Joanna Kulig i Tomasz Kot w filmie "Zimna Wojna" / Materiały prasowe
Joanna Kulig i Tomasz Kot w filmie "Zimna Wojna" / Materiały prasowe
GniadeKino GniadeKino
1050
BLOG

Zimnowojenna podróż do kresu sztuki

GniadeKino GniadeKino Film Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

A teraz mała zgadywanka: Co wchodzi twarde, a wychodzi miękkie? ... No? ... Ci co wiedzą odpowiedzą natychmiast: biszkopt!... Z filmami jest podobnie... Zaczynają się mocno, twardo, a kończą zawsze mdło... gówniano – nijako... podretuszowane podejrzanie ckliwymi uczuciami... – pisał w 1931 roku w wyklętym pamflecie „Hollywood” Louis Ferdinand Celine.


Film „Zimna Wojna” Pawła Pawlikowskiego stara się przed tym schematem uciec. Kino może być wspaniałą sztuką! – zdaje się mówić reżyser. Bo też dominującym tematem filmu jest moim zdaniem właśnie samo kino. Historia miłosna, którą film jest w warstwie fabularnej, dla wielu nie dość przekonująca, staje się jednak kanwą do opowieści o sztuce.


O sztuce, która karleje z kadru na kadr pod wpływem używania jej do propagandy i zaprzęgnięcia do komercji. W końcu staje się kiczem, udającym emocję szantażem, a ostatecznie tanim blichtrem. Sztuka o tym czym jest sztuka, krytyka komercji i propagandy w sztuce to w sumie nic nowego. Przeciwnie to prawdopodobnie jeden z ulubionych tematów artystów. I jednym z tych, które zawsze będą ważne.


Fabuła filmu zaczyna się w Polsce pod koniec lat czterdziestych kiedy to formowany jest zespół „Mazurek”. Wiktor, jeden z liderów zespołu, przyjmuje do niego po przesłuchaniach Zulę. Młodą nieokrzesaną dziewczynę bez doświadczenia.  Trudno o brak skojarzeń z zespołem „Mazowsze”, który powstał w 1948 roku. Tym bardziej, że zespół prowadzi para Wiktor (Tomasz Kot) i Irena (Agata Kulesza), a historii towarzyszyć będzie pieśń ludowa „Dwa serduszka, cztery oczy” zapisana i zaaranżowana w rzeczywistości przez dwójkę założycieli „Mazowsza” Mirę Zimińską – Sygietyńską i Tadeusza Sygietyńskiego.


Sam utwór „Dwa serduszka, cztery oczy” jest nie tylko ścieżką filmową, ale staje się czymś w rodzaju bohatera opowieści, a jego losy toczą się równolegle do historii miłości jaka łączy Wiktora i Zulę. Od momentu gdy Zula oczaruje Wiktora do pierwszych wykonań na scenie zarówno piosenka jak i ich miłość wydaje się piękna i pełna życia. Oczywiście wkrótce pojawiają się problemy. Jak się okazuje zespół nie tylko ma odtwarzać ludowe piosenki, ale i wykorzystywać je do propagandy komunistycznej (władza stara się przekonać do siebie ludność wplatając do komunizmu wątki tradycji ludowej) o co zadbać ma przydzielony pracownik polityczny Lech Kaczmarek (Borys Szyc). Występy zaczynamy oglądać z rosnącym niesmakiem. Zarówno ze sztuką jak i bohaterami zaczyna dziać się coś złego.


image


Film w ogóle jest pełen muzyki, która zmienia się i jakby dostosowuje do losów bohaterów. Film zaczyna się od ludowej pieśni wykonywanej w tradycyjnej formie. Dopiero po kilku minutach zaczyna się właściwa akcja. Z początku towarzyszą nam fragmenty utworów Chopina zagrane tak, że wydają się aranżacją do kolejnych ludowych pieśni. Z czasem będziemy musieli wysłuchać pieśni ku czci Stalina, a zespół bierze udział w  międzynarodowym tournee, które sprowadza ludowe pieśni do rodzajem skansenu.


Gdy bohaterowie zostawiają zespół „Mazurek” i uciekają z Polski (najpierw Wiktor, potem dołącza do nie Zula) wydaje nam się, że w końcu znajdą wolność i szczęście. Okazuje się jednak, że trafiają do świata jak z propagandowych przekazów systemu komunistycznego o „zgniłym zachodzie”.  Próbują wykonywać utwór Zuli w aranżacji  jazzowej. Mimo zaangażowania Wiktora i tłumaczenia tekstu przez wybitną poetkę Zula nie potrafi wykonać utworu w sposób oddający pierwotne emocje. Wiktor jest sfrustrowany chałturzy w barze co wywołuje pogłębienie frustracji. Zula staje się obojętna. Mamy wrażenie, że utwór staje się kiczem, a miłość Wiktora i Zuli się rozpada.


Bohaterowie nie potrafią się odnaleźć, upijają się do nieprzytomności, zdradzają się. W końcu, już po powrocie do Polski Zula zaczyna wykonywać kiczowate utwory w wersji pop, wychodzi za maż za Kaczmarka. Wiktor wraca do Polski później. Trafia do obozu. Kiedy odzyskuje wolność spotyka się Zulą i wspólnie popełniają samobójstwo.


Czy Pawlikowski chce nam powiedzieć, że tak wygląda kondycja współczesnej sztuki? Większość produkcji filmowej człowieka nie uwzniośla, tylko upodla i zabija w nim coś ważnego? Bardzo możliwe. I bardzo możliwe, że ma rację.

GniadeKino
O mnie GniadeKino

Będą spojlery.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura