,,Te wszystkie ochy i achy, czy przypadkiem nie powiedziałem albo nie zrobiłem czegoś, czego nie należało robić ani mówić. To cud, że widzę niebo i mogę pod nim iść, maszerować pod bezkresem nieba i mieć słodkie poczucie, że w tej chwili nic nie może mi się stać, a gdyby nawet, choćby nawet przejechał mnie tramwaj, to
i tak będę zbawiony. " Bohumil Hrabal
" Richard Sennett w swojej genialnej książce „Korozja charakteru. Osobiste konsekwencje pracy nowym kapitalizmie” pisze, że jeszcze przed II wojną Światową panowała „kultura charakteru”. Ludzie dążyli do doskonałości.
Metodą była praca nad sobą, wzmacnianie siły charakteru i osobowości. Żyliśmy refleksyjnie i w ciszy. Po wojnie zaczęły się wielkie migracje do miast. Pojawiły się pierwsze korporacje, a wraz z nimi pęd ku karierze, pieniądzom i konsumpcji. Przestaliśmy cenić ludzi z charakterem.
Odtąd najważniejsze stało się pytanie: „Jak mam wyróżnić się z tłumu?” „Co zrobić, aby zdobyć pozycję?” „Co zrobić, aby pozycję utrzymać?” Druga połowa XX wieku to początek „kultury osobowości”.
Z perspektywy czasu wiemy, jakie są skutki przemian sprzed prawie 70 lat – miłość do celebrytów, kultura obrazkowa, gwiazdy medialne zamiast przywódców politycznych. No i rzecz jasna – rynek pracy dla gwiazdorzących i wygadanych ekstrawertyków.
Z pozoru może się wydawać, że...... introwertyzm przekreśla możliwość zrobienia kariery. Nic bardziej mylnego. To introwertycy, przez swoją odporność na nacisk i opinię społeczną, często zmieniają świat i wpływają na nasze życie. Introwertycy odwagę myślą po swojemu, łamią reguły i zasady, nie troszczą się o popularność i uznanie grupy.
Bez introwertyków nie byłoby Facebooka (Mark Zuckerberg); Oracla (Larry Ellison), Google (Larry Page i Sergey Brin), serii o Harrym Potterze (JK Rowling), wolnych Indii (Mahatma Gandhi), a nawet teorii względności (Albert Einstein)." Violetta Rymszewicz
Jeszcze do niedawna podział na introwertyzm i ekstrawertyzm wydawał mi się jasny i oczywisty.
We wcześniejszych publikacjach na ten temat stawiano na proste rozróżnienie - umiejętność werbalizacji siebie lub jej brak.
Obecnie dochodzi aspekt forsowania, promowania siebie i tu zaczynają się schody.
Bo nie każdy - więcej niż otwarty człowiek - wyszarpuje życie dla siebie, jest głośny, zdeterminowany.
I nie każdy introwertyk ma problem z kolonizacją stref dla siebie.
Może wszyscy jesteśmy mariażem jednego i drugiego - problem jedynie w proporcjach.
Znam ludzi obu płci, którzy są jak czołg - idą przed siebie, pacyfikują kłody - nic ich nie zatrzyma - syndrom: nie drzwiami to oknem.
Fakt, nie zawsze uzyskują to o czym marzyli - ale wahania, wątpliwości to nie ich bajka.
Wg najnowszych opracowań to desygnat ekstrawertyzmu. No tak, ale ci sami ludzie są masakrycznie nieporadni, gdy mają coś o sobie, stanie uczuć, świecie intymnym.
Budując bliskość z drugim człowiekiem - koleżeństwo, przyjaźń, miłość - nigdy stosowałam klucza wyboru wg introwertyzm/ekstrawertyzm. Nigdy.
Jeśli już wskazać taki klucz - będzie nim zewnątrzesterowność vs wewnątrzesterowność - na rzecz tej drugiej opcji.
Stąd otwierająca wpis myśl Hrabala - bo pachnie suwerenem mentalnym, intelektualnym.
Z definicji obca mi jest postawa wywierania nacisków, presji i szybko żegnam się z tymi, którzy próbują takowe na mnie.
Nie idę przez życie w 'ramach' i nie patrzę na drugiego człowieka jako zawartość konkretnych 'ram'.
Tak jest o wiele ciekawiej - mniej gubimy, z większym bogactwem charakterologicznym ma się do czynienia.
Nurt inspiracji więcej niż wartki.
Introwertyzm można pokochać i ekstrawertyzm.
Istotne rozgrywa się o wiele pięter wyżej, niż ów podział - który jak się okazuje - z mijającymi dekadami jest coraz płynniejszy, mniej oczywisty.
Inne tematy w dziale Rozmaitości