Jacek K. Sokołowski Jacek K. Sokołowski
834
BLOG

Napieralski grabarzem postkomunistycznej lewicy?

Jacek K. Sokołowski Jacek K. Sokołowski Polityka Obserwuj notkę 6

Decyzja Grzegorza Napieralskiego o odejściu z SLD i podjęciu próby tworzenia własnej formacji oznacza skokowy wzrost szans na brak jakiejkolwiek partii lewicowej w przyszłym Sejmie. Stworzona przez niego nowa inicjatywa odbierze bowiem znaczącą liczbę głosów Sojuszowi, najprawdopodobniej nie będzie jednak w stanie przekroczyć progu 5%.

Dla skutecznego zaistnienia na scenie politycznej każda nowa partia potrzebuje pięciu rzeczy: marki, targetu (grupy wyborców, do których kieruje przekaz), spójnego przekazu, który przekona target i struktur, które zrealizują przekaz. Oraz pieniędzy. Którymi z tych zasobów dysponować będzie formacja Grzegorza Napieralskiego?

Jako markę można traktować jego samego. Napieralski w poprzednich wyborach prezydenckich zajął trzecie miejsce z wynikiem blisko 2.300.000 głosów (niemal dwukrotnie więcej niż otrzymała jego partia w wyborach parlamentarnych w 2011) i jest politykiem popularnym. Dobrze wypada w mediach i jak na razie zręcznie rozgrywa swoje odejście z SLD. Znacznie gorzej wygląda ewentualne otoczenie lidera. Spośród osób, które zadeklarowały (bądź tylko sugerowały) gotowość przyłączenia się do niego, jedynie Ryszard Kalisz cieszy się popularnością na skalę ogórnokrajową. Reszta to albo politycy lokalni (jak Guział) albo ewidentni political losers jak Grodzka i Nowicka (które, mimo bardzo dużej rozpoznawalności okazały się niezdolne do zebrania 100.000 podpisów niezbędnych do rejestracji w wyścigu prezydenckim).

Kto mógłby być targetem nowej partii? Tu zaczyna się kłopot.  Pozostałości po zwolennikach Palikota? Są ludzie, którzy wierzą w istnienie jakiegoś "spadku po Palikocie", ale ja się do nich nie zaliczam. Wyborcy Twojego Ruchu z 2011 byli w dużej mierze jednorazowi, niewielu z nich pofatyguje się do urn drugi raz z rzędu. Wierny elektorat nomenklaturowy SLD, głosujący na Sojusz z nostalgii za pięknymi latami w komitecie i w mundurze? Dla obsługi tego sentymentu lepszy jest jednak były członek KC PZPR, którego łączy z tą kategorią wyborców wspólnota życiorysów. Zostaje więc jedna grupa: młody, wielkomiejski elektorat o liberalnym nastawieniu światopoglądowym. Jakaś jego część rzeczywiście głosuje jeszcze na SLD. Ale zarazem od dawna już ten segment stara się zagospodarować "skręcająca w lewo" PO, który to skręt pod rządami Ewy Kopacz wyraźnie przyśpieszył (konwencja antyprzemocowa, in vitro). Tych wyborców lewicowych, ktorych PO już skutecznie przejęla odzyskać bedzie raczej trudno. Zostaje więc nadzieja na wyrwanie z objęć SLD tych młodych, którzy tam jeszcze pozostali.

Przekaz? Na razie nie widać żadnej koncepcji poza krytyką stylu zarządzania partią przez Leszka Millera. Nie wiadomo, co nowa partia chciałaby zaoferować swoim wyborcom (kimkolwiek mieliby oni być), ale wszystko wskazuje na to, że ma ona być po prostu "lepszym Sojuszem".

Struktury? Zerowe, chyba że uda się przejąć jakąś część apartu terenowego SLD. Tyle że tego aparatu prawie już nie ma, Sojusz eroduje od dołu w miarę jak zmniejszają się jego wpływy w samorządach (co po ubiegłorocznych wyborach gwałtownie przybrało na sile). Pomysł na Polskie Forum Samorządowe jest niezły, bo mógłby stać się drogą do jakiejś fuzji z aktywistami z ruchów miejskich, którzy w wyborach do rad gmin wyraźnie (choć przeważnie bez sukcesów) zaistnieli jako środowisko protopolityczne, czekające na zagospodarowanie. Ale ruchy miejskie są podzielone, częściowo apolityczne, częściowo naprawdę zainteresowane tylko polityką lokalną, a do tego szalenie zatomizowane. A czasu jest mało i trzeba by tytanicznej pracy, by przerobić je na choćby szkielet partyjnej struktury.

Pieniądze? No, nie żartujmy. Pieniędzy nie ma nawet SLD, a co dopiero grupka dysydentów.

Czy coś nam to przypomina? Oczywiście, Zbigniewa Ziobrę. Dobra, popularna marka, brak struktur, brak pieniędzy, target w postaci wyborców partii, którą się właśnie porzuciło i przekaz oparty na byciu leszym PiS. I pamiętamy, czym się to skończyło. Dziś casus Solidarnej Polski omawiam ze studentami na zajęciach jako modelowy przykłąd popełnienia wszystkich możliwych błędów przy zakładaniu partii politycznej.

Na korzyść Napieralskiego działają jednak dwa zjawiska, które nie wystąpiły w przypadku SP. Po pierwsze, stosunkowo dobry timing - partia wystartuje w wyborach bezpośrednio po swoim powstaniu, korzystając z efektu świeżości i zainteresowania mediów (czego całkowicie zabrakło w przypadku partii Ziobry, biernie przejadającej swój kapitał świeżości przez pierwsze dwa lata istnienia).

Po drugie - elektorat SLD jest mały i chwiejny, zupełnie inaczej niż elektorat PiS. W eurowyborach SP zebrała 280.000 głosów i trudno uznać to za poważne naruszenie potężnej, około czteromilionowej bazy wyborczej Prawa i Sprawiedliwości (ponieważ jednak to właśnie tych głosów zabrakło wtedy PiS do zwycięstwa nad Platformą, to prezes zapobiegliwie zdecydował sie na operację "zjednoczenia prawicy"). SLD natomiast może dziś liczyć na maksymalnie milion głosów, z czego przynajmniej połowa to wierny elektotorat nomenklaturowy. W tej sytuacji wystarczy, aby "lewica Napieralskiego" odebrała Sojuszowi młodych wyborców, wlaśnie około trzysta-czterysta tysięcy głosów i obie partie mogą znaleźć się pod progiem.

Czy coś może zmienić ten pesymistyczny scenariusz? Zadaniczo widzę dwa warianty wydarzeń, które mogą uratować parlamentarną przyszłość lewicy. Mimo swojej popularności, Grzegorz Napieralski może okazać się niezdolny do skutecznego wypromowania nowej partii w tak krótkim czasie. Nie odbierze wystarczającej ilości głosów Sojuszowi i ten ostatni wejdzie jednak do Sejmu, choć osłabiony. Oznaczać to będzie wydlużenie agonii postkomunistów i wzmocnienie tendencji liberalno-lewicowych w PO. Drugi wariant natomiast zależny będzie od wyniku i działań Magdaleny Ogórek. W jaki sposób? O tym w następnym wpisie.

Lubię prawo ale - wbrew znanemu zaleceniu Bismarcka - zawsze pragnąłem wiedzieć jak ono powstaje. Dość szybko (czyli mniej więcej w okresie doktoratu) przesunęło to punkt ciężkości moich zainteresowań z rozumianej dogmatycznie nauki prawa na studia nad polityką - bo to ona przede wszystkim wpływa na kształt norm prawnych. W ten sposób zacząłem "podwójne życie" - jako radca prawny zmagam się z praktycznym stosowaniem przepisów, a jako akademik staram się ustalić co wpływa na decyzje polityczne, których efektem te przepisy są. Od 2012 roku kieruję interdyscyplinarną jednostką badawczą - Centrum Badań Ilościowych nad Polityką Uniwersytetu Jagiellońskiego (http://www.cbip.uj.edu.pl/)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka