Grudeq Grudeq
802
BLOG

Wojna siedmioletnia i strefa euro

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 4

 

Tak, chodzi o wojnę siedmioletnią lat 1756-1763. Przyjrzyjmy się początkowi tej wojny. Oto na Drezno ochoczo maszerują wojska Pruskie dowodzone przez znakomitego Fryderyka Wielkiego. Naprzeciw nim armia Elektoratu Saksonii, dowodzona przez raczej gnuśnego Augusta Sasa. Prusacy biją Saksończyków, zajmują Drezno wraz z całą Saksonią. Trochę dziwnym, że chociaż Saksonia jest w Unii Personalnej z Rzeczpospolitą, to ani Królestwo Polskie, ani Wielkie Księstwo Litewskie nie przychodzi na pomoc Saksonii. Ale odpowiedź znajdujemy szybką: jakimi niby siłami Rzeczpospolita miała tej pomocy udzielić. Z resztą Sejm w Warszawie mógł powiedzieć, a co nas tam Drezno interesuje, grunt, że Prusacy nie przechodzą naszych granic.
 
Do Sejmu w Warszawie najprawdopodobniej nie doszła więc wiadomość, że przy okazji zajęcia Drezna w ręce pruskie wpadły stemple polskich monet, które bite były przez Królów Polskich z dynastii Sasów właśnie w Dreźnie. Ano tak mieliśmy tą unię wtedy z Saksonią zorganizowaną, że to w Saksonii bito monetę dla Rzeczypospolitej.. ale to były takie czasy, gdzie w euforii europeizacji Rzeczypospolitej związanej z wprowadzeniem Sasów na nasz tron takimi rzeczami mało kto się przejmował.
 
Fryderyk Wielki miał wiele celnych myśli. O Polsce mówił, że trzeba ją obgryźć jak karczocha. Może to powiedział w tym momencie w którym przejął decydowanie o naszym systemie monetarnym? To jest wiek XVIII, więc na monetach nie ma numerów serii. Era pieniądza papierowego ma dopiero nadejść. Liczy się więc przede wszystkim ile jest kruśćca w danej monecie. Bo monetę zawsze można przetopić na inną, najważniejsze jest żeby mieć krusiec (przyjmijmy taką być może niegramatyczną nazwę). Wartość ówczesnej monety jest liczona pod względem wagi i ilości kruszca. Podobizna władcy tylko monetę nam uprawomocnia. Prusacy mają więc naszą monetę i przeprowadzają operację pod hasłem: wyłapujemy z Rzeczypospolitej dobre, wartościowe monety, w zamian zsyłamy im monetę gorszą, a nawet bezwartościową, bitą w pruskiej mennicy na podstawie zdobytych w Saksonii stempli. A przy okazji również porywamy młodych Polaków do służby w armii pruskiej, bo co nam Polska z tymi 20 tys. wojska koronnego jest w stanie zrobić? W Sejmie Polskim pewnie powiedziano, że lepiej jest znać prawdę i nie mieć wojny, niż nie znać prawdy i mieć wojny. W każdym bądź razie efekt był taki, że prawdy ekonomicznej nie chcieliśmy znać i nas nie interesowało, że nas Prusy demolują gospodarczo, a wojnę z Prusami i tak mieliśmy.
 
Obgryzamy naszego Polskie karczocha bardzo powoli. Porywamy mu najlepszych młodzieńców, i to nie na zmywak do Anglii ale do ciężkiego drylu w Armii starego Fryca. Demolujemy mu monetę, przy jego pełnej nieświadomości.. ale to akurat konfederacja Barska, a to Stanisław nadal kocha Katarzynę, a Karol Radziwiłł znów zorganizował wielkie polowanie.. więc kto tam w Rzeczypospolitej miał czas pilnować naszego zachodniego, takiego drobnego sąsiada.
 
Kolej więc na drugą turę obgryzania karczocha. I Rozbiór Rzeczypospolitej. Prusy zajmują Prusy Królewskie. Całe, za wyjątkiem Gdańska. Jeszcze przed rozbiorami w  nadwiślańskim mieście Kwidzyn (Marienwerder) rozpoczyna działalność Pruska komora celna, nakładająca na każdy towar spławiany Wisła w dół cło 10% od wartości towaru. Po rozbiorze mamy jeszcze komory celne w Fordonie i Nowym Porcie. To w tych komorach mógł wybierać Fryderyk wartościowe monety Polskie – Panie szlachcicu czcigodny, tych monet nie możemy przyjąć, niech pan znajdzie lepsze, albo do Gdańska towaru nie przepuścimy. Sytuacja Rzeczypospolitej jest patowa. Gdańsk nadal wierny Rzeczypospolitej, więc trzeba mu dać zarobić i kierować tam nasz handel. Zboża przez Kurlandię raczej nie da się przepuścić, bo i rzeki tam nie prowadzą żadne, a i brak dróg. Może południe, morze Czarne to przecież też morze – ktoś pewnie antycypował myśl Ribbentropa. Ale tam Turek i sprawa też nie pewna. No trudno… Szlachta obniża swój zarobek ze zboża aby móc opłacić pruskie komory celne. Gdyby ktoś pewnie w czasach tych wpadł na pomysł, że miast płacić Prusakom cło, dawać te pieniądze na nowe regimenty, albo zacząć w XVIII wieku budować kanał Augustowski, to pewnie zostałby nazwany oszołomem. Potęga ówczesnej Rzeczypospolitej miała wyjść ze stref artystycznych. Stanisława Augusta Poniatowskiego stać było tylko na obiady czwartkowe. Nie było chociażby obiadów środowych na których proszeni byliby ekonomiści, kupcy, handlarze…
 
Komory celne Pruskie na Wiśle istniały do 1793 roku. Do drugiego rozbioru Polski. Najlepsze polskie monety wyłapano. Zdestabilizowano gospodarkę. Zabrano najlepszych i najzdrowszych mężczyzn do Pruskiej armii, to przyszła kolej na następny kawałek ciała Rzeczypospolitej. Tym razem Prusacy wzięli Gdańsk, Poznań i Toruń. A wcześniej jeszcze posłali nawet list gratulacyjny, tuż po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, do króla Stanisława Jegomościa, że gratulują, że wspaniale, że Polska się rozwija, ma znakomity system polityczny, idzie drogą reform etc. W liście nie było nic natomiast o zdjęciu komór celnych czy o wycofaniu się z I rozbioru. Ale czy to ważne w tak euforycznej chwili?
 
Pobieżnie przeszliśmy przez wiek XVIII i przejdźmy do czasów nam współczesnych. Od razu pragnę się zabezpieczyć, że są to moja bardzo luźne i dowolne rozważania ekonomiczne, czynione przez fana polityki i historii, które po prostu chce poddać dyskusji. Czy ktoś panuje dzisiaj w ogóle nad ekonomią? Wiem, że za chwilę ktoś mi powie o niewidzialnej ręce rynku… która jak sama nazwa wskazuje jest ślepa, więc bardzo często korzysta z pomocy państwa, które kieruje tą ręką i naprowadza ją na właściwe tory. Czy to przez politykę kanonierek wymuszającą na innym państwie przez państwo silniejsze odpowiednich koncesji gospodarczych, czy to przez politykę nacjonalizacji, a potem prywatyzacji i znów renacjonalizacji. I tak w koło dziejów. Nawet tacy wolnorynkowi Brytyjczycy. Po wojnie nacjonalizowali wszystko co się da, i dopiero Margaret Thatcher zmieniła kierunki. Pytanie kto i kiedy odwróci politykę Thatcher, dobrą pewnie tylko dlatego, że wcześniej Attlle i Wilson nacjonalizowali. Postarajmy się więc odejść od dogmatów widzialnej ręki państwa czy niewidzialnej ręki rynku.
 
Waluta państwa ponoć odzwierciedla bogactwo danego państwa. To znaczy, że waluty powinno być na rynku tyle ile wynosi bogactwo państwa, Kiedy była bita moneta, sprawa była zdecydowanie prostsza, bo tyle ile miałeś złota tyle byłeś bogaty. Kłopot jest z pieniądzem papierowym. Wydaje się, że najtrafniejsza jest ta teoria, która mówi, że pieniądza papierowego winno być tyle na rynku ile wynosi wartość danego kraju, to znaczy jego fabryk, dróg, miast, pól oraz usług. Z tymi usługami sprawa jest o tyle niebezpieczna, że usługi można wyceniać bardzo dowolnie. Bo jedno strzyżenie męskie ktoś wyceni za 15 zł, ktoś inny natomiast na zł 50. Stąd też moje bardzo poważne obawy przed wiarą w gospodarki usługowe, gdyż ich potęgą może okazać się potęgą papierową, nieistniejącą, zdecydowanie zawyżoną.
 
Wartość kraju. To zawsze będzie jakieś jednak przypuszczenie, przewidywanie. Bo liczymy np. taką stocznię z wartością jej zamówień i materiałów tam zgromadzonych.. a za tydzień stocznia się nam spali, znikną wszystkie kontrakty i materiały. To także pewne przypuszczenia co do tego, czy obywatele danego państwa wypracują taki zysk, czy stwierdzą, że zasługują na wakacje i nie wypracują niczego. Niby ekonomia taka matematyczna i dokładna nauka, a gdy się jej dokładnie przyjrzeć to same przypuszczenia, prognozy i przewidywania, tak właściwie baśnie…
 
Polska złotówka miała kiedyś oparcie w przemyśla maszynowym, w stoczniach, w kopalniach. Teraz Polska złotówka ma oparcie w tym, że zagraniczne firmy otwierają u nas centra outsourcingowe. Jak przyjdzie co do czego to zagraniczne firmy centra outsourcingowe zamkną. I złotówka oparcia mieć nie będzie. Ten sam schemat co za czasów Fryderyka. Wyłapane zostały wszystkie wartościowe monety z Polski, wyłapane pod hasłem, że to przestarzałe, nie potrzebne i nie nowoczesne. W zamian napłynęły „wartościowsze” monety usług. I teraz przy kryzysie widać faktyczną wartość tych monet, gdzie trzeba podwyższać podatki i rezygnować z coraz większej liczby zadań państwa.
 
Można spróbować w tym momencie zastanowić się nad rolą Funduszy Europejskich, w dużej mierze i tak finansowanych z naszych składek do Unii. Otóż, na pewno spełniają one pozytywną rolę, jeżeli chodzi o budowę infrastruktury, natomiast za nic takiej roli pozytywnej nie można dostrzec, gdy chodzi o wszelkie projekty cywilizacyjne, w stylu „podnoszenie umiejętności kreacyjnych poprzez spotkanie z innymi człekokształtnymi” czy „rozwój edukacji poprzez zakup kolorowych notesików”. Takie projekty nie generują nam w przyszłości miejsc pracy. Mimo tego ogromnego napływu środków nie widać aby nasza edukacja uniwersytecka poczyniła znaczące postępy. Wypadałoby zrobić zestawienie: ile środków wpłacamy do Unii jako składkę, ile wpłacamy jako nasz wkład krajowy (samorządowy i rządowy) do projektów europejskich, to po jednej stronie zestawienia. Po drugiej zaś, jaka jest kwota funduszy europejskich dla Polski z podziałem na inwestycje strukturalne (ważne) i inwestycje inne (nieważne). Z tego zestawienia najprawdopodobniej wyszłoby nam, że sami bylibyśmy w stanie wykonać inwestycje strukturalne. A jak do tego dojdą nam te wszystkie „projekty” to wyjdzie nam, że za nasze pieniądze demontujemy własne państwo – vide projekty przekształcania stoczniowców na psich fryzjerów – to niby na tym mamy budować nowoczesną gospodarkę.
 
Jeszcze jedna kwestia mnie zastanawia. Wszystkie fundusze oparte są na EURO. W tym wypadku my musimy to EURO kupować, albo za nasze złotówki, albo za nasze obligacje. Wyzbywamy się własnej waluty z kraju, i własność oddajemy w ręce zagraniczne, w zamian zaś dostajemy EURO, nad którym nie mamy żadnej kontroli. I teraz nie tylko chodzi o to, że EURO może się pogrążyć i upaść przez Grecję czy Hiszpanię. Bardziej chodzi o to, że Niemcy jako największy kraj UE i kraj w którym znajduje się siedziba EBC mają największy wpływ na tą walutę. Oni decydują o jej wartości. Mogą wrzucić więcej EURO na rynek (kto kontroluje mennicę – poszczególne krają biją tylko bilon, papierek drukowany jest w Niemczech), mogą zmniejszyć liczbę EURO na rynku. Mogą też zadecydować o końcu EURO i wprowadzeniu nowej waluty – np. Reischmarki. I co wtedy z naszą gospodarką, wypłukaną ze złotówek, z własności, mającą w rękach tylko kolorowe banknoty Wspólnej Europy?
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Polityka