dzidek cent dzidek cent
256
BLOG

Królestwo francuskiego Dana Browna

dzidek cent dzidek cent Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Królestwo francuskiego Dana Browna

Emmanuel Carrère "Królestwo".

Nie będzie to recenzja w 8 zdaniach. Z prostej przyczyny - nie da się w ośmiu zdaniach wyrazić emocji, które przepełniały mnie podczas lektury tej książki. Owszem, będzie to recenzja bardzo emocjonalna. Nie sposób jednak przejść beznamiętnie do porządku dziennego nad tą książką. Wydaje się zresztą, że taki był cel autora. Każdego autora - wzbudzić w czytelniku emocje. 

 

Czym jest ta książka? Z opisu wydawcy:

"Szczera autobiografia, powieść dygresyjna, a może współczesny traktat teologiczny? Królestwo Carrere’a to epickie dzieło, które wymyka się wszelkim klasyfikacjom. Zachwyca i nie daje o sobie zapomnieć.

Wybitna książka – dla tych, którzy wierzą, bo dzięki niej pogłębią swoją wiedzę na temat narodzin chrześcijaństwa, i dla tych, którzy podobnie jak Carrere wciąż szukają swojego Królestwa."
Hmm. A może raczej, czym nie jest?
  • Nie wiem, czy jest szczera - ale pisana jest w pierwszej osobie i zawiera wątki autobiograficzne. Autor przypomina w niej swoją "przygodę" z chrześcijaństwem. Natomiast ja mam wrażenie fałszu. Przychodzi mi na myśl, że rzekome nawrócenie autora przed wieloma laty służy w książce tylko i wyłącznie do ustawienia się w roli znawcy, a wręcz autorytetu nt. religii chrześcijańskiej (jego mityczne zeszyty z komentarzami Ewangelii św. Jana).
  • Nie jest traktatem teologicznym, autorowi po prostu brakuje wiedzy na podstawowym poziomie - dziecka w szkole podstawowej.
  • Wielkim, ale nadużyciem -  jest nazywanie tego dzieła "epickim".
  • I wreszcie, ostatnie co przychodzi do głowy po jej przeczytaniu, to pogłębienie wiedzy na temat narodzin chrześcijaństwa. 
  • Powieść dygresyjna? OK - pełna dygresji i chaosu. Wszystko się zgadza.
 
Książka jest autorską wizją Carrère początków chrześcijaństwa. I wszystko byłoby w porządku (każdemu wolno mieć swoje wizje historii), gdyby nie to, że jest to książka bałamutna. Autor z rzekomej pozycji autorytetu (wcześniej buduje sobie legendę znawcy - nawrócenie, żarliwa wiara, czyta i studiuje dzieła teologiczne, komentuje Ewangelię św. Jana - mityczne zeszyty, ba! uczestniczy w tłumaczeniu Ewangelii) sprzedaje czytelnikowi swoje wymyślone alternatywne wizje rzeczywistości. 
Cała książka jest oparta na wymyślonej przez Carrère biografii św. Pawła i św. Łukasza. Tak - wymyślonej. Dzieje apostolskie są jedynie dla autora pretekstem do opisania dialogów, spotkań, wydarzeń - nie mających odnośnika i potwierdzenia nigdzie indziej - a stworzonych po prostu przez niego w swojej głowie.
I do tego uporczywe, a powiedziałbym wręcz obsesyjne, analogie: 
- apostołowie = politbiuro
- rzekomy spór pomiędzy św. Pawłem a Jakubem (rzekomym bratem Jezusa, głową tzw. kościoła jerozolimskiego) = spór pomiędzy Stalinem i Trockim (sic!)
 
Autor nazywa św. Łukasza plagiatorem ("czego nie przepisał z Marka - to zmyślił") - on, który całą książkę oparł na zmyślonych dialogach i historyjkach! 
Sam zresztą poniekąd to przyznaje: "A że jestem raczej ignorantem w dziedzinie historii, za to nieźle obkuty w science fiction, wybrałem taki, który z pewnością znałem lepiej niż cała komisja razem wzięta: historię alternatywną."Jestem pisarzem, który stara się zrozumieć, jak się zabrał do dzieła inny pisarz, a że w tym zawodzie często się coś zmyśla, to mi się wydaje oczywiste."
 
Pomiędzy wierszami łatwo wyczuć ogromną pychę pisarza:
 "Widzę w tej książce arcydzieło".
"Ten, kto ją przeczyta, również wiele się dowie, a te sprawy dadzą mu do myślenia: solidnie wykonałem swoją robotę"
"... że pomimo całej mojej erudycji, rzetelności..."
 
Passusy:
Porównuje chrześcijan do mutantów z porywaczy ciał...: "Lecz są oni również jak nawiedzające spokojne miasteczko istoty pozaziemskie z Inwazji porywaczy ciał, starego, paranoicznego filmu science fiction: istoty podszywające się pod przyjaciół, sąsiadów, niewykrywalne. Te mutanty chciały pożreć cesarstwo od środka, w niewidoczny sposób wyrolować wszystkich jego poddanych i zająć ich miejsce. I uczyniły to."
 
Dziwi się Ojcom Kościoła, że nie postąpili z Ewangeliami, jak on sam: "Dlaczego nie przypisał Łukaszowi jakiejś prawomyślnej, zgodnej z tradycją opowieści o ostatnich dniach Piotra i Pawła? Może z tych samych powodów, dla których zachował cztery opowieści o życiu Jezusa, ze wszystkimi żenującymi sprzecznościami, podchodząc do tekstu z nieco dziwną rzetelnością, zamiast po prostu scalić relacje, by powstało jednolite dzieło, zgodne z dogmatami i ustaleniami soborów."
 
Rzekomy antysemityzm chrześcijan: "Jeszcze dziś wszyscy lekceważą Jakuba, brata Pańskiego: chrześcijanie, bo był żydem, żydzi zaś — bo był chrześcijaninem."
 
"Są ludzie, których krępuje pornografia, mnie akurat wcale. Tym, co mnie krępuje, co mi się wydaje kwestią znacznie delikatniejszą, znacznie bardziej wstydliwą niż wynurzenia seksualne, są „te sprawy”: sprawy duszy, które dotyczą Boga." Tu następuje dziwny wtręt o fascynacji autora pornografią z opisem masturbacji kobiety (sic!).
 
Wisienką na torcie są drwiny z przypowieści: m.in. o zabłąkanej owcy i synu marnotrawnym.
Budzi to irytację. Ale tylko do chwili, kiedy uświadamiam sobie, że AUTOR NIC Z NICH NIE ZROZUMIAŁ! Chciałoby się powiedzieć: wygugluj sobie, gamoniu...
 
Co autor w ogóle zrozumiał z nauczania Jezusa? To: "on mówił: nie wiążcie się z kobietą, nie pożądajcie kobiety; jeśli taką macie, zatrzymajcie ją, by jej nie skrzywdzić, ale lepiej byłoby jej nie mieć. Nie miejcie również dzieci. Pozwólcie dzieciom przychodzić do was, naśladujcie ich niewinność, ale ich nie miejcie. Kochajcie je w ogóle, nie tylko własne, nie tak jak ludzie kochają swoje dzieci, odkąd je płodzą, czyli bardziej niż dzieci bliźnich. I nawet siebie nie kochajcie, zwłaszcza samych siebie. To ludzkie chcieć własnego dobra: wy nie powinniście go chcieć. Wystrzegajcie się wszystkiego, czego się zwyczajnie i naturalnie pragnie: rodziny, bogactwa, szacunku bliźnich, godności własnej. Preferujcie żal, rozpacz, samotność, upokorzenie. Wszystko, co uchodzi za dobre, uważajcie za złe, i vice versa." Mój Boże...
 
Zastanawiam się, po co w ogóle była Carrère ta książka? Oprócz wyrzygania swojej nienawiści do chrześcijaństwa? Może po to: "być poważnym artystą zgłębiającym tajniki duchowe" :-)
 
Podsumowując jednym zdaniem - jest to napisana przez fałszywego erudytę nowa wersja "Kodu Da Vinci" dla wykształciuchów. 
dzidek cent
O mnie dzidek cent

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo