grudziecki grudziecki
587
BLOG

CZYJA JEST UKRAINA?

grudziecki grudziecki Polityka Obserwuj notkę 2

 

Czyja jest Ukraina?
Na to pytanie odpowiedź nasuwa się „automatycznie”. Wiadomo – Ukraińców.
Od prawie wieku, kiedy to już na masową skalę rozpoczęło się „w praktyce” odsyłanie do lamusa - głoszonych przez tysiąclecia i dodatkowo utrwalanych poprzez ich „wplatanie” w panującą na danym obszarze religię - „aksjomatów”, że państwo jest de facto (a często i de iure) własnością panującego monarchy, upowszechnia i utrwala się wyobrażenie, że to naród jest „właścicielem” państwa.
 
Pierwotnie ten naród z reguły był postrzegany w kategoriach etnicznych, jako pewna wspólnota ludzi, połączonych przekonaniem o wspólnocie: „krwi”, języka,historii i kultury.
Dzisiaj ten naród pojmowany jest raczej w kategoriach „narodu obywatelskiego”.
W Polsce obecnie, kiedy pewnie 99% ludzi jest przekonanych, że są „etnicznymi” Polakami, to rozróżnienie nie jest szczególnie uwypuklane.
Na Ukrainie, gdzie ze względu na historię ostatniego wieku, rzadko która osoba może powiedzieć, że wszyscy jej dziadkowie (oczywiście: babcie i dziadkowie) to Ukraińcy, takiego utożsamienia nie można już dokonać. A więc na Ukrainie Ukraińcem jest ten, kto czuje się Ukraińcem, co z reguły wiąże się z posiadaniem także ukraińskiego obywatelstwa. Ewentualne próby zdefiniowania „narodu ukraińskiego” w kategoriach etnicznych niechybnie wywołałyby wiele ludzkich dramatów.
 
Czyja więc jest dzisiaj Ukraina?
Powszechna odpowiedź padnie, ze jej właścicielami są Ukraińcy - „zbiorowość ludzi” postrzegających siebie jako naród ukraiński. Tylko, czy na pewno? Czy Ukraina jest ICH WŁASNOŚCIĄ zarówno de iure, jak i de facto? I tutaj, niestety, odpowiedź nie może być twierdząca, ponieważ nie miałaby żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.
Gdyby Ukraińcy byli nie tylko prawnymi właścicielami (oczywiście nie chodzi tu o własność postrzeganą w kategoriach tzw. „prawa”, stanowionego przez tę lub inną grupę „posłów”) swego państwa, ale także jego faktycznymi  właścicielami, to nie musieliby teraz marznąć na Majdanie i oczekiwać, co zrobi ich „kadencyjny monarcha”. „Monarcha” na dodatek - jak głoszą nasze media - uzależniony od takich, czy innych oligarchii.  Ukraina jest więc własnością Ukraińców, ale nie jest w ich posiadaniu.
 
Czy w wyniku obecnej rewolucji Ukraińcy staną się faktycznie właścicielami Ukrainy?
Czy jeżeli Janukowycz (w co wątpię)  odejdzie, coś się w tym względzie zmieni? Czy jeżeli powstanie nowy rząd, a prezydentem zostanie np. Kliczko, to Ukraińcy będą mogli choć w odrobinę większym stopniu decydować o  SWOIM  kraju?
Odpowiedź na to pytanie została już udzielona w „trybie” niepodważalnym, bo przez historię: przez Pomarańczową Rewolucję i to, co zaistniało w jej efekcie. Czyli zastąpienie jednych oligarchii przez inne oligarchie w faktycznym posiadaniu Ukrainy.
Czy o to walczyli ludzie na Majdanie w czasie Pomarańczowej Rewolucji? I czy takie są oczekiwania Ukraińców, którzy z budzącym podziw uporem i w ekstremalnych warunkach, upominają się teraz o swoje suwerenne prawa?
 
Paradoks polega na tym, że najprawdopodobniej Kliczko, a także jakaś część innych polityków zgromadzonych na Majdanie, ma naprawdę dobre intencje i że naprawdę chce poprawy losu swego narodu. Tyle tylko, że popełniają oni fundamentalny błąd – są przekonani, ze wystarczy zastąpić „złych” ludzi, ludźmi „dobrymi” (czyli „naszymi”), a całe państwo stanie się od razu inne niż dotychczas.
Rzecz w tym, że nic się nie zmieni, bo PATOLOGICZNY USTRÓJ PAŃSTWA  pozostanie w SWEJ  ISTOCIE bez zmian. Prawowici właściciele państwa, czyli obywatele Ukrainy, nadal nie będą mieć żadnych skutecznych  „narzędzi”, aby móc  faktycznie  decydować o  swojej własności.  A przy tym nadal będzie podtrzymywana fikcja,  że tymi właścicielami są. Bo mogą raz na kilka lat pójść wrzucić kartki do urny wyborczej.
Co więcej, nie tylko politycy i „elyty” krajowe, ale także autorytety zagraniczne (w tym „specjaliści” z tytułami naukowymi od „demokracji oligarchicznych”)  będą ich przekonywać, że to jest „demokracja” - ustrój stanowiący „szczytowe” osiągnięcie „wolnego świata”. Więc.... powinni się cieszyć i akceptować  taką  „demokrację”.
 
Polemizowanie z bredniami wypisywanymi na temat  demokracji nie ma większego sensu. Trzeba by przeorać się przez dwadzieścia kilka wieków błędów i uproszczeń w wyobrażeniach nazywanych tych pojęciem, zaczynając już od samego ich źródła (vide -http://grudziecki.salon24.pl/529636,mity-niby-demokracji-demokracja-wladza-ludu). Dzisiaj słowo „demokracja” de facto nie oznacza nic więcej niż „ustrój”. Dlatego czytamy „o demokracji oligarchicznej”, czy o „demokratycznej dyktaturze”. Z  DEMOKRACJĄ- ustrojem, w którym WŁADZĘ FAKTYCZNIE SPRAWUJĄ OBYWATELE, te wyobrażenia nie mają żadnych elementów stycznych.
 
Czy Ukraińcy mogą nie tylko  de iure  ale i  de facto  stać się właścicielami Ukrainy?
Oczywiście. Bo to oni ją tworzą. Bo to oni są Ukrainą. Bez nich pozostało by po tym kraju tyle, co po NRD czy po Jugosławii.
Kiedy więc Ukraińcy będą  faktycznymi właścicielami Ukrainy?
Odpowiedź jest prosta. Wtedy, kiedy w ustroju ich państwa będą  „narzędzia”umożliwiające im  decydowanie – STALE  ORAZ  CIĄGLE - o ich kraju. O tym wszystkim, co w ich kraju jest dla nich WSPÓLNE.
Jakie są to „narzędzia”?
Głosiciele proceduralnych  (np. J.A. Schumpeter) i procesualnych (np. R. Dahl) koncepcji demokracji byli przekonani, że jest możliwe opracowanie określonego katalogu „wyznaczników” demokracji, pozwalających nie tylko na identyfikowanie demokracji, ale także na budowę demokracji przy ich użyciu. Obecnie te „katalogi wyznaczników” są coraz dłuższe, budowane przy użyciu coraz bardziej abstrakcyjnych pojęć, a każdy kolejny kandydat do tytułu profesorskiego uznaje katalogi poprzedników za nieadekwatne do rzeczywistości i proponuje ich własny zestaw – jako ten „jedynie prawidłowy”.
Praktyczny skutek tych „wiekopomnych” dokonań jest taki, jaki widzimy na Ukrainie i w innych krajach nazywanych „demokratycznymi”. Fakt przeprowadzenia wyborów staje się synonimem zaistnienia w danym państwie „demokracji” (vide – ostatnie wybory w Egipcie).
Przy obowiązywaniu takiego pojmowania „demokracji”, „demokracja” może istnieć w przedziale od 1% do 99%, a więc w praktyce nawet wszędzie tam, gdzie obywatele nie mają żadnego wpływu na swoje państwo. Chyba, że się zbuntują. Tak, jak ma to miejsce teraz na Ukrainie. Tyle tylko, że wtedy łamią obowiązujące w ich kraju (pseudo)„demokratyczne” przepisy.
 
Zamiast więc tworzyć katalogi „narzędzi”, które są konieczne, aby obywatele danego kraju faktycznie o nim decydowali, a które w każdym kraju mogą być inne, lepiej zacząć od fundamentów – wskazać, w jaki sposób (w jakim trybie) mogą oni to robić.
W antycznych  polis greckich czynili oni to bezpośrednio - bez pośredników. I nie sądzę, żeby współcześnie istniał inny, bardziej doskonały tryb wyrażenia swej woli przez każdego obywatela.
Narzędzia” potrzebne do wyrażania swej woli w tym trybie przez obywateli są znane. Są to np. referenda.  Referenda obywatelskie, których inicjatorami są obywatele, oraz referenda  przeprowadzane   przez władze: obligatoryjne i fakultatywne.
Czy dzisiaj te dziesiątki, czy setki tysięcy ludzi, musiałoby koczować na Majdanie, gdyby w ustrój Ukrainy była wpisana konieczność przeprowadzania referendum w tak fundamentalnych kwestiach, jak stowarzyszenie się z UE i w innych podobnych? Tak na marginesie -skąd jedna osoba uzurpuje sobie „prawo” do decydowania o przyszłości całego narodu na następne dziesiątki lat?
 
Współczesne państwa są zbyt duże i zbyt „skomplikowane”, aby wszystkie decyzje w państwie mogły być podejmowane przez obywateli bezpośrednio. Z tego względu ich uzupełnieniem muszą być decyzje podejmowane przez obywateli pośrednio.
Narzędzia” konieczne do tego także są znane, ale ich obecny „kształt” - ich współczesne „uformowanie” - powoduje, że nie są one „narzędziami” obywateli do decydowania o swoim państwie, ale „narzędziami” innych podmiotów do faktycznego  wywłaszczania  obywateli  z  państwa.
Posłowie nie są posłami obywateli, ale przedstawicielami partii politycznych lub innych jeszcze podmiotów, reprezentującymi interesy partii politycznych, tych podmiotów lub jeszcze inne. Ale nie obywateli.
Warunkiem sine qua non, aby posłowie rzeczywiście byli (stali się) posłami obywateli jest możliwość odwołania posła przez obywateli-wyborców w każdym czasie w trakcie kadencji.
Gdyby dzisiaj obywatele Ukrainy mieli w swe „przepisy” ustrojowe wpisane SWE PRAWO do odwoływania tych swoich „wysłanników”, którzy wspierają teraz nieakceptowane przez obywateli „zagrywki” Janukowycza, to ci „wysłannicy” także inaczej by postępowali. Bo wiedzieliby, że działając wbrew woli suwerenów -obywateli, którzy ich wybrali i posłali do parlamentu - długo tymi „wysłannikami” nie pozostaną.
 
Oczywiście, zapisy o możliwości odwoływania posłów w trakcie kadencji nie zbudują same takiego ustroju państwa, w którym faktycznie „rządzą obywatele”. Do tego konieczna jest także odpowiednia ordynacja wyborcza i odpowiednie instytucje, czy organy w państwie.
Można, na przykład, wskazać, że główna izba parlamentu mogłaby być w całości niepartyjną, a jej zadaniem mogłoby być m.in. kontrolowanie rządu („zarządu państwa” - wyłanianego przez mniejszą, partyjną izbę ) i całej administracji publicznej. Można też wskazać, że w takim państwie koniecznością jest Krajowy Trybunał Praw Człowieka, orzekający na podstawie powszechnie przyjętych, międzynarodowych Paktów i Konwencji, będący „narzędziem” poszczególnych obywateli do bronienia swych praw, a także do bronienia się przez nich przed ustanawianiem w państwie przepisów, mogących godzić w te ich prawa.
 
Rzecz w tym, że takie rozwiązania wydają się nam słuszne i konieczne „na teraz”. „Jutro” być może słuszne i konieczne będą inne. Obowiązek ich wyszukiwania nie spoczywa na obywatelach, ale na tych, którym obywatele za to płacą. Na naukowcach, którzy biorą pieniądze za badania nad ustrojem państw. I na posłach, którzy biorą za to pieniądze, aby przygotować najlepsze przepisy. Ostatecznie jednak decydować powinni obywatele. Tak samo, jak o wszystkich innych fundamentalnych kwestiach w ich państwie. Lub które za takie sami uznają.
 
Czy więc obywatele Ukrainy mają szanse, aby stać się faktycznymi właścicielami swego państwa?
Jak widać, rozwiązania konieczne, aby tak się stało, są dostępne. I chciałbym wierzyć, że ich imponujący zryw, mogący być inspiracją dla innych narodów, przyniesie inne skutki niż Pomarańczowa Rewolucja.
 
Tylko, co na to obecni faktyczni władcy Ukrainy?
Czy tak dobrowolnie oddadzą to, co przywłaszczyli sobie „prawem kaduka”?
.....
Czyja jest Polska?....
grudziecki
O mnie grudziecki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka