Grudeq Grudeq
423
BLOG

Raport ze Schwerin. Cz. I

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 1

 

Grudeq przy okazji wyjazdu na Polsko-Niemiecki Dni Mediów do Schwerin zrobił sobie jeszcze małe Tourne po Niemczech i Polsce… a co widział i słyszał będzie o tym przez dni kilka pisał…
 
Eskapada „Na Schwerin” rozpoczęła się w Poznaniu. W koło wielki ruch budowlany. Nowobudowany dworzec. Przedłużenie Poznańskiego Szybkiego Tramwaju (PeSTki) do budynku Dworca Zachodniego. Remont torowiska na ulicy Roosvelta. W końcu do EURO pozostało jeszcze dwa lata.. czy tam trzy.. a może dwa tygodnie. Nie ważne. Torowisko na Roosvelta ma być przejezdne.. dla 10 z 19 kursujących przez Poznań linii tramwajowych.
 
Nastrój przy wejściu do BWE bardzo dobry. W końcu jedziemy na Berlin. Współpasażerowie w przedziale raczej śpiący, acz jedna pani wyciągnie później foldery z „Polsko-Niemieckich Dni Mediów” i okaże się panią dziennikarz z Polsatu. Na korytarzu rozbrzmiewa mała dziewczynka z dziecięca naiwnością chwaląca się, że jedzie do Berlina na operacje i tam będzie miała swój własny pokoik z zabawkami. W Polsce takie rzeczy są tylko dzięki fundacjom małżonek byłych oficerów WSI tudzież innym – ciekawe czy gdyby ich nie było, ta dziewczynka mogłaby być operowana w Polsce? Półtorej godziny jazdy i Słubice. W myślach nucę „Przed nami Odra szarą smugą płynie, stoi na brzegu pograniczny słup” i już stoimy po stronie niemieckiej na dworcu we Frankfurcie nad Odrą. Pierwszy kontakt z urzędowymi Niemcami wielce poprawny. Niemiecki konduktor życzliwie na nas patrzy. Mile coś szwargocze. Z mniejszą życzliwością acz większą przenikliwością przedziały lustrują niemieccy policjanci. Godzina jazdy i Berlin jest osiągnięty.
 
Berlin Hauptbahnohof. Przesiadam się wspólnie z panią z przedziału. Lokalizujemy peron na odjazdu pociągu do Wismar – a czy to kiedyś nie było Szwedzkie? Jest jeszcze półgodziny do odjazdu. Pani zgadza się otoczyć opieką mój bagaż i czekać na peronie, to jest czas na przeprowadzenie rekonesansu po dworcu. Na początku jednak jeszcze toaleta. Trzeba płacić bilonem, więc trzeba papierki rozmienić. Can you change me? Pytam się w jakimś ichniejszym kiosku ruchu. Kioskarz coś dłuższego odpowiada, nic nie rozumiem, ale wniosek jest taki, że mi nie rozmieni. Biurokrata. Pięć papierowych Euro Cię zbawi. Trzeba coś kupić. Zwykła orbitka 1 euro. A jeszcze godzinę temu, w Rzepinie, kosztowała 1 zł 80 groszy. Oglądam dworzec. 6 pięter. Pociągi w dwóch kierunkach. My nasz centralny ledwo odświeżyliśmy na Euro2012. Wszystko na Hauptbahnofie mimo, że ogromne jakoś sensownie pomyślane, i nie idzie się zgubić. Widok od strony południowej. Reichstag i Kancelaria Rze.. znaczy Federalna. Gdzieś obok Sprewa płynie z kanałami. Pociągi co chwila jak nie w jedną to w drugą stronę. A u nas? Tunel średnicowy tak remontowaliśmy, że zakupione doń pociągi nie pasowały. Ale mimo, że po głowie cały czas chodzi mi podziw dla naszych zaodrzańskich sąsiadów – Mają rozmach – to nic ze swojej polskiej hardości i zawadiactwa nie tracę. W końcu gdyby nie wojna to nasz Warszawski Dworzec Główny byłby najpiękniejszym dworcem w Europie!
 
I już w pociągu z Cottbus do Wismar przez Schwerin. Miejsca zajęte. Mijają kolejne stacje – Spandau (nie wiem czy bardziej kojarzyć z więzieniem dla Hessa, czy z twierdzą Fryderyka, czy może ze Spandau Balet?), Nauen, Neustadt (Dossel), Wittenberg. Pozycja podróżnicza, typowa z przyzwyczajenia do podróży EZT-57. Nogi podkurczone, pozycja półobrócona. Pasażerowie zajęci swoimi sprawami. Nie poznają we mnie potomka Chrobrych, który niegdyś wbijał słupy graniczne w Saali, ani Jagiełłów, który tak dzielni ich tłukł pod Grunwaldem. Czytają gazety, słuchają muzyki, raczej nie rozmawiają. Co pewien czas rozbrzmiewają kolejowe fanfary – sygnalizujące kolejną stację. Nagle noga buch – poleciała. Normalnie w Polsce, w takim momencie natrafiła by na nogę współpasażera – i żeby to jeszcze była młoda noga młodej współpasażerski, albo na sąsiednią kolejową ławę. A tu noga prostuje się i prostuje. Wyprostowała się i nic. Miejsce jest. Mogę poruszyć w lewo w prawo. Mogę nawet wykonać kilka prostych układów tanecznych. I nic. Miejsce jest. Błyskawicznie prostuję drugą nogę. I miejsce też jest.
 
Czasem ludzie dziwią się, że Polacy są tacy smutni i zmęczeni jak idą do pracy, ale jakby tak Niemcy dojeżdżali do pracy 1,5h w brudnym i przepełnionym EZT, potem czekali na tramwaj czy autobus, który może przyjedzie, a może nie. A następny dopiero za 45 minut. A to Polacy mieli tak sprawny transport publiczny, to ten wykres zadowolenia mógłby wyglądać trochę inaczej. Przypomina się tekst z „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”: „Ja to proszę Pana, mam bardzo dobry dojazd, wstaje rano…”. To się da przetłumaczyć na język niemiecki, bo przecież Niemcy jak jadą do pracy to też się przesiadają. Na początek Regio, potem do S-bahna, potem dwie stacje U-bahnem i na końcu dwa przystanki autobusem i są w pracy, ale jednak te ich przesiadki, a nasze przesiadki to dwie różne sprawy. Ich przesiadka to spokój, bo wiedzą że pociąg na który się przesiadają będzie stał na sąsiednim peronie, że jak się nawet spóźnią na swoje wagoniki metra, to za chwile będą następne. A u nas… jak przesiadka, to zawsze na najdalszym peronie od tego, na który wjechaliśmy, ale i tak trzeba sprawdzić w holu głównym, czy się coś nie zmieniło – i daj Panie Boże, aby tablice działały, bo inaczej trzeba będzie szukać jakiegoś kolejarza… A przede wszystkim to, że można w tym niemieckim pociągu nogi rozprostować. Jak oni to zrobili?
 
Punktualnie jesteśmy w Schwerin. Ledwo wychodzimy z dworca od razu hotel. W hotelu błyskawicznie przydzielony jest pokój. Danke, tank you, Bóg zapłać. Odświeżenie po podróży, a woda w tych Niemczech taka sama. I na zamek. Godzina 17:00 rozpoczyna się tzw. Speed datingem. Coś tam dukam po angielsku. Chodzę między stolikami. Pytam się „Soczewica, koło, miele, młyn”. Kiedy widzę zrozumienie. Polacy. Można myśli rozwijać w pięknej Mickiewiczowskiej mowie. Oglądam też schweriński zamek. Robi wrażenie. Ale w końcu to była siedziba Książąt Rzeszy. A i z rolnictwa meklemburskiego przyjemne pieniążki można było zarobić. W międzyczasie poznaję też Polkę mieszkającą w Niemczech. Ot jej umiejętności językowe przy znajomości niemieckiego opartej li tylko na filmach wojennych to może być przydatna rzecz – dlatego też włączam funkcję przylepa. Na szczęście jest to bardzo miła i wyrozumiała osoba.
 
O 18:30 rozpoczyna się oficjalny wieczór inauguracyjny. Tutaj można wysnuć małą historię – dziejów przypadku. Idąc i będąc wpatrzonym w nowo poznaną koleżankę swobodnie mijam punkt gdzie rozdają małe, sprytne urządzenia do tłumaczenia. Sąsiadka, która siada koło nas okazuje się również Polką, więc mamy już miłe, trzyosobowe polskojęzyczne towarzystwo. Rząd przed nami siada szefostwo salonowe – red. Janke i red. Krawczyk. No i nagle zaczyna się. Rozpoczyna się w języku Niemieckim. Większość polskojęzyczna nakłada słuchawki. A ja nie będę się teraz przebijał przez rzędy i fotele. Błyskawicznie obmyślam plan. Jedno oko obserwuje scenę gdzie przemawiają. Drugie oko obserwuje dwujęzyczną koleżankę. Jak ona się śmieje- to ja też strzelam lekki uśmiech. Jak ona marszczy brwi, to ja też. Jak ona wyraża zdziwienie, to ja jeszcze większe… Potem musiałem się tłumaczyć, że ja naprawdę wyłapuje 1 słowo na 20 niemieckich. (najciekawsze słowo jakie tym razem wyłapałem w Niemczech to lider w tabeli – tabellenfuhrer – wódz tabelowy).
 
Nie wszyscy prelegenci mówią po niemiecku. Pani wiceminister Sobierajska mówi po Polsku. Jej przemówienie na niemiecki musiało zostać przetłumaczone perfekcyjnie, bo żaden Niemiec nie zaśmiał się, kiedy pani Minister mówiła, że jesteśmy doskonale przygotowani do EURO, że Rząd dołożył wszelkich starań aby to były najlepsze mistrzostwa, i że w ogóle w polityce najważniejsza jest miłość.
 
Na scenę ze swoją prezentacją wchodzi Prezes PL.2012 Sp. z o.o. (GmBH) Marcin Herra. Wygląd typowy dla reprezentanta filozofii marketingu. Ręce w piramidkę. Okrągłe zdania. Spokojne ruchy rąk dla podkreślenia ważnego momentu wypowiedzi. Idealny sprzedawca mydła. Z jego to wypowiedzi dowiaduję się, że EURO będzie najlepiej zorganizowane, bo braliśmy przykład z Niemiec (ach, jak to dobrze komplementować zawsze gospodarza – nie wyrzuci z imprezy przynajmniej) – mnie w tej wypowiedzi zastanowiło jedno, na co później przez całe Dni Mediów nie otrzymałem odpowiedzi – czy jak Niemcy organizowali Mistrzostwa Świata w 2006 roku to też powołali do obsługi tejże organizacji 6tysięcy spółek – WM2006 Infrastruktura, WM2006 – przystanki, WM2006 – nadzorująca spółki zajmujące się organizacją WM2006 od strony prawnej, czy jednak to wszystko zostało scedowane na władze federalne i poszczególnych landów czy miast, i jak się w Niemczech przy organizacji WM2006 kształtowała proporcja kierowników do zwykłych pracowników.
 
Ponadto pan Herra mówił jeszcze, że EURO2012 będzie najlepsze ponieważ po raz pierwszy został uruchomiony specjalny portal dla przybywających do Polski kibiców w 6 językach, w którym oprócz tego, że dowiedzą się jak najłatwiej dojechać na stadion, gdzie jest jakieś ciekawe muzeum, to jeszcze będą mogli kupić bilet komunikacji miejskiej! Niemcy się nie zaśmiali, znów tłumacze stanęli na wysokości zadania. W moich myślach – gdzie my jesteśmy, z czym my do ludzi wychodzimy? Za dwa dni będę kupował bilet kolejowy na DB w automacie. Automat będzie też 6 – języczny, i na końcu też zapyta się czy nie chcę kupić biletu na komunikację miejską docelowego miasta.
 
Błyskawicznie przeglądam dołączony w materiałach konferencyjnych biogram pana Herry. „Zaczynał od sprzedaży paliw na stacji benzynowej”. Bujna wyobraźnia podpowiada taką scenę i dialog:
Pan Marcina Herra trafia na spotkanie poważnych ludzi z branży paliwowej, gdzie jest przedstawiony jako sprzedawca paliw, bo tak też jego biogram jest przetłumaczony na angielski
- o miło mi Pana poznać, jakie ma pan znajomości w Rijadzie czy Abu Zabi, czy pan jednak z opcji karaibskiej, Caracas Aruba.
- znaczy nie bardzo ( o co temu człowiekowi chodzi – w myślach przebiega pan Marcin), ja w Gdańsku sprzedawałem paliwo
- Gdańsk? Polska? A to tam są jakieś złoża paliwa?
(pewnie chodzi mu o to na jakiej stacji pracowałem) – Tak, Lotos w Al. Zwycięstwa.
Rozmówca pana Herry staje się zdumiony, zaskoczony. Nie wiedział dotychczas nic o tym, że Polska posiada własne złoża ropy nazywane Lotos – Zwycięstwa w Gdańsku, no ale pewnie Polacy nie chcieli się chwalić, bo to wiadomo skromny naród, co tylko zasługuje na podziw. Pan Herra z kolei to zdziwienie i podziw odczytuje jako docenienie osobiście jego, człowieka który z małej stacji benzynowej zawędrował na same petrochemiczne szczyty, a potem poszedł realizować się w sporcie – wiesz, on się tak strasznie garnie do sportu, to mu taki mały puchar przygotowałem „za zajęcie I miejsca”.
- a jakiego paliwa to są złoża?
- Panie, wszystkiego. Etylina 98, 96. Ropa.. no i też dużo prasy sprzedawałem czy napojów.
Polska to doprawdy dziwny kraj.
 
Kolejną prezentację miał pan Andrzej Godlewski (który w rozmowie prywatnej w cztery oczy okazał się bardzo miłym człowiekiem być). Naszą główną polską bronią zdobywającą sympatię, jest nasze poczucie humoru. Tą drogą właśnie poszedł p. Godlewski bo swoją prezentację rozpoczął od zestawienia trzech dat: 1812 rok – klęska Napoleona, 1912 rok – zatonięcie Titanica, i 2012 rok EURO w Polsce. Mógł jeszcze dodać 1612 rok i przegonienie Polaków z Kremla albo 1712 rok, data urodzin najdoskonalszego znawcy i wroga Polski – Fryderyka Wielkiego. Oczywiście intencja pana Godlewskiego była taka: mimo tego, że wielu nie wróżyło nam sukcesu, to EURO będzie sukcesem i że chociaż każdy rok 12 jest pechowy, to tym razem tak nie będzie i EURO będzie sukcesem, bo będzie. Polska tautologia sukcesu. Ja zapamiętałem z tego i chyba Niemcy też, że jeżeli EURO się nie uda, to nie dlatego, że nie dołożyliśmy starań, że nie umiemy, tylko po prostu taka pechowa data. Nie nasza wina, tylko znów wszystkie siły ziemskie i niebiańskie sprzysięgły się przeciw Polsce. Panie Andrzeju, taki miły z pana człowiek, a w tak głupią propagandę się pan wziął. Nasze EURO uratuje to, że pojadą ludzie na Ukrainę i zobaczą jeszcze gorszy bardak niż w Polsce.
 
Dyskusja panelowa między polskimi i niemieckimi dziennikarzami, jak nastąpiła po tych prezentacjach, była uśmiechniętą wzajemną wymianą złośliwości. Polacy autoironicznie opowiadali Niemcom o tym, że my mamy trzy mecze na imprezach: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor.. ale to Niemcom życzą wyjścia z grupy. Niemcy… ha pamiętacie, że nie miałem maszyny do tłumaczenia i patrzyłem na swoją koleżankę. Ale ogólnie wszyscy byli uśmiechnięci i zadowoleni. W końcu mamy, tak samo jak w wieku XVIII, wiek rozumu. I nie wypada wpadać w jakieś sentymenty, tylko trzeba się cieszyć życie i wiarą w postęp. A to, że jesteśmy jako Polacy w porównaniu z Niemcami narodem niepełnosprawnym… a czy kogoś to zajmuje oprócz garstki blogerów?
 
Na zakończenie dnia pierwszego zaproszono nas do oranżerii pałacu w Schwerin, na koszt przewodniczącej Landtagu. Pamiętam tylko, że co chwila ktoś przechodził i pytał się – białe czy czerwone wino. To dobre paliwo na sentymenty. Kochaniutki/Kochaniutka daj tego białego. Miłe rozmowy, ale po głowie wciąż mi się kołatało: Gdzie, my jako Polska jesteśmy, przez kogo my jesteśmy rządzeni, czym my chcemy współzawodniczyć z innymi narodami, czym chcemy się chwalić, co chcemy osiągnąć. Drugi dzień miał być dniem szukania odpowiedzi na moje wątpliwości.. a wino niemieckie – bardzo dobre.
 
 
 
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka