Mariusz Błaszczak uważa wizytę prezydenta Komorowskiego na Ukrainie za błąd. „Bronisława Komorowskiego zlekceważono, bo nie spotkał się z nim prezydent Ukrainy i nie przyjęto wspólnego stanowiska.”
Mamy tu kwintesencję PiS-owskiego sposobu myślenia (przepraszam za użycie tak szlachetnego czasownika do określenia tego, co dzieje się w tych głowach). Wyobraźmy sobie na chwilę, że wybory prezydenckie wygrał Jarosław Kaczyński i to on stanąłby przed zadaniem uczczenia rocznicy rzezi wołyńskiej.
Do wizyty na Wołyniu pewnie by nie doszło, bo kancelaria prezydencka (całkiem możliwe, że kierowałby nią właśnie Błaszczak) postawiłaby takie warunki wstępne, że prędzej by doszło do pojednania między Tutsi i Hutu, niż do tej wizyty.
Ale zróbmy założenie w założeniu. Załóżmy, że wizyta prezydenta Jarosława Kaczyńskiego doszłaby do skutku. Co by zrobił, gdyby na miejscu się okazało, że nie ma prezydenta Ukrainy? Trudne pytanie czy łatwe? Byłoby miło czy niekoniecznie?
A jak prezydent Jarosław Kaczyński zareagowałby na jajko? Co powiedziałby szefowi BOR-u? A co dziennikarzom? Ile razy poleciałyby aluzyjne lub otwarte wyzwiska pod adresem Putina, no bo przecież Cezary Gmyz & Co szybko by udowodnili (na podstawie czterech niezależnych źródeł…), że za wszystkim stoi Moskwa, a może i Berlin też.
I co, bylibyśmy bliżej pojednania z Ukraińcami czy dalej? Pewnie bliżej – w logice PiS-u. Bliżej wepchnięcia Ukrainy już do reszty w sferę wpływów Rosji.
A jak zareagował prezydent Bronisław Komorowski? „Owszem, też słyszałem, że coś takiego miało miejsce”.
Który sposób reagowania wolimy?
Wiem, wiem, 99,99% czytelników tego portalu woli ten pierwszy sposób. Wolta se, patrioty od trotylu i wybuchów. Dużo zdrowia wam życzę, bo tylko to już wam zostało.
Jerzy Skoczylas
Inne tematy w dziale Polityka