johnkelly johnkelly
31
BLOG

Rodzina sp. z o. o.

johnkelly johnkelly Polityka Obserwuj notkę 0

Tekst pierwotnie zamieszczony na Studio Opinii.

Rodzina, co to jest? Pytanie z kategorii głupich, bo odpowiedź wydaje się oczywista. Nic bardziej mylnego. Jak można przeczytać na sławnym wiki pod pojęciem rodzina mieści się zarówno klasyczne małżeństwo, konkubinat, jak i związek partnerski. Ktoś o podejściu nieco bardziej tradycjonalistycznym złapie się za głowę i zacznie pomstować, niemniej nie ja odpowiadam za treść na wiki. Oczywiście można podważać wartość merytoryczną samej definicji, jak i całego wiki, niemniej chyba nie o to chodzi.

Oczywistym jest, że znaczenie dowolnego pojęcia ewoluuje z czasem, stąd powyższa dyskusja byłaby nieco pozbawiona sensu. Prowadzi to też do kolejnego wniosku – to jak definiujemy rodzinę w dużej mierze zależy od środowiska w jakim się wychowaliśmy, tego co nam wpoiła (nomen omen) rodzina i otoczenie. Jeden będzie pod tym pojęciem rozumiał tylko małżeństwo, drugi – tak jak wiki. Każdy za słuszną definicję będzie przyjmował przede wszystkim swój punkt widzenia. Ale nie o definicjach i semantyce ma być ten wpis.

Pozwolę sobie tylko zaznaczyć czym jest rodzina dla mnie. Związkiem dwóch osób, które się kochają i chcą ze sobą być. Kropka. Koniec mojej definicji.

Podobne podejście prezentuje wielu moich znajomych i przyjaciół. Małżeństwo, czy to kościelne, czy to cywilne, stanowi formę uporządkowania kwestii prawnych a nie cel sam w sobie. Podejrzewam (aczkolwiek statystyk na ten temat nie robiłem), iż część z nich, gdyby miała możliwość, ograniczyłaby się do formy związku partnerskiego (definiowanego wedle wiki), o ile ten w podobny sposób regulowałby kwestie spadkowe, odwiedzin w szpitalu, dzieci, i tym podobne. Może to świadczyć, iż przynajmniej część z pokolenia młodych małżonków nie wiąże ze sobą bezwzględnie bycia w związku z aktem małżeństwa, trochę wedle teorii, iż podróż nie wiąże się z koniecznością posiadania na własność samochodu.

Inna część znajomych prezentuje podejście z przeciwnego bieguna. Ślub, i to najczęściej kościelny, stanowi dla nich ukoronowanie związku. Wzajemne uczucie i chęć bycia razem niejako stają na drugim planie, czego dowodzi kilkoro z nich, którzy, mimo faktycznego rozpadu związku, przeszło istną batalię o rozwód. Kuriozalna sytuacja gdy oboje mają kochanków, ale mimo to jedna strona na rozwód się nie godzi.

Dużą rolę odgrywa w powyższych kwestiach rodzina. Znam wiele przypadków zawierania małżeństw pod presją rodziny nie przyjmującej do wiadomości, że stan „wiecznego narzeczeństwa” partnerom wystarcza. Istna masakra w tej kwestii zaczyna się wraz z pojawieniem się dziecka. Niemniej w takiej sytuacji młodzi zwykle ulegają szybko presji ze względów czysto pragmatycznych bo prawnych.

Ale jak ślub to i wesele. A jak wesele to i setka osób, remiza albo ¾ hotelu – no i wszystkie związane z tym koszty. Spotkałem się z opinią, iż po kosztach wesela można poznać czy młodzi są pod wpływem rodziców, czy też nie. Przyznam, że coś w tym musi być. Część znajomych (z piszącym te słowa i jego małżonką włącznie) prezentuje podejście pragmatyczne. Koszt wesela to przynajmniej równowartość dodatkowego pokoju w kupowanym mieszkaniu. Przeciętni młodzi to ludzie na dorobku, często bez zdolności kredytowej, a więc i widoków na własne mieszkanie. Stąd marnotrawstwem się jawi wesele na setkę osób gdy młodzi muszą wrócić do wynajmowanej kawalerki. Wypada zaznaczyć, że koszt najmu nierzadko przekracza wysokość raty kredytu hipotecznego – to taki przytyk w stronę banków i ich analiz zdolności kredytowej młodych.

Jednakże należy tutaj brać poprawkę na dwie kwestie. Po pierwsze rodzice (zwłaszcza dotyczy to jedynaków i jedynaczek) nie wyobrażają sobie ślubu inaczej jak z pompą godną przynajmniej księcia lub księżniczki. W końcu oddają obcemu swoje wychuchane i ukochane dziecko. Ale, po drugie, jest też mroczne oblicze rodziców, ulegających presji środowiska, dalszej rodziny, organizujących wesele w myśl hasła „zastaw się a postaw się” nawet jeśli trzeba będzie przez następne trzy lata spłacać kredyt zaciągnięty wyłącznie na wesele. Rodzi się na tym tle sporo konfliktów bo fakt, że na weselu Kowalskich było 150 osób nie oznacza, że Zielińscy obowiązkowo muszą zaprosić 180, co często młodzi podnoszą. Cóż, takie są realia.

Jak wyżej napisałem, definicja rodziny ewoluuje wraz ze zmieniającym się światem. Obecnie pod te pojęcie zaczynają wchodzić związki parterów tej samej płci. Nie podejmuję się tutaj roztrząsać, czy taki związek można i należy nazywać małżeństwem bo to też jest kwestia definicji, a przede wszystkim szczegółów prawnych, choćby związanych z możliwością, lub jej brakiem, adopcji. Jednakże odnosząc się do często przeze mnie słyszanego argumentu, iż określenie małżeństwem związku tej samej płci uwłacza związkom rozumianym jako małżeństwa wyłącznie osób różnej płci, pozwolę sobie zauważyć, iż trabant jest takim samym samochodem jak limuzyny audi czy mercedesa. Jednakże pewna różnica między nimi jest. Zwrócę również uwagę na to, iż gdyby pojęcie rodziny czy małżeństwa było takie oczywiste i nie zmienne to nie wymagałoby definicji prawnych. Prawo powszechnego ciążenia obowiązuje mimo braku stosownych zapisów w konstytucji.

Zapraszam na oficjalny blog Honor Hobet Onus.
johnkelly
O mnie johnkelly

1. Mój blog jest moją twierdzą, więc: * nie wolno ci mnie tutaj obrażać. * twoje komentarze muszą dotyczyć treści komentowanego wpisu. * wzajemne poszanowanie naszych poglądów musi wynikać ze świadomości ich subiektywizmu co oznacza, że nie musimy się do nich wzajemnie i usilnie przekonywać. * nie jest dla mnie ważne jakie poglądy polityczne reprezentujesz, ważna jest dla mnie treść tego co piszesz i jak piszesz. 2. Jeśli będziesz się stosował do powyższych zasad nie będziesz kasowany a ja będę się starał podejmować z tobą polemikę. 3. Jeśli nie będziesz się stosował do powyższych zasad nie oczekuj bym poświęcał ci więcej czasu niż na to zasługujesz - będziesz kasowany bez słowa uzasadnienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka