Poranna prasa przyniosła kilka pomysłów dotyczących pieniędzy podatników.
Według "Dziennika Gazety Prawnej" PiS rozpoczął ofensywę ustawową propozycją opodatkowania sektora bankowego. Pomysł przedni. Banki nie płacą VAT, brak możliwości odliczeń VAT za materiały reklamowe, usługi konwojentów etc nie odzwierciedla skali obrotów branży. Banki spółki-córki zachodnich central mogą dość łatwo obejść podatek dochodowy. Wystarczy przejrzeć ogólnie dostępne sprawozdania finansowe spółek giełdowych z ostatniej dekady, aby zobaczyć tam perły takie jakie kilkaset milionów złotych opłaty za know-how z centrali. Trudno tu wskazać naruszenie prawa, ale trudno też udowodnić, że wiedza kilkudziesięciu menadżerów zatrudnionych w Polsce jest warta np. 400 milionów a nie 100. W tej sytuacji podatek od sumy bilansowej, a nawet zastąpnie nim podatku dochodowego jest bardzo przejrzystym, uczciwym i skutecznym rozwiązaniem.
Drugi pomysł PiS wydaje mi się natomiast niefortunny. Propozycją by osoby nadmiernie zadłużone mogły korzystać z pomocy państwa. Oznacza to wyłączenie odpowiedzialności u kredytobiorców oraz - uwaga! - u kredytodawców.
W normalnych warunkach bank stara się by nie udzielać kredytu osobom nieodpowiedzialnym, ponieważ dług zwindykowany w 60% czy 80% nadal jest oznacza stratę. Jedną z przyczyn kryzysu amerykańskiego, w nieuzasadniony sposób opisywanego jako krach neoliberalizmu, była gwarancja polityków amerykańskich (głównie demokratów, odwołujacych się do uboższych grup społecznych, ale i republikanie nie powstrzymali tego procesu) spłaty kredytów hipotecznych rodzinom, które na normalnych warunkach nie mogły go otrzymać.
W finansach na studiach wykłada się elementarną zasadę, ze najbezpieczniej pożyczać państwu lub temu kto państwo (zwłaszcza takie jak USA czy Wielka Brytania) gwarantuje dług, bo ten dług na pewno będzie zwrócony. W olbrzymim uproszczeniu bankowcy uznali więc kredyty udzielone osobom w trudnej sytuacji za bezpieczne i osłabiona została - dzięki interwencji państwa - podstawowa zasada bankowości, ze pożycza się pieniądze tylko tym, którzy są w stanie oddać. Łatwy dostęp do kredytu w połączeniu z niską stopą Fedu (kolejne narzędzie interwencji) nakręciło bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości (bo podwyższona zdolność kredytowa miła była również spekulantom), aż - w chwili spadku koniunktury - trzeba było wrócić do rzeczywistości akurat w roku wyborów prezydenckich w USA, ratować państwowe instytucje finansowe, które pożyczały zbyt hojnie i amerykański podatnik zapłacić olbrzymie pieniądze za tę kiełbasę wyborczą sprzed wielu lat.
Jesteśmy krajem ludzi wolnych i nie ma obowiązku brania kredytu. Niekontrolowane wydatki finansowe są np. jedną z cech niektórych chorób psychicznych. Człowiek dorosły wie, że pożyczone pieniądze trzeba oddawać, a że 2% populacji tego kraju ma z tą regułą problem, to nie powód do zmiany podstawowych zasad.
Na zakończenie, na zasadzie anegdoty najnowszych pomysł SLD. Grzegorz Napieralski zaproponował w weekend utworzene urzędu nadzoru nad polskimi finansami. Jakkolwiek w Polsce istnieją: Ministerstwo Finansów, Komisja Nadzoru Bankowego oraz Komisja Nadzoru Ubezpieczeń i Funduszy Emerytalnych to w tych trudnych czasach, kiedy nawet znajomym polityków niełatwo znaleźć pracę, nowe stanowiska są na wagę złota.
Inne tematy w dziale Polityka