ladynoprofit ladynoprofit
508
BLOG

W Imadle Śmierci

ladynoprofit ladynoprofit Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Podczas wizyty w szpitalu psychiatrycznym zapytałem dyrektora w jaki sposób rozpoznaje się czy pacjent powinien być hospitalizowany.

 - Więc - powiedział dyrektor - napełniamy wannę wodą i następnie wręczamy  łyżeczkę, kubek oraz wiadro, prosząc go aby opróżnił wannę.

- Ach, rozumiem - odpowiedziałem - normalna osoba użyłaby wiadra, bo jest większe niż łyżeczka i kubek.

 - Nie - odpowiedział dyrektor - normalna osoba wyciągnęłaby korek. Chcesz łóżko przy oknie?

***

Gdyby tak można było wyjąć korek z fali bólu, która nas zalewa....

Różnie radzimy sobie ze stratą - czy to zerwanie, czy śmierć, czy pożar /nie tylko płomieni/  strawił nasz dobytek.

Jest jednak taka skala bólu, która zabiera nas zostawiając tylko ciało.

Jemy, śpimy, robimy zakupy, rozmawiamy z innymi - ale nas nie ma.

Nie istniejemy, by nie czuć bólu.

I nie czujemy.

On też nie czuł.

W jednym z  samolotów z 11 września była jego żona i 3 córeczki.

Od tamtej chwili stał się żywym sarkofagiem tragicznie zmarłej rodziny. Sam stał się martwy

Dał im życie po śmierci sam rezygnując ze świadomego życia. W tym nie było premedytacji, wyboru. Przy pewnej skali bólu - przestajemy istnieć.

I nie jest tak, że niemyślenie o utraconej żonie, córeczkach - nic nie kosztuje.

To jest potworny trud, bardziej taranujący niż przepracowanie żałoby.

Pytania terapeutki zagłuszał muzą w słuchawkach.

Ale nawet tak reanimował duszę.

Teściowe zarzucali mu znieczulicę. Jakże niewiele wiedzieli o sytuacji, w której cierpienie zabija w jednej sekundzie zostawiając ciało.

Oni potrzebowali fotografii córki i wnuczek. On nie, bo widział je wszystkie w twarzach obcych. Na każdym kroku.

Sprowokował napaść na policjantów, by tamci w obronie go zastrzelili. Nie udało się.

Dlaczego sam nie odebral sobie życia?

Bo był żywym sarkofagiem swoich kobiet. Uśmierciłby je powtórnie.

Werdykt sędziego uratował go przed latami w szpitalu psychiatrycznym. Bo nie zwariował. On jedynie nie istniał, bo tak cierpiał.

W zakulisowej rozmowie z sędzią dokonał się przełom w jego teściach, którzy widzieli wlasne ciepienie, a   "odjechanemu" zięciowi zarzucali niepamięć o zmarłych.

Trudno przygotować się na śmierć bliskich, na ból...na etapy  żałoby.

Dla niektórych to jak stanąć na autostradzie vis a vis pędzącego TIR-a.

Przeżywają zderzenie...ale jaźń zostaje na karoserii.

Ktoś obcy , nierozpoznany idzie dalej w swe życie bez życia.

Innych ból nie zdewastuje do tego stopnia.

Jeszcze dla innych  żałoba będzie autentyczna, ale powiklana...bo coś.

Znajdzie się też taka grupa, która z  batutą dyrygenta będą taranować wskazaniami, jak przeżyć żałobę.

Jeśli ktoś ma silę krzyczeć o swym bólu, to aż tak bardzo nie  boli.

W ciszy, w spuszczonych kotarach powiek..rozgrywa się wręcz zabójcze cierpienie.

Do którego trudno wyszukać jakiekolwiek porównanie.

Gdyby tak można było jednym ruchem wyciągnąć korek z oceanu bólu.

Niech spłynie, uwolni...

Tam gdzie licytują ból - tam go nie ma.

Bo licytacja profanuje  żałobę.

Nie istnieje więc taki korek.

Ale istnieją tacy, którzy zrozumieją bezgłośnych, bo uśmierconych przez skalę bólu.

 

Zakochana w suwerenności. Smakoszka autentyzmu. Ze słabością do erekcji intelektu. ministat liczniki.org

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Rozmaitości