Po przedstawieniu wyniku badań doniesień medialnych rozpoczęła się ostatnia debata plenarna. Z naszej strony wystąpili w niej redaktorzy Gugała i Kraśko. Obaj redaktorzy usprawiedliwiali przewagę w polskich mediach tematów politycznych nad gospodarczymi tym, że .. my dopiero budujemy media od 1989 roku, a Niemcy już wcześniej mieli. Tak właściwie gdyby się zastanowić, to jest to genialny argument usprawiedliwiający wszystko. Dlaczego zbudowałaś dom który się zawalił? Bo ja dom zacząłem budować trzy lata temu, a sąsiad zbudował trzydzieści, dlatego jego się nie zawalił a mój owszem. Wszystko właściwie będzie zawsze można w Polsce wytłumaczyć tym, że my zaczęliśmy budować w roku 1989, a inni byli wcześnie. Dzięki temu nikt nigdy nie zajrzy do księgi budowy, nie zobaczy kto nasz system buduje, kto projektował, kto nadzoruje wykonanie, z jakich materiałów budujemy system. To nie istotne. Istota rzeczy tkwi w tym, że my budujemy dopiero od 1989 roku.
Redaktor Gugała w porywie naiwnej szczerości przyznał też, że polskie media są nastawione na konflikt polityczny – pojęcie ustawki medialnej. I sami dziennikarze dążą do tego aby od polityków wywieść jak najmniej istotne informacje, natomiast takie informacje które będą w stanie najbardziej podpalić dyskusję polityczną. Że tak właściwie media w Polsce służą wytwarzaniu konfrontacji politycznej, a nie informowaniu społeczeństwa. I my czasem szukamy odpowiedzi na stan mediów w jakiś mega wielkich konstrukcjach, podczas gdy sami czołowi dziennikarze przyznają się jak jest.
Moment później na pytanie na temat Ukrainy, redaktor Gugała, odniosłem wrażenie że ciut ironicznie, z niewiarą w to co mówi, przedstawił nasze racje geopolityczne, nazywając je polityką a’la polacca. Ironicznie w tym znaczeniu, że on chyba sam nie wierzył w to co mówi, natomiast jak dla mnie była to jak najbardziej prawdziwa i zasadnicza wykładnia naszych interesów. Brzmiała ona tak, że celem Warszawy jest utrzymywanie na Ukrainie rządu jak najdalszego od Rosji, choć wcześniej wydawało się, że Janukowycz będzie politykiem promoskiewskim, to po czasie okazuje się, że jednak jest on pewnym gwarantem prozachodniego, czy może bardziej neutralnego wobec Rosji kursu Kijowa, natomiast Tymoszenko choć zasłużona dla pomarańczowej rewolucji i kobieta, to jednak jest forpocztą interesów rosyjskich. Dlatego Polska nie może tak otwarcie bojkotować Ukrainy, bo dzięki temu zainstalują się tam Rosjanie. Niemcy jak dostali tłumaczenie tego pewnie za chwilę tą geopolityką a’la polacca skonfrontowali z geopolityką germanicą brzmiącą, jeżeli odda się Ukrainę wpływom rosyjskim, to być może Rosjanie w zamian oddadzą Polskę, a wtedy zrealizuję się koncept mitteleuropy. Mam wrażenie, że z niemieckim tłumaczeniem redaktor Gugała się nie zapoznał.
Na sam koniec swoich wypowiedzi redaktor Gugała bardzo mocno i stanowczo zaakcentował, że nie do pomyślenia i zbrodnią jest zrywanie dobrych stosunków polsko-niemieckich i należy bezwzględnie niszczyć każdego kto te dobre stosunki próbowałby podważyć… I przypomniałem sobie, jak to nasze media solidarnie niszczyły Erikę Steibach, a może tych którzy wskazywali że Steinach niszczy właśnie dobre stosunki polsko-niemieckie. A właściwie jaka to różnica.
Jeżeli chodzi o redaktora Kraśko, to ten mówił miłe rzeczy o Polsce, że dajemy radę, że jest dobrze, może faktycznie nie najlepiej, ale z pewnością idzie ku dobremu. Mój długopis, którym sporządzałem notatki w czasie wypowiedzi red. Kraśko kreślił w notatniku esy-floresy nie mogąc słów red. Kraśki zmienić w jakieś sensowne i warte wynotowanie zdania czy myśli. Na tej debacie skończyły się debaty na zamku w Schwerin. Pozostała tylko uroczystość wręczania XV Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej, która miała odbyć się w Kinie Capitol. Był wtedy czas na przespacerowanie się w miłym towarzystwie po ogrodach zamku w Schwerin. Ilekroć chodzę po jakiś takich ogrodach to zawsze mnie ciekawi o czym rozmawiali ludzie, którzy spacerowali jeden, dwa czy trzy wieku temu po takich ogrodach. Polityka? Na pewno, w końcu to ogród książęcy i może w tym miejscu w którym chodziłem Wielki Książę Meklemburski w połowie XIX wieku zastanawiał się nad tym, czy przyłączać się do Związku Celnego państw północnoniemieckich czy jednak trwać przy Habsburskiej koncepcji odbudowy cesarstwa – no ale przecież Habsburgowie to katolicy, a my Meklemburczycy jesteśmy protestantami, niech no pan sekretarz idzie nada depeszę do Berlina, do Kancelarii Pruskiej, że jednak idziemy z nimi… Na pewno też prawiono w takich ogrodach o miłości. Bo co mógłby mężczyzna mówić kobiecie w ogrodzie kiedy mijali jakąś figlarną figurę półnagiej Wenus czy innej Afrodyty. No i te kanały, a bo to nieprzyjemnie było popływać sobie łódką, zdrowo pomęczyć się fizycznie, ale równocześnie zrelaksować się. Doprawdy nie rozumiem dlaczego ludzie XXI wieku uważają się za lepszych i to w czym od naszych przodków.
W kinie Capitol przywitała nas orkiestra meklemburskiej Policji kawałkiem z Vabanku Machulskiego. Miło. Ponieważ cały czas byłem w posiadaniu słuchawek do tłumaczenia zastanawiało mnie, czy jakby nagle orkiestra zaczęła grać „Wacht am Rhein” to w polskim tłumaczeniu nie słuchalibyśmy „Pierwszej brygady”.. Z wypowiedzi najbardziej rzecz jasna wbiło się przemówienie Petera Freya – redaktora naczelnego ZDF, który sformułował tezę, że za rządów braci Kaczyńskich nie dało się z Polską rozmawiać, ale teraz na szczęście jest inaczej. Obecny na Sali ambasador Rzeczypospolitej nie protestował w żaden sposób. Być może bał się, że redaktor Gugała uzna go za osobę grożącą zerwaniu dobrych stosunków pomiędzy Warszawą a Berlinem. Gdzie pan jest panie Ambasadorze Lipski? Jak już wszyscy zapewne dobrze wiedzą główną nagrodę w kategorii prasy wygrał reportaż pana redaktora Konrada Schullera „Nowy Ślązak”. W informacji jaką nam rozdawano przed wejściem do kina wynikało, że ten reportaż mówi o „W XX wieku górnośląski okręg przemysłowy przechodził z rąk do rąk tyle razy, że w wielu rodzinach polskie i niemieckie tradycje są ze sobą nierozerwalnie związane. Dzisiejszą rzeczywistość kształtują zarówno traumy wojenne i izolowanie się poszczególnych grup, jak i ponadnarodowe przyjaźnie”. Z informacji więc wynikało, że nie jest to jakiś szczególnie groźny reportaż. Natomiast jak został puszczony krótki film – prezentacja zwycięskiego artykułu wyraźnie w nim zaznaczono, że chodzi tu o reportaż poświęcony narodowości śląskiej. To już czekam na te ataki redaktora Gugały na narodowość śląską, wszak znów jest to rzecz, która może zagrozić dobrosąsiedzkim stosunkom. W końcu np. Niemcy uważają, że przywrócenie statusu mniejszości narodowej Polakom jest niebezpieczne dla naszych wzajemnych stosunków.
Nagrodą telewizyjną wygrał reportaż z Locknitz, gdzie osiedla się bardzo dużo Polaków. Ja też bardzo lubię takie reportaże, w których mówi się o tym jak to Polacy są miłymi sąsiadami, pracowitymi itd. Gdyby nasza Polska była zorganizowana tak samo jak Niemcy, to pewnie to samo o nas samych moglibyśmy mówić w kraju. Tylko jak my mamy się zorganizować skoro co chwila ktoś się do nas wtrąca ze swoimi poradami, a poleca nam zawsze rozwiązania najgorsze? Tutaj też wytłumaczenie dlaczego u nas jest przewaga tematów społecznych nad ekonomicznymi, bo pewnie w reportażu nie zająknięto się ani razu na temat tego, gdzie Polacy osiedlający się w Locknitz płacić będą podatki. Reportaż radiowy wygrała zaś pani redaktor z radia Koszalin, o którym w krótkiej prezentacji powiedziano, że jest o tym jak to niegdyś na Pomorzu żyli Niemcy, potem pojawili się Polacy i nie było przyjaźni, a teraz już przyjaźń jest i będzie. Ech czy my naprawdę historię Polsko-Niemiecką to mamy tylko w czasie II Wojny Światowej. A czemu nikt nie zrobił reportażu o małżeństwach polsko-niemieckich: Rychezy z Mieszkiem II i Agnieszki z Władysławem Wygańcem. Tudzież reportażu o życiu najlepszego znawcy Polski i równocześnie największym jej nieprzyjacielu, a moim ulubionym władcy niemieckim – Fryderyku Wielkim? Ilekroć o nim czytam, to zawsze podziw – łebski facet, wiedział jak nas rozgrywać.
Dni mediów oficjalnie zakończono i zaproszono na pożegnalny bankiet. Pędem popędziłem do stolików chcąc upolować jakieś konkretny wursty lub inne przyjemności kuchni niemieckiej. Upolowałem natomiast redaktora Janke. A to trzeba taką szansę wykorzystać i pogadać jak to zwykły bloger ze szefem blogerskiej platformy. Dobrze, że przynajmniej dorwałem się do pucharku z winem. Ponieważ redaktor Janke zdążył już upolować coś na swój talerz to w naszej rozmowie ja byłem stroną czynną a redaktor Janke bierną. Nie chcąc wyjść w rozmowie od swoich tradycyjnych pisowskich narzekań na rzeczywistość – lekki manewr oskrzydlający: „Panie redaktorze, jak to jest, że ja zamiast zajmować się tym co lubię najbardziej, to jest pić piwko, czytać ksiązki, rozmawiać ze znajomymi, oglądać architekturę i przyrodę ożywioną, to jak tylko włączam TV czy czytam gazetę, to takie rzeczy do mnie dochodzą, że strach. Przecież wy na górze tą Polskę rozwalicie dokumentnie”. Redaktor Janke kiwał głową. Nie wiem czy ze zrozumienia, czy dla lepszego trawienia sałatki. Ostro rozpocząłem litanie z żalami: „Mnie to doprawdy trafia szlag, kiedy widzę co się dzieje. Państwo nie działa. Dziennikarze skupiają się na duperelach. Niech pan popatrzy jak tu w Niemczech wszystko zorganizowane, a u nas permanentny bardak…”. W pewnym momencie do dyskusji włączyła się osoba trzeci. Pani która stała z nami przy wysokim stoliku.
- co też pan wygaduje. Tego się słuchać nie da – Po czym jej płetwa wyskoczyła w kierunku płetwy redaktora Janke – Pan mnie poznaje? Kiedyś byłam dziennikarką w takiej a takiej to stacji telewizyjnej. Redaktor Janke promieniście się uśmiechnał – Ach tak, kojarzę – według mnie nie kojarzył, ale to moje prywatne zdanie. Natomiast przed miłą panią próbowałem obronić swoje zdanie.
- Wie Pani co, jednak spróbuję obronić swoje zdanie. Mogę? Bo widzi Pani, ja się wczoraj dowiedziałem tu na konferencji, że dumą mojego kraju na EURO ma być to, że mamy stronę internetową. Przepraszam, ale z czym do ludzi?
- Ach niech pan tyle nie gada. Wie Pan, pan jest młody. Wie pan jak się Polska zmieniła przez te ostatnie dwadzieścia lat. Miasta inne. Samochody na drogach..
Ten argument z samochodami. Taki kontrprzykład na niego znalazłem. Oglądam sobie wiadomości o zamieszkach w Syrii, o wybuchach bombowych etc. Patrzę na reportaż, samochód pułapka, obok inne nadpalone, i patrzę na marki. Nowiutkie Renaulty, Peugeoty, Volkswageny.. czy to znaczy, że Syria też odniosła sukces?
Spróbowałem jednak panią złapać na innym argumencie.
- Ale przyzna Pani, że autostrad jednak nie zbudowano – Przy okazji chciałem błysnąć znajomością świata zagranicznego – a w takiej malutkiej Chorwacji, autostrady jak się patrzy, przez góry całe, to jak to jest.
- Wie Pan, dobrze przyznaję, z autostradami nam się nie udało. Ale mamy wiele innych sukcesów, same zmiany w Polsce, Pan tego nie pamięta, ale teraz miasta inne, samochody, ludzie mogą jeździć zagranicę.
- Miła Pani, ja skończyłem prawo, i mnie interesuje także bardzo konkretny wymiar rzeczywistości prawnej w Polsce. A co mamy? Prawo, którego nikt nie rozumie. Na co jeszcze nakłada się prawo europejskie, które raczej nie pomaga, a bardziej szkodzi. Urzędnicy, którzy raz interpretują prawo w ten sposób, za chwilę w drugi sposób. I my mamy aspirację do bycia nowoczesnym państwem.
Ponieważ dyskusji przysłuchiwał się jeszcze jakiś Pan, zaznajomiony z miłą panią i z jego wyglądu można było wywnioskować raczej częściową zgodę z moją argumentacją, więc pani nieco spuściła z tonu.
- To fakt, prawnie jesteśmy trochę do tyłu, ale niech pan tak nie narzeka. Jest dobrze. Są zmiany. Miasta wyglądają inaczej. Samochody jakimi jeździmy… Kończąc dyskusję zaproponowałem spisanie protokołu rozbieżności. Stosownie się ukłoniłem i ruszyłem dalej. Mając nadzieję na pomyślne łowy w kąciku kulinarnym. Po drodze minąłem znajomych z zeszłego dnia z ZUS.
- Niech Żyje ZUS! – krzyknąłem, co spotkało się z uśmiechem z ich strony i już tam podążałem aby dowiedzieć się co właściwie moi drodzy ZUSownicy sądzą na temat zwiększenia wieku emerytalnego, lecz tu z prawej strony słyszę coś o kobiecym głosie w niemieckim narzeczu i to bezpośrednio do mnie.
Myślę. Będą mnie rozstrzeliwać. Albo coś zrobiłem źle. Jakby to powiedział kapitan Bertorelli z Allo-Allo – „What a misteak-a to take-a”.
Tak to była Ona. Piękna, młoda białoruska dziennikarka pracująca dla jakiejś niemieckiej Fundacji. Uśmiechnąłem się. Ona uśmiech odwzajemniła. Rozłożyłem bezradnie ręce. Cały czas zachowując uśmiech – Nicht sprechen Detusch. A little English – Pot już zaczął mnie zalewać, bo to przy takim rodzaju rozmów najłatwiej wpadam w swoje językowe kompleksa. Ale cały czas trzeba się uśmiechać i przerzucić ciężar rozmowy na uniwersalny język ciała, to może coś z tej rozmowy będzie.
- Trochę umiem Polski. Słuchałam Pana na debacie blogerskiej. Czy to prawda, że w Polsce jest tyle fałszu i propagandy? Pan jest blogerem? Czy naprawdę w Polsce jest tak źle?
- Kochana!
Inne tematy w dziale Polityka