Nie wiem czy Artur Bazak czytał powieść Wildsteina. Zdarzało mu się krytycznie pisać o sztukach teatralnych, których adaptacji nie widział („Szewcy” Klaty i Sierakowskiego). Ja od razu się przyznam, że nie przeczytałem. Swego czasu Milan Kundera zachwycony Gombrowiczem, gorąco polecał go pewnemu przyjacielowi. Ten w końcu uległ i przeczytał „Opetanych”, ale się nie zachwycił. Na argument, iż są lepsze dramaty autorstwa Gombro, tylko się wzdrygnął i odparł, że jego czas na Gombrowicz już minął. Podobnie minął mój czas na czytanie Wildsteina. Wystarczą fragmenty publikowane w salonie.
Podstawowym założeniem marketingu, jest to, że aby przekonać się czy dany towar rzeczywiście jest taki dobry, trzeba go kupić. Z powieścią Wildsteina jest jednak trochę inaczej. Wartość towaru można sprawdzić za friko, choćby właśnie klikając w salonie. Na co wówczas można się natknąć:
Postacie na pierwszym planie kręciły się na obrotowej scenie wprawianej w ruch przez maszynerię kontrolowaną przez tych za kulisami.
Latami, dzień i noc w kilku metrach znieruchomiałego czasu ze szczeliną spaceru, kiedy niebo otwierało się w koronce krat Sen wpływał z burej wydzieliny nocy.
Był lepki i pełen wykrzywionych twarzy.
Powietrze nie chciało wypełnić klatki piersiowej, a oddech stawał się niekontrolowanym skurczem. Bolało go serce. Uzmysłowił sobie, że ta wytarta metafora jest po prostu opisem fizjologicznej reakcji.
Zazdrość, która wypełniła go wtedy, wróciła do Wilczyckiego podmuchem bólu.
Popatrzył na swój pomarszczony wielki brzuch, który nadawał jego sylwetce kształt wrzeciona. Pod brzuszyskiem ukrywał się mizerny kutasik.
Można by tak jeszcze długo. Właściwie prawie każdy fragment opisowy zawiera a to bure wydzieliny nocy, a to sterczący dziób nosa na tle dwóch wież w spirali ptaków. Tam gdzie Wildstein nie każe bohaterom uskuteczniać wulgarnych dialogów, próbuje…, no właśnie nie za bardzo wiadomo czego. Metafizyki, sensu życia, literackiej frazy? Wychodzi jak powyżej. Jeżeli to ma być właśnie owa oczekiwana powieść przełomu, to jest właśnie nowe „Przedwiośnie”, nowe „Wesele”, to ma być ten opis „świata nieprzedstawionego” Teologii Politycznej, to zaiste, kondycja polskiej literatury jest jeszcze gorsza, niż się zdawało.
Ale nie tylko stylistycznie powieści Wildsteina można wiele (bardzo wiele?) zarzucić. Wbrew głośnym cmokaniem jej treść nie jest też niczym nowym w polskiej literaturze. Każdy, kto choć trochę liznął zaangażowaną literaturę Łysiaka, w której aż dudni od jego publicystycznej werwy i żółci, przekona się, że tezy są takie same. Ciekawe, że w cieniu „Doliny nicości”, gdzieś w kącie, przemyka niezauważenie „Noblista” Marka Wolskiego. Książka zbierająca świetne opinie od tak różniących się recenzentów, jak Dunin-Wąsowicz czy Krzysztof Masłoń. Książka o bliźniaczej tematyce, która jednak nie ma co liczyć na podobny marketingowy splendor. Kolega Janke nie powiesi w salonie, kolega Skowroński nie puści na antenie, a kolega Lisicki nie wydrukuje w Rzeczpospolitej.
Pobieżny przegląd osobistości, które zaszczyciły „misterium duchowe” (copyright by Junona) spotkania promocyjnego w Traffice, daje pełny przegląd jaka maszyneria obrotowa została wprawiona w ruch, aby udowodnić z jak wielkim dziełem mamy zaszczyt obcować. Chciałoby się powiedzieć przewrotnie, że zupełnie jak w powieści Wildsteina. Odhaczając kolejne nazwiska, które się pojawiły w kamienicy na Brackiej, można się tylko uśmiechnąć, patrząc jak karnie stawił się salon. Nie, nie ten parszywy salon okołogazetowyborczy lecz ten salon właściwy, prawdziwy, te 100% cukru w cukrze. Trystero postawił tezę, że cokolwiek złego napiszą o Wałęsie, to Agora i tak stwierdzi, że to za mało. Ja stawiam tezę, że cokolwiek napisałby Wildstein i tak w pewnych kręgach powie się, że to świetne. Zbyt wiele zainwestowano czasu, nazwisk i pieniędzy (również publicznych) by książka miała okazać się niewypałem.
Zabawne, że skąpani w splendorze medialnej sławy, goście byłego prezesa TVP, nadal o mówią o przemilczaniu, zatajaniu niewygodnej prawdy lustracyjnej. Przecież temat lustracji wałkują od lat, tak jak od lat przyprawiają sobie gębę niezależności. Nie rozumieją, że faktyczna niezależność będzie wówczas, gdy ktoś spośród nich wstanie i głośno powie, że książką popularnego Bronka jest grafomanią, hucpą, która powoli zaczyna mierzić, a król jest po prostu nagi. Rzecz jasna, „Dolina Nicości” może, bez wyjątku, się wszystkim podobać, tak jak może się wszystkim podobać „Wściekłość i wstyd” Adma Michnika, na spotkaniu z którym tłumy są jeszcze większe. Tylko, czymże się wówczas stadne odruchy przyjaciół naszego Bronka mają różnić od tychże odruchów przyjaciół naszego Adama?
PS W sprawie blokady bloga Paliwody uważam, że o ile takowa należała się za aferę z Leskim czy za antysemickie wpisy, o tyle komiczne jest blokowanie, za to, że Paliwoda się jednym bluzgiem odwinął adwersarzom. Coś dziwnie surowy jest Igor i ciekawe czy jedną miara będzie od dziś mierzył wszystkich?
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka