Czasem czytam, że jestem „pisowcem” albo "prawicowym publicystą". Taką kwalifikację przyjmuję ze zdumieniem. Oto moje poglądy.
Aborcja? Tak.
Jestem za aborcją na życzenie, za zgodą rodziców do czasu pełnoletniości. Powstawanie ludzkiej osoby stanowi proces od poczęcia do śmierci. Jednak ze względów praktycznych uważam, że życie ludzkie należy chronić dopiero po urodzeniu. To samo twierdzi mądrość pokoleń zawarta w języku, który mówi o "przyjściu na świat". Jednak od aborcji lepsza jest prewencja, ze względów moralnych i zdrowotnych. Np. w szkołach nowojorskich rozdaje się prezerwatywy jurnej młodzieży, a w Polsce – trzeba wprowadzić tyle prewencji, ile wytrzyma środowisko społeczne.
Fundamentalnym obrońcom życia radzę, żeby spojrzeli na talerz, z którego jedzą. Czy na pewno nie ma tam mięsa? I czy wiedzą, jak wygląda ubój? Życie żywi się cudzym życiem. Nie zachęcam jednak do ludożerstwa ani do ludobójstwa. Poród jest tak dramatycznym wydarzeniem, że stanowi wystarczająco wyraźny próg obrony ludzkiego życia, które trzeba chronić od chwili narodzin.
Związki partnerskie? Tak.
Jestem za wprowadzeniem formalnych, partnerskich związków homoseksualnych. Kiedy dwoje kochających się ludzi inwestuje nawzajem uczucia w swe życie, trzeba to uszanować. Partnerzy powinni mieć wzajemnie gwarantowane świadczenia zdrowotne, spadkowe, prawo do wspólnoty majątkowej itp. Uważam również, że ustabilizowane pary homoseksualne, w tym lesbijskie, powinny mieć prawo adopcji dzieci z sierocińców. Wprawdzie nie stanowią, moim zdaniem, rodziny doskonałej, jednak lepszą od warunków panujących w ochronkach. Tworzący się od urodzenia człowiek potrzebuje przede wszystkim miłości i uwagi. Tego nie znajdzie nawet w najlepszym sierocińcu, ale znajdzie w ułomnej "rodzinie alternatywnej".
Natomiast sprzeciwiam się nazywaniu związków homoseksualnych - małżeństwem. Honor małżeństwa, uznany przez język, zostawmy naturalnym sposobom odnawiania się rodzaju ludzkiego w następnych pokoleniach. Dziecko potrzebuje kontaktu z płcią jedną i drugą, kiedy tylko możliwe, bo sprzyja to psychicznej pełni. Trzeba to zaznaczyć w prawie i języku.
Jeżeli legalizacja jednopłciowych związków partnerskich kogoś oburza, niech przypomni sobie wcześniejsze nowinki obyczajowe – na przykład prawa wyborcze dla kobiet i oburzenie, jakie to wywoływało w kręgach konserwatywnych. A przyjęło się nawet w Polsce. To tylko kwestia czasu.
Skoro mowa o rodzinie - Polacy wymierają, podobnie jak większość narodów europejskich. Dlatego państwo powinno nie tylko pomagać ludziom decydującym się na dzieci, ale powinno także prowadzić propagandę wielodzietności z elementami dumy narodowej.
Tolerancja? Tak. Imigracja? Wybiórczo.
Uważam, że trzeba być tolerancyjnym wobec wszelkich odmienności kulturowych. Imigranci powinni czuć się w Polsce dobrze. Jednak moim zdaniem nie należy szeroko otwierać granic Polski dla obcych nie-Słowian, ponieważ to rozsadziłoby naród i społeczeństwo przez konflikty etniczne. Dominacja Polaków, ze wszystkimi historycznymi przymieszkami, zwłaszcza ze spolonizowanymi Żydami, solą ziemi, jest rzeczą dobrą i należy ją chronić. Zaprośmy każdego, kto chce zostać Polakiem, ale odrzucajmy ludzi nie mających zamiaru lub nie umiejących się zasymilować.
Obyczajowo jestem tolerancyjny. Nie znoszę tylko ciasnoty umysłu. Parady homoseksualne, które wywołują złowrogie reakcje na prawicy, uważam za rodzaj karnawału. Pamiętacie orgie podczas święta Dionizjów w starożytnej Grecji? Narodził się z nich teatr. Ludzka natura bada w świętach orgiastycznych alternatywne sposoby bycia, aby się odnowić. Jest to bardzo pożyteczne. W granicach święta zezwala na tłumione. Wzmacnia kreatywność przez nonkonformizm obyczaju, który zachęca do nonkonformizmu umysłu. A bez kreatywności nie mamy czego szukać w globalnym świecie. Nie wiemy również, jaki model rodziny, a więc społeczeństwa, będzie w przyszłości przydatny. Lepiej więc mieć pod ręką "kieszeń dla dewianta", jedno ze źródeł kreatywności.
Wolny rynek? Pod kontrolą.
Jestem zwolennikiem wolnego rynku, ale pod nadzorem państwa, dla dobra rodzaju ludzkiego. Jeśli zostawi się wolną rękę finansistom, to wszystko zamienią w pieniądz i wymienią na dowolny towar. W ten sposób powstaje technostruktura silniejsza od rodzaju ludzkiego, następny etap ewolucji, jak sugestywnie ostrzegają filmy z Hollywood (np. Matrix). Nie lekceważmy wizji z Hollywood. Wielkie pieniądze przyciągają tam najbystrzejszych ludzi Ameryki. Bywa, że Biały Dom zleca scenarzystom pisanie możliwych scenariuszy wydarzeń politycznych. Ile czasu się da, pozostańmy więc ludźmi, czyli rodzajem istot na granicy natury i ducha. Stąd wywodzi się moja warunkowa sympatia dla związków zawodowych na Zachodzie. Obniżając wydajność pracy spowalniają nadejście władzy technostruktury. Jednak jestem zwolennikiem śrubowania w Polsce wydajności, ponieważ mamy wiele do nadrobienia. A poza tym praca rozwija ludzkiego ducha przez rozpoznanie ukrytego potencjału gatunku. Kilka lat temu podobał mi się libertarianizm jako terapia szokowa po socjalizmie realnym, jednak wiem, że nigdzie nie został wprowadzony w pełni w życie, nawet w Ameryce.
Absolut? Nie istnieje.
Jak już chyba widać z tego wyznania, nie wierzę w prawdy, ani wartości absolutne. Pewne wartości są mi bliższe niż inne, ale wiem, że jest to wynik wychowania i własnych doświadczeń. A więc nie jestem katolikiem, choć zostałem wychowany w tej religii i znam ją chyba lepiej, niż niejeden Polak-katolik. Uważam również, że polski katolicyzm stanowi wartość, aczkolwiek instrumentalną, znajdując się w opozycji do zbyt szybkiego postępu i zacierania tożsamości narodowej zapisanej w polskim katolicyzmie na dobre i na złe. W wolnej konkurencji narodów nie możemy wygrać, ponieważ jesteśmy gorzej wyposażeni przez naszą kulturę do globalnej walki o przetrwanie. Powinniśmy więc zachować sobie przestrzeń wyłączoną z takiej walki, czyli Kościół, dopóki jest potrzebny. Wytworzył się z Synagogi i sam też się przekształci. Gdy Kościół straci użyteczność, zjawi się inna forma religijności.
A poza tym, wszystko jest płynne i względne, jest procesem moim zdaniem - i zdaniem buddyzmu, który szanuję, chociaż nie uprawiam.
Kaczyńscy lepsi od kaczyzmu
Jak swój światopogląd godzę z sympatią dla braci Kaczyńskich? Uważam, że bardzo im zależy na polskiej racji stanu, czyli ochronie Polaków przed nieograniczoną konkurencją ze strony lepiej rozwiniętych i silniejszych narodów. Mam ich za przywódców bardzo inteligentnych, dla których "polityka jest sztuką możliwości", jak wyraził się cynik Talleyrand. Części ich deklarowanych poglądów nie biorę serio. Czasem mówią to, co muszą powiedzieć, a nie to co myślą lub mogliby pomyśleć w lepszych warunkach. Mam ich też za ludzi heroicznych. Mało kto wytrzymałby taką nawałnicę wrogości w kraju, gdzie prasa jest teoretycznie wolna, czyli wyraża poglądy rzekomo dominujące w społeczeństwie. Pod tym względem są w trudniejszej sytuacji niż był np. Michnik czy Kuroń za komuny. Tamci siedząc w więzieniach albo zaszczuwani na wolności wiedzieli, że popiera ich większość najlepszych ludzi w Polsce, a prasa kłamie. Natomiast zaszczuwani chociaż wolni bracia Kaczyńscy nie mogą mieć tej pewności.
Plan Kaczyńskich rozprawy z postkomuną, agenturą i korupcją sprzyja z czasem nadejściu u nas merytokracji, a więc w konsekwencji przybliża odzyskanie przez Polaków szacunku dla samych siebie i suwerenności. Nie wiem jednak, czy się powiedzie. Być może jest za późno. Może są za słabi. Jednak plan Kaczyńskich sprzyja - moim zdaniem - rozwojowi ludzkiego ducha w Polsce, chociaż wiem, że wygląda to inaczej z powodu nieszczęsnych koalicji politycznych. Bracia nie są doskonali, by rzec najostrożniej. Kiedy pojawią się politycy doskonali, proszę o wiadomość.
Gdyby Kaczyńscy przeczytali to wyznanie kaczoliberała nowojorskiego, chyba powiedzieliby „Boże broń nas od przyjaciół, przed wrogami obronimy się sami”. Bo czy to są poglądy pisowca albo "prawicowego publicysty"? Raczej liberała ze skłonnością konserwatywną, który poznał w Nowym Jorku zagrożenia ze strony liberalizmu nie hamowanego przez szacunek dla tradycji.
Powyższy program skazuje w Polsce na polityczną samotność. Jeśli jednak odpowiada jakimś inteligentom, niech wstąpią do Klubu Samotnych Serc im. Prezesa Kaczyńskiego.
Suwerenność wewnętrzna i zewnętrzna to wielka rzecz.
W TVP Kultura występuję w talk show o ideach "Tanie Dranie: Kłopotowski/Moroz komentują świat. Poniedziałki ok. 22.00
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka