Agenci nie kończą zazwyczaj obłędem.
Agenci kończą różnie. Zależy, jacy to agenci.
Jedni zapadają nagle na chorobę popromienną. Ot, tak i przypadkiem. Gdy uciec próbują swym mocodawcom. Innych dzieci giną w przypadkowych wypadkach. Cóż, przypadki wypadków chodzą po ludziach. Zwłaszcza wobec dzieci podwójnych agentów, tak zwanych dwójkarzy. Ale to często agenci niskiego szczebla tak kończą. Lub ich rodziny. Ich samych mocodawca czasem oszczędzi. Niech cierpią, skoro zdradzili.
Jeszcze inni agenci nie mają więc dzieci. Może i na wszelki wypadek.
Agenci całe swoje życie coś oficjalnie udają. Raz, że kochają coś, co jest przecież najważniejsze. Bowiem agenci się chętnie zmieniają. Na lepsze rzecz jasna. Ale i to też nie zawsze. Agenci bywają też, jak to agenci, w szoku. Albo na silnych proszkach chwilowo. Są wówczas tacy ludzcy, nie mogą być więc w oczach opinii publicznej agentami. I wówczas sami tłumaczą się chętnie, że niczego nie pamiętają. Zwłaszcza, gdy w najbliższej rodzinie agenta dochodzi do głośnych, losowych wypadków.
Agenci szybko jednak odzyskują pamięć. Nie byliby przecież agentami. I chętnie wtedy powtarzają, iż najbardziej nie lubią tych, dla których tak naprawdę i od dawna już pracują. Bo to oni stanowią właśnie, i podobno, straszne zagrożenie. Od lat dla nich pracują, od lat więc powtarzają głośno tę tezę. I któż wówczas pomyśli, że sami są agentami.
Agenci udają też często irracjonalnych. Ich ruchy i poczynania zdają się być bezsensowne i zdane z góry, z pozoru, na niepowodzenie. Ich widzowie i obserwatorzy nie wiedzą jednak w danym momencie, jakie zadanie wykonać ma właśnie agent. Ocena agenturalności agenta nie jest więc prawie nigdy możliwa.
Czasem agenci bywają uśpieni. Przez długie lata. Są wtedy tak zwanymi śpiochami. Gdy już jednak mocodawcy obudzą ich do działania, wówczas sami, głośno i często sugerują wszem i wobec, że to inni są właśnie śpiochami. Agenci dezinformacyjni wywołują wówczas duże zamieszanie. A pomówieni niech się publicznie tłumaczą. To jeden z sukcesów agenta. Mocodawcy są z agenta wówczas bardzo zadowoleni. Tym bardziej są zadowoleni, im wyższe stanowisko w państwie zajmuje pomówiona osoba. A pomawiać agent może o wszystko.
Agenci przybierają przeróżne postacie. Mogą umiejętnie udawać, iż nie potrzebują na przykład konta w banku lub samochodu. I na danym obszarze działania go naprawdę przez długi czas nie mają. Wydają się wówczas być tacy śmieszni. I bezradni jednocześnie. Robią wówczas za dziwaka. Jedno i drugie jedynie ich publicznie uwiarygodnia. Taka oferma, pomyśli o agencie wielu, on nie może być przecież agentem.
Agenci otaczają się chętnie paranoikami. Im u paranoika zauważalna jest z dnia na dzień coraz większa paranoja, tym bardziej agenci mogą spokojnie stwarzać wrażenie, że sami są chyba także niepoczytalni. Nikt przy zdrowych zmysłach nie otacza się i nie dobiera do swego otoczenia ciężkich przypadków paranoi. Taka sytuacja agenta wyśmienicie uwiarygodnia. Agentem nie może być przecież, ktoś otoczony paranoikami, myśli naiwnie wielu.
Paranoja otoczenia agenta jemu samemu w niczym tymczasem nie przeszkadza. On nie zwraca na nią najmniejszej uwagi. A paranoicy przydają się czasem agentowi, upubliczniając w imię patriotyzmu w swej paranoi to i owo. Co jeszcze wczoraj było tajemnicą państwową. Bo oni przecież tak ojczyznę mocno kochają. Agent pozostaje jeszcze bardziej doskonale ukryty. Mocodawcom akta pęcznieją.
Agenci naprawdę mają swe konta gdzie indziej. Na Kajmanach lub w Szwajcarii, chociaż nigdy tam nie byli i nigdy nie będą. Kłopot zaczyna się dla niektórych agentów wtedy, gdy jakiś bankier także okaże się agentem, tylko po innej stronie. Wówczas listy z nazwiskami spalą publicznie niektórych agentów. I przy okazji kilku polityków. I to może już za chwilę. A może nigdy.
Agenci bywają też patriotami. Czasami nawet sami w to wierzą, często to natomiast głośno i chętnie głoszą. Im częściej coś deklarują, tym bardziej stają się dziwnie deklaratywni. Ale tym więcej też osób im jednocześnie i automatycznie uwierzy. Słyszano to już przecież tyle razy. Będąc naprawdę agentami zdobywają więc czasami pokaźną popularność wśród publiczności. Jej oczy wcale nie są wówczas zdumione, są zazwyczaj ucieszone. Lud kocha patriotów.
Nie wszyscy potomkowie lekarzy lub prawników zostają sami lekarzami. Lub prawnikami. Rzecz miewa się podobnie także z agentami. Bo to różnie bywa. Jak to w życiu.
* * *
Agenci wysokiego szczebla przechodzą kiedyś także na emeryturę. Zasłużeni i wierni agenci tak mają.
Po pół wieku od ich śmierci, a czasami i później, dowiadujemy się może wtedy i przypadkiem (bo nie zawsze), kto był agentem. I dla kogo.
* * *
Za stary już jestem. Nie doczekam.
Grzegorz Ziętkiewicz
Utwórz swoją wizytówkę Dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny. W okresie 1980 - 81 redaktor prasy NSZZ "Solidarność" ZR Wielkopolska w Poznaniu, internowany 13. 12. 1981. Na emigracji w RFN 1983 - 97. Były berliński korespondent Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa oraz korespondent paryskiej "Kultury". Autor periodyków (nakładem władz Miasta Berlina) o historii i współczesności Polaków w Niemczech i w Berlinie. W latach 90. współpraca dziennikarska z tygodnikiem "Wprost", "Rzeczpospolitą" "Tygodnikiem Powszechnym" i "Gazetą Wyborczą" oraz I PR. Obecnie autor cyklicznego programu o tematyce polsko-niemieckiej na antenie Radia Merkury Poznań. <a
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka