"Człowiek powinien wkładać tyleż wysiłku w upraszczanie swego życia, ile go daje w komplikowanie." Henri Bergson
Należę do tej grupy ludzi, którzy prawie zawsze pamiętają o czym śnili. Bo śnić - to wszyscy śnimy, bez wyjątku.
Oniryczna fabuła potrafi zaskoczyć, rozbawić, wystraszyć.
Bywa pastelowa, albo kadry z wysokim kontrastem znaczeniowym.
Sny potrafią delikatnie musnąć skroń, albo wymagać tracheotomii poprzez wybudzenie.
Czasem przejmuję się snami - ale najczęściej odkładam je jak przeczytaną książkę, która co prawda nie porwała, ale jej lektura...narzucona.
Nie pisałabym o tym wszystkim, gdyby nie miniony tydzień z ostatnią nocą włącznie.
Wrażenie?
Jakby sen stanowił za małą przestrzeń na bogactwo wydarzeń, ich zaplątanie, migające dialogi...
Jakby ktoś na siłę trzymał mą twarz pod ekranem z antologią większości filmów światowych. Zabójcza dawka.
Chcesz się w tym wszystkim połapać, ale nie masz szans - bo montaż serwuje 20 nowych obrazów.
Sen z minionej nocy nie był męką, ale zdumiał ponad miarę.
Niby spójny, logiczny - ogniwa czytelne.
Ale to tylko na poziomie konwencji - bohaterowie nieliczni - z rzeczywistymi imionami. I na tym kończy się pomost z realiami.
Nie sklasyfikuję przygotowań do lotu, nabywania biletu - do spraw irracjonalnych, zaskakujących - bo często latałam.
Już na pokładzie maszyny, szukając swego miejsca - zostaję zaczepiona.
Ktoś do mnie - wiedziałem, że będziesz lecieć - wykupiłem bilet.
Jestem wyraźnie zaskoczona, spłoszona, nerwowa myśl czy dobrze wyglądam... - ważniejsza niż pytanie, skąd wiedział o mej podróży.
Bardziej w gestach niż słowach uspokoił, bym niczym się nie martwiła.
To spotkanie było jak sen w śnie.
Ja oniryczna musiałam wziąć głęboki oddech, dokonać transkrypcji nastroju wobec nowych faktów. To było miłe, choć lęk też brzdąkał na swych strunach.
I te kobiece fobie - gdybym wiedziała - może atrakcyjniej bym się ubrała inne upięcie włosów etc.
Nie mamy miejsc obok siebie - ale od czasu do czasu krzyżujemy wzrok pełen radosnego napięcia ponad głowami innych.
Jeszcze trochę i po lądowaniu dokona się właściwe przywitanie. Takie bez świadków, intruzów, pełne ciepła...może nawet łez.
Jak to we snach - moment lądowania wycięty - już naziemne okoliczności i kolejna postać, bo na pewno nie bohater.
Z jedną intencją, jednym bezprawnym zadaniem - nie dopuścić do mego spotkania z bohaterem snu.
Tamten z tła scenografii snu daje mi znaki, bym się nie martwiła, że jest i spędzimy czas razem. Za dużo włożył wysiłku, by miało się nie udać.
Kolejne kadry - jestem więźniem intruza, mocno kombinuję jak go zgubić, jak wrócić na przyjemniejszy trakt snu.
Gdyby to były realia - zero problemu - ale sen ma swoje prawa.
Zbliżając się do progu przebudzenia sen coraz bardziej rozmywał się, dialogi urywane, zeskoki sytuacyjne - ale wciąż mocne czucie razem - choć z murem intruza pomiędzy.
Badacze snów mają kilka tez a propos tego co przeżywamy z zamkniętymi powiekami, ale nie wyłączonymi emocjami.
A że porządkowanie plików kontekstowych, które na jawie oporują wobec prób selekcji, czy trudu przepracowania.
A że sen to nic innego jak zapodany answer na realne pytania.
To patrzę na linię fabuły i jako żywo nic nie kumam.
I jeszcze nie wiem, czy dokonał prezentacji uproszczenia czy powikłania.
Zapisuję go, zapamiętuję - bo jakże często bywa tak, że życie samo przynosi eksplikację.
Albo i nie...
Inne tematy w dziale Rozmaitości