Może media opisują, a często emocjonują się stworzonym przez siebie wirtualnym światem, w którym kłębią się polityczne spory i pełne konfliktów namiętności? Podajemy jak na tacy ten mało ważny fragment rzeczywistości, jaką jest polityka, a który wedle nas i w oczach naszych czytelników, którzy podobnie jak my ulegli fałszywej fascynacji, staje się epicentrum świata. Analizujemy jakieś drobiazgi, dzielimy włosy na czworo, a wszystko to niewiele warte. Bo realny, naprawdę ważny dla nas świat, toczy się według własnych, nierozpoznawalnych przez nas reguł i zdarzeń. W gruncie rzeczy poświęcamy więc czas jakiemuś wycinkowi rzeczywistości, skupiamy na nim wszystkie nasze myśli, a on w istocie nie ma dla nas aż takiego znaczenia jaki mu nadajemy? Tego rodzaju wątpliwości ogarnęły mnie, kiedy jeden z kolegów redakcyjnych, i to szef ważnego działu, moje pytanie, jak widzi przyszłość Kazimierza Marcinkiewicza, która z możliwości - objęcie funkcji rządowej czy biznesowej - jest bardziej prawdopodobna? skwitował: "Prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodzi. A jakie to dla mnie i mojej rodziny ma znaczenie? I zaraz dodał: "Może być wicepremierem, ministrem czy szefem Orlenu. Jest to mi obojętne całkowicie. Nie zmieni to sytuacji rodziny i mojej własnej". Kiedy byłem pewien, że na tym skończył, niespodziewanie sam zaczął potrącać o politykę. - "Może tylko położenie Marcinkiewicza polepszyć. Ale tylko wtedy, gdyby został szefem Orlenu. Tam mógłby wnieść trochę własnej inicjatywy. Bo w rządzie będzie tylko marionetką i zarazem maskotką, wykonującą posłusznie polecenia Jarosława Kaczyńskiego. Nie widzisz, że tam wszystko robione jest pod jego dyktando?" - zakończył, nie zdając sobie chyba sprawy, że mimowolnie zabrnął głęboko w polityczne labirynty. A może polityka to nie jest świat wirtualny...
Inne tematy w dziale Polityka