11 lat temu ukazała się moja książka pod pseudonimem. Nie miałem odwagi, aby podpisać się swoim nazwiskiem. Ale minęło tyle lat. To fragment mojej książki:
Bardzo lubię chodzić do kina. Ostatnio modna stała się tematyka
„końca czasów”, co jest zapewne związane z rozreklamowaną
przepowiednią Majów dotyczącą 2012 roku.
Kiedyś zastanawiałem się nad tym, jaki film zrobiłby największe
wrażenie na niewierzących, „sprzedałby” najskuteczniej wiarę
w Boga, obrzydził ateizm. Na co powinno się położyć nacisk
w takim filmie? Czy, jak to jest robione najczęściej, na wieczną
szczęśliwość w raju: uśmiechnięte twarze, piękne widoki
i obecność Jezusa u boku? Chyba nie. To są obrazy skierowane
do już przekonanych, a wywołujące uśmiech na twarzach
drugiej strony. Taki film mógłby się skupić właśnie na
POMYŁCE ateisty – na jej przerażających konsekwencjach.
Cała akcja powinna przygotowywać widza – osobę wątpiącą,
osobę pośrodku, a także ateistę – do emocjonalnego przeżycia
końcowej sceny filmu. Oczywiście, dla większego efektu
zakończenie powinno być zupełnym zaskoczeniem.
Mamy okres wyjątkowej aktywności wojujących ateistów,
karmiących nas i siebie ideologią walki o prawdę, o dobro,
a przede wszystkich o godność człowieka; bycie ateistą staje się wręcz trendy – tak powiedziałby mój syn. Film może opowiadać
o takim pasjonacie. To powinien być bardzo pozytywny bohater,
niemal bez skazy. Naukowiec – biolog lub fizyk, który jest
autorem bestsellerów – przekonuje z pasją, jak nikt inny,
że życie skończone jest piękne, że do szczęścia nie trzeba wiary
we wróżki. Widzimy sceny z licznych wykładów, wywiadów
i późniejsze gratulacje, listy z podziękowaniami, uwielbienie
słuchaczy i czytelników. Obserwujemy rosnącą pasję bohatera
i coraz większe przekonanie, że walka z zabobonami, z wiarą
w „czajniczki na orbicie” ma wielki sens i staje się coraz
bardziej pasjonująca dla bohatera, który nawraca na „drogę
prawdy” tysiące ludzi. Także widza. W połowie filmu, a nawet
do ostatnich pięciu minut, widz w pełni utożsamia się
z bohaterem: nie tylko go podziwia, ale się z nim zgadza. Widz
ateista mówi do siebie: No właśnie, tak trzymać, też taki będę,
widz wątpiący przestaje wątpić: Teraz już jestem pewien,
w jakim kierunku mam się udać. Obok jednak jest drugi bohater,
postać raczej drugoplanowa, ale na końcu najważniejsza –
małżonka naukowca: osoba głęboko wierząca, zupełnie inna od
większości tzw. wierzących, których krytykuje główny bohater
filmu, mąż. Obok tego spektakularnego sukcesu na polu zawodowym,
w którym zwycięstwo goni zwycięstwo, w którym
każdy oponent ponosi spektakularną porażkę (obserwujemy
z napięciem wygraną debatę telewizyjną z uznanym teologiem),
rozgrywa się rodzinny dramat dwojga ludzi. Żona wierzy
w Boga, nie w krasnoludki, nie w bananowy księżyc. Wierzy
szczerze i głęboko. Jej wiara przynosi wspaniałe owoce i kobieta
walczy z taką samą pasją jak mąż, ale nie o zbawienie ludzkości,
tylko o własne dzieci, o ich wiarę, a nawet o nawrócenie męża
– z wielkiej do niego miłości. Tych dwoje ludzi wiąże wspaniałe
i głębokie uczucie. Odnoszą się z ogromnym szacunkiem do dokonanych
zupełnie odmiennych wyborów: żona szanuje męża,
bo wie, jak bardzo ją kocha, bo wie, że wierzy w swój Tak samo mąż szanuje swoją żonę, przede wszystkim kocha jej
dobroć i oddanie dla rodziny. Gdy koledzy naukowcy zaczepiają
go, mówią trochę ironicznie: Na drogę prawdy każdego
potrafisz nawrócić. A czy nawróciłeś tę najważniejszą osobę,
swoją małżonkę? I gdy naśmiewają się z żony, z jej światopoglądu,
on, kochający mąż, zaczyna jej bronić, wręcz broni jej
wiary. To jest film o miłości dwojga ludzi i o ich przekonaniu co
do słuszności dokonanych wyborów. To jest melodramat. Obok
miłości wzajemnej jest ukazana ich miłość do wspólnych dzieci.
Na tym polu toczy się pojedynek. To główne, a właściwie jedyne
źródło konfliktów między małżonkami. Podczas jednej z wielu
takich konfliktowych sytuacji mąż wypowiada zdanie stanowiące
ukłon w stronę kochanej małżonki: Jeżeli pokażesz mi choć jeden
dowód na istnienie Boga, to ja pierwszy stanę po tej samej stronie,
co ty stoisz. Nie miej co do tego żadnych wątpliwości. Żona
bardzo ceni te słowa. Ale wie, że mąż mówi je tylko dlatego,
aby jej nie zranić, bo bardzo ją kocha. Po wielu bojach małżonka
wydaje się trochę bezradna i trochę zbyt słaba, aby zwyciężyć
w pojedynku o wiarę u swoich dzieci, a właściwie u najstarszego,
już dorosłego syna. Ten właśnie skończył studia i ma za chwilę
stanąć po raz pierwszy u boku swojego ojca do walki o prawdę
dotyczącą człowieka – na wykładzie dla setek studentów. Gdy
widz oczekuje ostatecznego zwycięstwa ojca w walce o najstarszego
syna, gdy ten właśnie przerywa na chwilę wykład,
by oddać głos synowi, nastaje… dzień Sądu Ostatecznego.
Komentarze