Jarosław Kaczyński powiedział, że nigdy nie był lemingiem. Kamień spadł mi z serca. Byłoby mi bowiem trochę przykro, gdyby się okazało, że był. Co prawda prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było stosunkowo niewielkie, nie większe niż to, że w Ziemię walnie planetoida, ale zawsze trochę strachu przy tym jest.
Pan Prezes z dumą oświadczył, że termin lemingi to „celne nazwanie stadnego pędu”. A przecież Prezes nigdy żadnemu stadnemu pędowi nie uległ, zawsze myślał samodzielnie.
Do tego stopnia samodzielnie, że nawet jak ktoś mu opowiada film (samemu, biedak, oglądać nie może, bo jest za bardzo rozpoznawalny), to i tak wie lepiej, o czym ten film był. Identycznie jest, gdy Pan prezes zna film jedynie z omówień i recenzji… Stąd wzięło się głębokie przekonania Pana Prezesa, że film „Pokłosie” winę za niemieckie zbrodnie zrzuca na Polaków.
Na studiach przeżyłem kiedyś taką przygodę. Był rok 1981. Zajęcia polityczne w studium wojskowym. Temat zajęć: „Oblicze kontrrewolucji. KOR i KPN”. Prowadzący zajęcia pan pułkownik podając skład Komitetu Obrony Robotników przy Janie Józefie Lipskim powiedział: „autor osławionej broszury »Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy«, w której zaproponował oddanie Niemcom Gdańska i Szczecina”.
Gdy to usłyszałem, zapytałem pułkownika, czy czytał tę broszurę. Pułkownik chwilę zwlekał z odpowiedzią, jakby się zastanawiał, czy iść w zaparte i odpowiedzieć, że tak (ale to tylko moje domysły, być może krzywdzące), ale ostatecznie rzekł: „Przyznam się, że nie miałem okazji, ale znam tę broszurę z bardzo dokładnego streszczenia”.
Poradziłem pułkownikowi, żeby w przyszłości nigdy nie cytował książek, których nie czytał, bo zawsze na wśród słuchaczy może się znaleźć ktoś, kto czytał. I próbowałem mu wytłumaczyć, o czym „Dwie ojczyzny…” są. Pułkownik nie chciał słuchać, więc powiedziałem, że na następne zajęcia przyniosę mu tę broszurę.
I tak zrobiłem (esej Lipskiego wydrukowała „Kultura”, do której miałem od niedawna dostęp). Pułkownik egzemplarz „Kultury” wziął z wyrazem lekkiego obrzydzenia. Za tydzień przed zajęciami poprosił mnie na rozmowę na osobności. Był zupełnie innym człowiekiem. Konfidencjonalnym tonem powiedział mi, że to zupełnie inna książka, niż sobie wyobrażał. „Ja się nie zgadzam z ani jednym zdaniem, które tam jest napisane, ale to powinno być normalnie wydrukowane i nad tym powinna być naukowa dyskusja”.
Od tego zdarzenia zajęcia polityczne z tym pułkownikiem przebiegały trochę inaczej. Pułkownik nieco stracił rewolucyjny zapał i wiarę w to, że racja jest wyłącznie po jego stronie.
Oczywiście nie spodziewam się, żeby Jarosław Kaczyński przeszedł podobną metamorfozę, co ten pułkownik, ale mimo wszystko chciałbym widzieć jego minę na koniec seansu „Pokłosia”.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka