że może być lepiej. W sumie z reguły choroba mi to uświadamiała, że miałem tak dobrze, a tego nie potrafiłem docenić. Bo zazwyczaj doceniamy tylko zmianę na lepsze. Niestety z wiekiem jest to coraz trudniejsze. Może ze mną jeszcze nie jest tak źle, ale zdaję sobie sprawę, że to tylko kwestia czasu. Dziś trudno mi być Puchatkiem. Raczej jednak Prosiaczkiem lub Kłapouchym. 

Puściłem Wagnera, gdy przyszedł student. Dziś też ktoś sobie ze mnie dworował uderzając w jakieś palmowe skojarzenia. Cóż, pewnie w zamierzeniu nawiązywało to do królów Egiptu lub lenistwa, ale wywołało skojarzenia mesjańskie z niedzielą palmową. Czyli wszystko sugeruje mi dość tragiczny koniec. A jak będzie, zobaczymy. I tak gadam sobie o wierze i życiu ze studentem grającym w Mortal Combat, a teraz wybierającym Pavarottiego "Donna El Mobile". Cóż, dziś chyba nici z wczorajszej pogody ducha. Zbyt dużo niepokojących myśli, mimo że dość spokojnych. No, nie mam planu po prostu. Ciężko mi coś konkretnego wymyślić, mimo że czuję się już trochę lepiej. I tak doszliśmy do "Oczi Cziornyje". Trochę się rozgadałem, deszcz przeszedł, ale nie jest tak jak wczoraj.

To czas konfuzji... mimo ciekawej rozmowy ze studentem, pogoda ducha nie wraca. Puściłem Feela "Pokaż Na Co Cię Stać" by zaczerpnąć z tego inspirację "piękne słowa może powiedzą ci wszystko, ale nie zmienią nic" --- i taka jest pewnie prawda :( "Jak Anioła Głos" Czy mogłem się ugryźć w język? Mam z tym problem... i teraz zupełnie nie wiem co robić. Zresztą i tak bym nie wiedział, bo do końca to prawie nie zmienia mojej sytuacji. No i klops... "Jest Już Ciemno" - ile razy będę miał jeszcze mokre oczy? W takim stanie nadal przychodzą mi do głowy ostateczne myśli... Cholera, jak to zmienić? Czy coś musi mnie ostro "pier...."? Już sam nie wiem. Gdybyś to czytała pewnie byś się pocięła razem ze mną ;) To taki żart na odreagowanie. Feel przestał grać więc... puściłem to jeszcze raz :) W zasadzie zdemontowałem się tą chorobą. Wzmacnianie trochę szlag trafił. Czuję się słabo, ale chyba nie to w tej chwili jest najważniejsze. Czas na drugi krok z planu, a ja nie wiem jak go zacząć... nawet nie wiem czy juz jestem gotowy. W tej chwili na pewno nie, bo jestem za słaby. Więc kiedy? W przyszłym roku? A w tym czasie co? Płynąć z prądem, lub unosić się po prostu? To nie rozwiąże moich problemów. Waham się autentycznie. Nie chcę sobie pogorszyć sytuacji i może po prostu muszę być bardziej cierpliwy? Na co czekać? Przecież dużo bardziej tu się nie wzmocnię, a lata lecą. Uff... nie wiem. Feel mi nie podpowie. Wiem tylko, że na dawną aktywność nie jestem gotowy. Mogę w tej chwili być ewentualnie obserwatorem i to nie tak dobrym jak dawniej. Zbyt jestem wrażliwy, zbyt mało bezpośrednich wrażeń miałem przez ostatnie miesiące. Znowu muszę się ruszyć, bo ta trzecia piosenka po prostu kończy się długą ciszą... OK, Feel po raz trzeci... każdą myśl mam zamienić w pozytywne słowo, rozmawiać bez niepozytywnych wspomnień, zaufaj sobie jeszcze raz - to teksty z tej piosenki, w której jest sporo niekonsekwencji i paradoksów, być może tak jak we mnie... Zaufaj sobie jeszcze raz... Czego chcę? Najprostsze pytanie. Czy wiem? Dziś mam z tym problem. Nawet nie wiem czy jeszcze naprawdę chcę Cię zobaczyć czy wolę zostać przy swoim wyobrażeniu, wspomnieniach. No to czego chcę? Jeśli tego nie, to naprawdę już NIC... i w tym momencie wiem, że mam wielki problem. To bunt przeciw... czemu? Rzeczywistości? Ktoś mi podmienił następnego Feela na coś innego... to są jaja made in YT ;) To tylko była muzyczna reklama. Dobry Bóg wskaże mi drogę na rozstaju dróg. Chciałbym... jak go usłyszeć? Zinterpretować znaki? Przecież to zależy od naszego postrzegania. Czy mam wsłuchać się w siebie czy obserwować zewnętrze? Same pytania. Żadna dobra dusza spośród fanów nie przyłączyła się do życzeń Kubusia. Nawet to by mnie trochę ucieszyło, choć chyba nie odpowiedziało by na żadne pytanie. Ucieszyłbym się z roli... no i zapomniałem tego słowa, które poznałem dopiero 4 lata temu. Nie animator tylko coś na "f"... wróciło: "facilitator" :) "No Zastanów Się"... przecież wiem, że to dawno zamknięta historia, czyli bez możliwości kontynuacji. Tylko dla mnie się nie skończyła, a jej konsekwencje trwają. Nie poradziłem sobie. Taka jest prawda, a "przy okazji" opowiedziałem o szczegółach Twojemu facetowi, czego nie chciałem opowiadać nikomu. I tak wiedział o Twojej przeszłości, w zasadzie pewność miałem już po tekście, że żyjecie przyszłością, a ostatnim tekstem tylko to potwierdził. Mógł nie znać po prostu szczegółów naszej "nierelacji". I tyle, i klops. Naprawdę nie wiem co znaczy w tym przypadku ten "klops", ale nie chcę pisać brzydziej. Weszły w końcu "Pokolenia". Jest 17:30 i dziś nie jest czas pogody dla mnie. Smęcę. Jak to dobrze zakończyć dla mnie? Cholera, chyba się nie da. Mogę co najwyżej wykonać jakieś tragiczne definitywne zakończenie. Nic innego nie potrafię, nie przychodzi do głowy. Zagrała "Balkanica"... nie rób drugiemu czego ty nie chcesz sam - szukam inspiracji :) No, tak ... powinienem był po prostu przeszaleć tę stratę. I cholera trochę próbowałem by od niej uciec, ale skończyła mi się energia. Potem przestałem próbować i zrobiło się gorzej... zdecydowanie. Pozamykałem się na wszystko. Jak teraz się otworzyć? Widzisz, to wszystko można opisać na wiele róznych sposobów... tylko co jest kluczem? Decyzja, chęć, energia, druga osoba... jeszcze do niedawna była konieczna pomoc. Czyli kilka tych kluczy jest. Decyzja w zasadzie już jest, tylko że dziś jest podszyta dużą niepewnością. Dlaczego? Bo nie wiem co dalej. Energia miała wynikać ze wzmocnienia i tu trochę choroba krzyżuje mi plany. Chęci były i okazały się jakoś kolidujące z emocjami, moralnością. Kolejny problem. Drugiej osoby nie ma nawet na horyzoncie. Gdybym zaczął to realizować mógłbym przestać Cię/Was "dręczyć". Chciałbym w ogóle byście mnie tak nie odbierali, ale nie wiem czy to jeszcze możliwe co powoduje kolejną konfuzję...

I zobaczyłem kolejną promocję. Zalaikowałem i nie będę korygował już błędów, żeby nie być posądzonym o "nagabywanie". Najwyraźniej jesteś w niezłej formie i stałaś się aktywniejsza, bo jednak zakładam, że to Ty redagujesz. Mi też zdarzają się błędy. Czy muszę laikować? Sprawia mi to przyjemność, ale komentować tego nie muszę. Nie będę pytał o szczegóły diagnostyki, weszła "Dżaga" Dody :) W sumie z analizy godzin dodawania nowych zdjęć wynika jakbyś gdzieś indziej pracowała rano. To jednak tylko moje domysły. Może jednak to co napisałem do "szefa" było dla Ciebie jakoś miłe czy interesujące. Łudzę się ;) I co z tego, jak nie mogę podjąć żadnej decyzji? Nawet zacząłem ściągać jakiś polski film, ale po rzuceniu okiem uznałem, że mógłby być dla mnie zbyt "trudny". I tak ściągam być może bez sensu komedię z Czesławem. Dziś jest naprawdę trudny dzień dla mnie. 71 dni od odkrycia. Dlaczego? Czas leci, choruję sobie i poza tym nic się nie zmienia. Czy czas mnie jakoś goni? A jak myślisz? Odczuwam jak upływa, wyjaśniłem wszystko co mogłem zdalnie i czas na decyzję. Powiedziałem studentowi dziś, że mógłbym spędzić tu resztę życia, a on na to jak na lato :) Powiedziałem, że brakuje mi tu tylko kobiety, a on że spoko i latem będą ich tu setki... I co mam z tym zrobić? Tłumaczyłem mu, że lubię głównie pogadać z kobietą, a mój angielski nie jest doskonały więc nie mam takiej swobody i możliwości zawarcia niuansów jak po polsku... ale wiem, że mógłbym się podszkolić. Gorzej pewniej z miejscem, bo nie zaproszę nikogo do mojej klatki... nie przygotowałem jej, poza tym co to za warunki?

Może jutro już będzie lepiej ze zdrowiem. Dziś nawet trochę kaszlałem, ale to z wrażeń, bo robiliśmy zdjęcia, no i to machanie gałęzią palmową nade mną było dość sugestywne... Co będzie? Zobaczymy. Generalnie wiem, że mnie zlewasz i to pewnie najlepsze co teraz już możesz zrobić nawet dla mnie. Jasne, że miło by mi było gdybyś odpowiedziała służbowo na moje życzenia, ale po co? Może nawet Cię uspokoiłem tymi moimi listami do "szefa", z których jasno i wiarygodnie, mam nadzieję, wynika, że nie zrobię nic złego czy głupiego :) Powiedzmy, że myśl o tym wywołała o tym cień uśmiechu u mnie. "Nowe Życie na śniadanie" :) 19:00 późno nawet jak na mnie... Wybór? Czy go jeszcze mam? Widzisz, że raz myślę tak, a raz inaczej. Boję się ruszyć, zaryzykować. Dziś powiadomienie o dodaniu nowego obrazka przyszło po 40 minutach czyli 2 dni szybciej niż poprzednio. Czy to coś oznacza, poza "lenistwem" Fb? Nie wiem. W sumie jeśli jesteś teraz silna i dobrze się czujesz to możesz podchodzić do wszystkiego bardzo spokojnie i pragmatycznie czyli się mną w ogóle nie przejmować, a to co napisałem przy wiedzy Twojego faceta mogło sprawić Ci nawet satysfakcję. W końcu oceniłem Cię nieźle mimo wszystko :) Takie pozytywne myślenie właśnie było mi potrzebne :) Co ono mi daje? Upozytywniło jeszcze Twój obraz i uspokoiło resztki wyrzutów sumienia, że za dużo napisałem. To oczywiście nie zmienia reszty, ani nagle nie wróci nadzieja, że kiedyś się odezwiesz. Zamknęłaś to dawno, ale pamiętasz... po prostu o tym nie myślisz, a teraz masz jasność o co mi chodziło. Bestyjka, wyrzutów z tego powodu mieć nie będzie... o to mi zresztą nie chodziło, teraz już wiesz, że mój stan tak czy inaczej się poprawił, a wewnętrznie pewnie świadomość, że ktoś Cię kocha pomimo wszystko dalej może być nawet miła. Staram się w Ciebie wczuć pozytywnie i zrozumieć Bestyjko ;) W sumie fajna wersja dla mnie, mimo że nie skorzystam z tego chyba w żaden sposób. Lubię myśleć pozytywnie, a że twarda musiałaś być przecież doskonale wiedziałem. Tylko ja okazałem się za miękki. Zmianę profilowego musiałaś zauważyć, więc to też mogło być miłe. Czy nie przesadzam? A dlaczego? Przecież wiem doskonale, że dużo czujesz. Może nie na odegłość, może nie tak jak ja, ale jednak dużo :) Po prostu jesteś silniejsza ode mnie i szybciej nauczyłaś się z tym radzić. Wiesz jak silnie odbierałem emocje studenta siedzącego dziś 2 metry ode mnie? Jestem bardzo wrażliwy więc muszę szczególnie uważać.

No to sobie poczytałem. Uszy mnie trochę palą ale to pewnie nie od obmawiania tylko od słońca. Niby lepiej się czuję, a w tle leci jeszcze "Na Co Komu Dziś?" Lady Pank. Jest już późno więc pożyczę Ci tylko dobrej nocy :)

07.04

 9:07 NIe śpię już od wielu godzin. Wnioski nie są pozytywne. Nie ma dobrego planu, przyszłości dla mnie. Mogę ewentualnie zrobić rzeczy ostatnie. Najlepiej jakbym tak trwał, ale w ten sposób najwyraźniej się dobijam mimo chwilowych "podskoków". Choroba nie ustępuje. Sam sobie ją zrobiłem... chyba, że Ty "pomogłaś" mi na odległość. Męczę się każdym rankiem. Już nie chcę. Nawet gdybym się stąd ruszył nie potrafię wyobrazić siebie aktywnego. Przy pierwszym problemie padam i się załamuję. Potrzebuję wzmocnienia. Uspokoojenia nie, bo jestem spokojny. NIe wiem co robić. Przegrałem. Wyglądało, że miałem jakąś szansę i ją zmarnowałem. Teraz nie widzę szansy. Nie stać mnie na młodzieńczą ciekawość, która mną powodowała 1,5 roku temu. To wszystko jest niepozytywne i zapowiada tragedię. Tak to dziś wygląda. Pociągam nosem. Mini katar. Siódmy dzień nie wiadomo czego. Przeziębienia, grypy czy czego? Choroby, której nie miałem od roku. Przeżyłem tu zimno i nie spowodowało takiego efektu. Teraz jestem osłabiony i w przysłowiowej kropce. Nawet początkowo dziś myślałem, że OK, po prostu muszę być silny. Życie to nie bajka. Będę chciał coś zrobić to zrobię, bo będzie to dobre, ale czuję, że nie mam siły. Brakuje mi siły żeby przeżyć coś, by zmierzyć się z rzeczywistością. Tutaj jestem po prostu zawieszony w romantycznym niebycie. Nie narażam się na konflikt czy nawet zetknięcie prawie z nikim. Jestem jak dziwny duch, nieszkodliwy jak kot.Tylko teraz ktoś kosi mi pod klatką trawę, co jakoś mnie niepokoi, ale już wcześniej zacząłem pisać mimo że nie widzę w tym sensu. Rozłożyłem się, nie widzę nawet dobrego zakończenia. Wczoraj wieczorem obejrzałem sobie odcinek Legend. To było mało choć takie sci-fi nie powoduje niebezpiecznych dla mnie skojarzeń. Potem jednak zobaczyłem jeszcze "Szkołe Uwodzenia Czesława". Ciut zabawne, ale nakręcone w dość amatorskim stylu. Kilka "smaczków" ale bez specjalnych wzruszeń. W sumie nieważne. Mógłbym w ogóle w jakiś sposób już się pożegnać, bo nic nie wygląda na ważne. Wczorajsza pozytywna wieczorna interpretacja była dla mojej silniejszej wersji. Powiedzmy, że spokojnego zewnętrznego obserwatora. Dla wnętrza mnie czy dla moich potrzeb nie dawała nic. Dobry nastrój mógłbym podtrzymywać wymianą służbowych uprzejmości, ale nie poszłaś na to. Przełomem było by gdybym dostał krótką odpowiedź na życzenia. Nie dostałem. Niestety dalej fiksuję się na Tobie. Jesteś najważniejsza i jedyna i w tym stanie nic się nie zmieni. Czegoś innego niestety nie potrafię sobie wyobrazić choć się starałem. Może po chorobie się trochę poprawi, ale w tej chwili nie mam specjalnej nadziei. Zaczynam myśleć, że ja już nie jestem "wartościowy". No i tak to "fajnie" wygląda. Nie za bardzo też wierzę by cokolwiek mogło mi pomóc. Najlepiej może jakbyś mną trochę "porzucała po ścianach". Już nawet nie chcę byś wbijała we mnie nóż ;) Dlaczego Ty? Obsesja... pamiętasz ;) Tak, to są prawie "Dziady" Mickiewicza ;) Wprost myślałem, że nie chce mi się żyć. Wydaje mi się, że wiem jak niebezpieczne są takie myśli i właśnie przyszedł deszczyk, którego nie było we wczorajszej prognozie... Jak uciec od myślenia, że to kara za coś? Wiem, ze najlepiej sam się karzę, ale w tej chwili nie mam pojęcia jak zrobić dla siebie dobrze. Mam zbyt wiele bolesnch skojarzeń. W ten sposób dochodzę do zrozumienia bohaterów "Odkrycia". Szkodliwy film raczej, ale wracający do pytania co jest po drugiej stronie? Jestem w zasadzie bez siły i w strachu przed każdą zmianą. W dodatku pogrążony w bezsensie. Może po prostu przestanę pisać. Na razie.

Minęło trochę czasu, prawie trochę udało mi się utulić. Może po prostu zbliża się południe. Starałem się jednak wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski z tej historii. Niewiele z tego wychodzi, bo nawet jeśli to miłaby być nauczka, szczepionka by nie szukać czegoś w nieodpowiednich miejscach. Żeby to jeszcze działało... No dobra, bolesne skojarzenia pewnie będą działać nadal. Ale co wtedy? W zasadzie mi to wywróżyłaś, wysyczałaś, a w zasadzie wyharczałaś, że zostanie mi tylko rurka i wszędzie będę "spalony". Nie zostało mi nawet to, nie wiedziałem, że tak to bedzie działać, ale działa tak, że nawet na odległość powoduje zbyt kłopotliwe emocje. Trudno je nawet określić. Ostatnio wywołały ból w klacie, ale odczuwam podobnie od dawna... chyba bolesne, odurzające czy odrzucające to właściwe określenia. Być może poczucie obrzydliwości. To nie poprawia mojego stanu, może co najwyżej stanowić przyczynek do postulowanej świętości. Niestety w tym momencie przykrycie Ciebie wydaje się wyglądać jeszcze gorzej... coś jak praca Syzyfa. I mam problem mimo trochę trzeźwiejszych myśli niż rankiem. Pomyślałem nawet, że zrobię eksperyment i to będzie ostatni mail wysłąny do Ciebie... przynajmniej jak na razie, dopóki nie okaże się być to konieczne dla mnie. Bo nawet, jeśli byś odbierała i czytała (o optymisto) ich znaczenie dla Ciebie może być co najwyżej związane z ciekawością. Gdybyś robiła doktorat z psychologii to może na coś by Ci się przydały takie wierne opisy dobowego cyklu zmian nastroju ;) Teraz mimo wszystko zajrzę na Fb, a potem być może się pożegnam.

No i co tam wypatrzyłem? Wasza promocja weszła mi na główną stronę, gdy ostatnio nic nie wchodziło, a Vin Diesel zmienił swoje zdjęcie w tle na FF8. Poza tym ubyło Wam jedno polubienie i dwóch obserwatorów co przy okazji wyrównało te dwie liczby. Ludzie są kapryśni jak widać, mylą się lub ktoś inny miał jakąś "ciekawą" historię. Nieważne, nie muszę być Sową z Kubusia. Co mi pozostało dziś? Spróbować myśleć pozytywnie i starać się żyć jak najlepiej dla siebie, czyli pójść śladem Puchatka. Co to będzie w praktyce oznaczało, nie wiem. Pamiętaj, że co złego to NIE ja, pozdrawiam Ciebie bardzo serdecznie i życzę powodzenia :)

kocham

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości