Pamiętam, że jako małe dziecko byłam niezwykle sceptyczna. Jak byłam zupełnie mała to nie wierzyłam w Świętego Mikołaja i inne magiczne króliczki. Ale jak już byłam ciut starszym dzieckiem to dodatkowo nie wierzyłam też w bardzo wiele dość dziwnych rzeczy, np. w to, że tabletki na ból głowy komukolwiek pomagają. I między tymi rzeczami nie wierzyłam w czarne dziury.
Jedyne miejsce gdzie wtedy o czarnych dziurach słyszałam były chyba filmy, może jakieś gazety. Jako, że w filmach występowały obce cywilizacje, czy też prędkości nadświetlne, których bajkowość była dla mnie wtedy na poziomie bajkowości królewny śnieżki, czarne dziury zostały wrzucone do tego samego worka. Aż w końcu w późnej podstawówce zaczęłam dowiadywać się jak one działają. I zaczęłam w nie wierzyć. A przynajmniej przestałam je odrzucać.
Czarne dziury zaakceptowałam wtedy jako obiekty, które pożerają wszystko co znajdzie się w pewnej odległości od ich centrum. Pożrają i koniec, co najwyżej rosną w siłę i z coraz bardziej daleka należy je okrążać. I nawet światło się nie prześlizgnie.
Nie dowiedziałam się wtedy tak dużo, jak bym chciała się o nich dowiedzieć. Np jak odpowiedzieć na pytanie "czy żyjemy w czarnej dziurze?" lub "Skoro żadna informacja nie wydostaje się z czarnej dziury, to w jaki sposób czujemy jej pole grawitacyjne? Skąd wiemy, że ona ma masę?"
Tutaj książki popularnonaukowe zaciekawiają, podsuwają odpowiedzi, ale pozostawiają ogromny niedosyt przy dopytaniu się "ale dlaczego?".
Inne tematy w dziale Technologie