Od dawna powszechnie wiadomo, że jeśli chcemy walczyć z jakimś problemem, albo propagować bzdury, najlepiej w tym celu ogłosić Dzień. Dzień walki z otyłością, dzień chochlika, Dzień bez samochodu... Światowy, a najlepiej europejski - Dzień. Problemy od tego nie znikną, ale ile przy tym zabawy! Urzędnicy mają się jak wykazać, telewizje nie muszą szukać tematów, a dzieci w szkołach miewają akademie i są zwalniane z zajęć.
Mamy więc i dzień bezpieczeństwa na drogach (czy jak ta cholera się nazywa), a w pięknym kraju nad Wisłą, z racji dużej ilości wypadków – mamy cały tydzień. Czyż to nie jest piękne?
No, ale do Dni jesteśmy już przyzwyczajeni – dzień bez Dnia jest dniem straconym.
Ciekawe jest promowane przy okazji Dnia/Tygodnia hasło: „prędkość zabija”, mające uzasadnić ograniczenia prędkości i surowe kary. (gdyby kogoś interesował odpowiedni news, proszę, np. ten:
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/powoli_na_drodze_znaczy_bezpieczniej_78557.html)
Które to hasełko samo w sobie nie jest oczywiście zupełnie kretyńskie – bo - tak, im większa prędkość, tym z reguły przy zderzeniu poruszających się obiektów, większe szkody. I - tak, wyższa prędkość to dłuższa droga hamowania i dłuższy dystans przebyty w czasie reakcji człowieka na zagrożenie.
To się wszystko zgadza. Ale przecież samochody są właśnie po to, żeby poruszały się szybko! Zmniejszanie, zwłaszcza bezpodstawne, ich możliwości, nie jest rozwiązaniem problemu, do którego powinniśmy dążyć, bo to jest cofanie się.
Bo na drogach zabija prędkość, a górników zabija gaz, ziemia, na morzu śmierć powoduje woda, w kosmosie – próżnia, w fabrykach, bywa, maszyny. Czy to jest powód by rezygnować z działalności?
Nie jestem przeciwnikiem ostrożności, ale przesadzać nie wolno.
A swoją drogą: prędkość na drogach zabija, a czy ktoś policzył kiedyś, jaką hekatombę powodują nieuzasadnione ograniczenia prędkości i ustawione we „wrednych” miejscach fotoradary?
Przecież kiedy jadę drogą, na której obowiązuje 40 km/h, a ewidentnie powinno być 90, to się denerwuję. Jeśli przestrzegam ograniczenia – to stwarzam pewne zagrożenie, bo normalniejsi ode mnie jadą szybciej, wyprzedzają niebezpiecznie, ja blokuję ruch. Jeśli jadę szybciej, to sumienie mam wprawdzie czyste, ale boje się, że mnie „złapią”. Podobnych sytuacji jest dużo. Za dużo.
Żyję w stresie. Przez to być może umrę zamiast w sędziwym wieku, kilka – kilkanaście lat wcześniej na zawał – ale tych statystyk już nikt nie policzy. Zresztą, od tego już jest Dzień walki z chorobami serca...