Jacek K. Sokołowski Jacek K. Sokołowski
981
BLOG

Dlaczego partia Balcerowicza jest bez szans

Jacek K. Sokołowski Jacek K. Sokołowski Polityka Obserwuj notkę 14

Widmo krąży po polskich mediach, widmo partii Balcerowicza. Media podekscytowane, media uwielbiają nowości. Ojciec polskiej transformacji i kochajacy (z wzajemnością) kamerę przystojny ekonomista, a wszystko to w samym środku kampanijnej ekscytacji, która tak naprawdę ekscytacją dla dziennikarzy dawno już być przestała. Bo ile w końcu można robić materiałów o tym, że Komorowski znowu spotkał się z wyborcami w Pipidówie Górnej, a zaś z kolei Duda spotkał się - nie zgadniecie - z wyborcami w Pipidówie Dolnej. A więc Petru i Balcerowicz wkraczają na medialną scenę, umiejętnie dawkując napięcie (co media również uwielbiają): może będzie stowarzyszenie, a może nie; może będzie partia a może nie; ale jest jakiś supertajny Plan i Mnóstwo Ważnych Osób w niego zaangażowanych, ale jakich to na razie nie powiemy, bo wszystko ściśle tajne.

Tylko że...

Nudny politolog namolnie przypomina, że do powołania partii politycznej z jakimi-takimi widokami na sukces potrzeba: marki, targetu, przekazu, struktur i pieniędzy. I do tego wszystkiego jeszcze właściwego timingu. A zatem, namolnie, po kolei przeanalizujmy zasoby powstającej partii.

Marka? Rozumiem że Leszek Balcerowicz. Ostatni raz jako czynny polityk występował w 2000 roku, kiedy to rozpadała się kierowana przez niego formacja - Unia Wolności. A więc 15 lat poza polityką. Owszem, ogromna rozpoznawalność. I potencjalnie ogromny elektorat negatywny. Ci, którzy postrzegają balcerowiczowską transformację gospodarczą jako sukces, są już zagospodarowani przez Platformę Obywatelską. Ci, którzy postrzegają ją inaczej, raczej nie zagłosują na tę markę.

Oznacza to, że potencjalny target nowej partii będą stanowić wyborcy PO. W teorii - ci wolnorynkowi, którzy rozczarowali się polityką podatkową i gospodarczą Platformy. Przyciągnąć ma ich wolnorynkowy przekaz i - zapewne - krytyka nacjonalizacji OFE. Jednym słowem, nowa partia podążać będzie śladami wcześniejszych "poszukiwaczy Złotego Runa", czyli mitycznych wyborców wolnorynkowych. Są oni całkowicie mityczni, a dowodem na to losy poprzednich poszukiwaczy (ostatnim z nich był Jarosław Gowin).  Nie, wcale nie twierdzę że takich wyborców nie ma - oczywiście że istnieje w Polsce sopra grupa ludzi o liberalnych poglądach gospodarczych. Tyle że te poglądy nie przekładają się na ich wybory polityczne. Wyborcy wolnorynkowi głosują i na PiS i na PO (owszem, częściej na PO, ale jak pokazują badania elektoratu - 20-30% wyborców PiS stanowią zwolennicy niskich podatków. Tak, tak). Wynika to z prostego faktu, że decyzjami wyborczymi Polaków rządzą emocje, a nie poglądy na gospodarkę. PiS i PO świetnie to zrozumiały i weszły w rolę menedżerów tych emocji, zagospodarowywując je według podziału - z grubsza - na emocję "modernistyczną" i "tradycjonalistyczną". Z tego podziału nie da się wyrwać znaczącej grupy wyborców żadną narracją stricte gospodarczą.

Tym samym, tak naprawdę, nowa partia nie ma targetu, ma jedynie target urojony. I dlatego też - tak naprawdę - nie ma żadnego pomysłu na przekaz. Bo przekaz to nie postulat programowy (w tym wypadku: niskie podatki, urynkowienie gospodarki) lecz komunikacja emocjonalno-symboliczna, która w większym lub mniejszym stopniu odwołuje się do takich postulatów. Skoro w Polsce postulaty podatkowe same z siebie nie mają nośności, pozwalającej mobilizować wyborców, to konieczne byłoby nadanie im takiej siły poprzez odpowiednie "sprzedanie ich" w mediach. W tym względzie mistrzem pozostaje oczywiście Janusz Korrwin-Mikke, który uczynił postulaty liberalne osią swojego przekazu politycznego - ale tylko dzięki swojej charyzmatycznej osobowości, która pozwoliła mu stworzyć więź z wyborcami podobną do tej, jaka łaczy guru i jego wyznawców. Więź ta jest czysto charyzmatyczna, nie programowa (nie ma znaczenia, co Korwin powie w sensie merytorycznym, jego wyborcy identyfikują się z tym, PONIEWAŻ mówi to Korwin). Podsumowując: jeśli Balcerowicz i Petru chcą "sprzedać" wyborcom swój przekaz liberalny,to muszą zacząć zachowywać się jak Korwin. Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić...

Zostają struktury i pieniądze. Te ostatnie - jakoś wszyscy zakładają że to oczywiste w przypadku partii byłego prezesa NBP - partia "ma mieć". Nie jestem tego taki pewien. Po pierwsze, trzeba sobie uzmysłowić, że nie chodzi o kilkaset tysiecy, ale o kwotę rzędu conajmniej 2 milionów złotych. Tyle wydała wg oficjalnego sprawozdania partia Palikota w kampanii 2011 i - z uwagi na sukces jaki odniosła - pozostaje to minimalnym punktem odniesienia. Pieniądze te musiałyby pochodzić od sponsorów prywatnych. Tylko że w polskiej polityce - i to jest druga podstawowa zależność, której twórcy nowej partii chyba nie rozumieją - sponsorów pozyskuje się za konkretne, wymierne przysługi, które trzeba im wyświadczyć - po kampanii, albo przed nią. W tym kontekście faktem bardzo znaczącym wydaje mi się okoliczność, że Janusz Palikot, zanim powołał do zycia nową siłę polityczną, przez dwa lata przewodniczył komisji "Przyjazne Państwo", oskarżanej często o bycie wehikułem legislacyjnym różnej maści lobbystów.  Balcerowicz takich możliwości nie ma, kapitał założycielski jego partii musiałby więc pochodzić od osób skłonnych zainwestować w przyszłe korzyści. Pytanie, czy założyciele nowej partii byliby skłonni takie korzyści swoim sponsorom obiecać oraz, czy sponsorzy uwierzą, że nowe ugrupowanie ma szanse na sukces.

Na budowę struktur jest bardzo mało czasu, który w dużej mierze założyciele nowej partii musieliby posięcić na żmudną pracę w terenie - pozyskiwanie zwolenników, wolontariuszy, kreację lokalnych liderów. Znowu - nie wyobrażam sobie Leszka Balcerowicza i Ryszarda Petru, jeżdżacych od jednego miasta powiatowego do drugiego i wykonujących tę czarną robotę.

I tu docieramy do ostatniego czynnika, czyli wyboru momentu czasowego. Samo ogłoszenie powstania nowej partii tuż przed wyborami nie jest złym pomysłem, gdyż budzi zainteresowanie mediów. Jednak przy całkowitym braku struktur wybór takiego momentu oznacza, że konieczne będzie równoczesne tworzenie aparatu organizacyjnego i promocja medialna całego projektu, a to już zadanie niezwykle trudne. Wreszcie - nie sposób zrozumieć, czemu twórcy całego przedsięwzięcia nie wykorzystali najlepszej okazji do autopromocji i budowy bazy wyborczej, jaką stanowi kampania prezydencka. Jeżeli rozważali swoją inicjatywę wcześniej - a wydaje się że musieli - to start w wyborach prezydenckich był najlepszym, co mogli byli zrobić dla swojego powstającego ugrupowania. Balcerowicz na prezydenta - to naprawdę mogło było przyciagnąć trochę głosów. Zwłaszcza właśnie rozczarowanych liberalnych wyborców PO. Przespanie takiej okazji, to trzeci przykład kompletnego braku zrozumienia dla podstawowych mechanizmów politycznych.

Podsumowując w krótkich, żołnierskich słowach: twórcy nowej partii, pod wieloma względami osoby nietuzikowe i wybitne, nie mają pojęcia o polityce. To będzie klapa.

Reklama:

Zachęcam do śledzenia współtworzonego przeze mnie wraz z grupą studentów krakowskiej politologii serwisu Barwy Kampanii. Przegląd wydarzeń, krótkie analizy, ocena strategii komunikacyjnych, jednym słowem możliwość bycia na bieżąco z przebiegiem walki o żyrandol. Staramy sie trzymać równy dystans do wszystkich kandydatów :)

Lubię prawo ale - wbrew znanemu zaleceniu Bismarcka - zawsze pragnąłem wiedzieć jak ono powstaje. Dość szybko (czyli mniej więcej w okresie doktoratu) przesunęło to punkt ciężkości moich zainteresowań z rozumianej dogmatycznie nauki prawa na studia nad polityką - bo to ona przede wszystkim wpływa na kształt norm prawnych. W ten sposób zacząłem "podwójne życie" - jako radca prawny zmagam się z praktycznym stosowaniem przepisów, a jako akademik staram się ustalić co wpływa na decyzje polityczne, których efektem te przepisy są. Od 2012 roku kieruję interdyscyplinarną jednostką badawczą - Centrum Badań Ilościowych nad Polityką Uniwersytetu Jagiellońskiego (http://www.cbip.uj.edu.pl/)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka