Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer
327
BLOG

Koalicja obrony “jednorękich bandytów” - hazardowy lobbing trwa…

Wiktor Kornhauer Wiktor Kornhauer Polityka Obserwuj notkę 11

Bartosz Arłukowicz (SLD): “Z dokumentów wynika, że tak naprawdę od... yyy... 2005, 2006 w Polsce szła potężna batalia o wprowadzenie video loterii. To było sednem tej ustawy hazardowej. Potężne korporacje finansowe próbowały wprowadzić na rynek video loterie, czyli najcięższą formę hazardu uzależniającą masowo i szczególnie nieletnich. Bo to bardzo atrakcyjne... yyy...” (Rzeczpospolita 26.11.2009)

Przyznam szczerze, że przez dłuższy czas nierozumiałem na czym polega różnica pomiędzy potępianymi powyżej videoloteriami a „jednorękimi bandytami”. Przez krótką chwilę wydawało mi się nawet, że są to rzeczy kompletnie do siebie nie przystające. By rozwiać swoje wątpliwości postanowiłem zajrzeć do angielskiej wersji Wikipedii (w wersji polskiej hasło „video loteria” nie istnieje). Oto co udało mi się znaleźć (podaję samo tłumaczenie z linkiem bazowym):

Jednoręki bandyta (slot machine, fruit machine, poker machine) - maszyna hazardowa dobierająca losowe konfiguracje różnych symboli (najczęściej są to owoce). Wygrana następuje w momencie ułożenia się w jednym rzędzie identycznych znaków. Gra się na określone stawki, które pochłaniają pewną liczbę punktów, które przeliczane są na pieniądze. (...)

Video Loteria (Video Lottery Terminal) – (...) Automat podobny do „jedorękiego bandyty” (slot machine). Różnica polega na podłączeniu do systemu komputerowego, który determinuje wygraną poprzez losowy dobór liczb. (...)

Nietrudno zauważyć, że pod względem wizualnym i technicznym z punktu widzenia gracza oba automaty niewiele się różnią. Podejrzewam, że przeciętnemu hazardziście jest kompletnie obojętne czy maszyna wypłukująca go z gotówki jest podłączona do systemu komputerowego czy nie. Różnice natomiast zaczynają grać rolę w momencie ewidencjonowania gier i wpływów z nich. Komputer zarządzający maszynami może dokonywać rejestracji zysków posiadacza terminali. Ba! Od każdej takiej „transakcji” może naliczyć należny podatek, co jak wiadomo mogłoby się bezpośrednio przełożyć na zyski właścicieli kasyn i salonów gier. Do tego dochodzi konieczność grupowania automatów w lokalach do których zazwyczaj nieletni nie mają wstępu. Czy w takiej sytuacji nie należy się dziwić, że politycy i dziennikarze usiłują video loteriom ukręcić łeb?

Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy po wysłuchaniu wyżej cytowanej rozmowy Arłukowicza z Michałem Sułdrzyńskim było wyraźne ukierunkowanie posła Sojuszu, by w pierwszej kolejności – śladem polityków rządzącej koalicji – skupić się na rzekomym złu jakie niosą ze sobą osłąwione videoloterie. Jest bardzo charakterystyczne, że poseł SLD absolutnie nie wspomina o podobieństwach pomiędzy owymi maszynami do „jednorękich bandytów”. Do pewnego stopnia jest to zrozumiałe ponieważ zbyt wiele osób pamięta udział rozmaitych polityków SLD (Jaskiernia, Błochowiak) w lobbowaniu na rzecz automatów z wisienkami. Jednak Arłukowicz w swojej demagogii idzie dalej i dopuszcza się manipulacji mówiąc o „najcięższej odmianie hazardu” (swoją drogą skąd poseł Arłukowicz wie, że videoloterie są najcięższą odmianą hazardu? Gdzie w tym wypadku sytuują się ruletka, video poker czy wspomniani „jednoręcy bandyci”?).

Sam nie mam absolutnie żadnych powodów by stopniować poziom szkodliwości w przypadku rozmaitych automatów do gier hazardowych. Z mojego punktu widzenia zarówno „jednoręcy bandyci”, video loterie czy vide poker to jeden i ten sam rodzaj samodestruktywnej rozrywki. Jednak wolałbym aby zysk z tego rodzaju aktywności gospodarczej zasilał budżet mojego państwa, a nie budżet szemranych typów spod znaku Rycha i Zbycha. Tak się składa, że bardziej temu sprzyja system forsowany do niedawna przez Ministerstwo Finansów a nie „deal”ustalany pomiędzy politykami i biznesmenami na cmentarzu. Faktem znamiennym jest wczorajsza szarża posła Palikota, który zarządał dymisji wiceministra Kapicy, robiąc to dokładnie kilka miesięcy po tym jak przeciwnicy video loterii w osobie Sobiesiaka i Koska uzgadniali jak Kapicę załatwią przez dziennikarskie doniesienie, że „sk...syn bierze łapówy”.

Patrząc na całą sytuację z boku można dojść do wniosku, iż obecna walka o kształt prawa i regulacji hazardowych toczy się wokół dwóch rzeczy. Pierwszą są osławione dopłaty, których obniżenie Rychu negocjował ze Zbychem i Mirem na cmentarzu. Drugą - o wiele bardziej istotną – jest rzekomo apokaliptyczna wizja pojawienia się videoloterii, które najprawdopodobniej doprowadziłyby do przeformatowania rynku automatów hazardowych o niskich wygranych i wykoszenia tzw. „jednorękich bandytów” (slot machines). W wariancie pierwotnym przypuszczalnie miała zapobiec temu córka Rycha umocowana politycznie (z ramienia PO) w zarządzie Totalizatora Sportowego. Ale ponieważ - mówiąc kolokwialnie - „sprawa się rypła”, czeka nas inny scenariusz, w którym rozmaici politycy będą nas przekonywać, że „videoloterie to najcięższa odmiana hazardu uzależniająca masowo”, która zagraża... , etc.

I niestety. Nie mam żadnych wątpliwości, że – parafrazując mecenasa Ćwiąkalskiego – „większość dziennikarzy odniesie się do tego ze zrozumieniem”. Mam wrażenie, że przykład takiego „zrozumienia” dał już wczoraj redaktor Stankiewicz ochoczo zabierając się do preparowania trupów w PiSowskiej szafie (patrz: "Hazardzista Gosiewski").

Pozdrawiam

Polecam:

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka