Futbol czasem przynosi coś więcej niż łzy radości zwycięzców, i łzy smutku przegranych. Mijają dni, tygodnie, ludzie wracają do swoich spraw i życie biegnie dalej czyniąc kolejne mistrzostwa tylko suchymi wynikami, i statystykami.
Zawsze po mistrzostwach nachodzą mnie wspomnienia mistrzostw które miałem przyjemność oglądać. Troszkę się tego nazbierało, muszę przyznać. Jednak jeden mundial w szczególności zapadł mi w pamięć. Mam na myśli MŚ w 1994 odbywające się w USA. Oczywiście nasza drużyna nie grała, choć po olimpiadzie w Barcelonie (1992) mieliśmy drużynę która mogłaby tam powalczyć.
Jako czarnego konia tych mistrzostw typowano Kolumbię. Zespół ten w eliminacjach pokonał Argentynę 5:0, i kibice w tym kraju po cichu oczekiwali nawet na medal. Niestety pierwszy mecz zakończył się porażką 1:3 z Rumunią. Drugi mecz Kolumbia grała z gospodarzem mundialu, drużyną USA. w 33 minucie tego meczu doszło do sportowego dramatu obrońcy kolumbijskiego Andresa Escobara. Po jego niefortunnej interwencji wpadła bramka samobójcza. Niestety i ten mecz Kolumbia przegrała ( 1:2 ) , co zredukowało jej szanse praktycznie do zera. Wygrana ze Szwajcarami ( 2:0 ) niczego nie zmieniła i Kolumbia pożegnała się z mundialem. Chyba nikt wtedy nie przypuszczał że prawdziwy dramat dopiero się rozegra.
Po powrocie do kraju strzelec samobójczego gola Andres Escobar został zamordowany przez fanatycznego kibica w Medellin. Morderca strzelił do Escobara kilkanaście razy krzycząc za każdym razem "gol". Dzisiaj mija osiemnasta rocznica tej tragedii.
Dzisiaj w uszach brzmią mi słowa Sola Campbella który mówił coś o powrocie w trumnach. Powinien bardziej dobierać słowa bo wśród szerokiej rzeszy kibiców być może znajdzie się jeden dla którego futbol to coś więcej niż emocje sportowe...
Inne tematy w dziale Rozmaitości