– Myśmy się nawzajem mocno szanowali. Był moim ukochanym dzieckiem – podkreśla Włodzimierz Olewnik. – On nigdy publicznie nie powiedział o mnie „stary”, lub jakoś podobnie. Zawsze mówił „tatuś”.
Nawet jeśli teraz założymy, że Włodzimierz Olewnik idealizuje Krzysztofa, co z psychologicznego punktu widzenia jest całkowicie zrozumiałe, to prawdą jest, że tych dwóch łączyły szczególne relacje. Czasami dochodziło między nimi do konfliktów, ale też – co potwierdza wielu moich rozmówców – ojciec był dla Krzysztofa dużym autorytetem. Krzysztof już jako dwudziestoparoletni mężczyzna rzeczywiście mawiał o swoim ojcu „tatuś”. Stąd rówieśnicy ukuli dla młodego Olewnika ksywkę „Synuś”.
Z jednej strony trochę apodyktyczny ojciec stawiał wobec swojego jedynego syna wysokie wymagania. Imponował. Z drugiej, Krzysztof chciał dorównać ojcu, przede wszystkim w biznesie. Irytował się, gdy ojciec krytykował pierwsze biznesowe kroki swojego syna. Wtedy dochodziło między nimi do sprzeczek.
Włodzimierz chciał, aby jego syn się uczył, aby odebrał solidniejsze wykształcenie niż ojciec. Krzysztof jednak – w przeciwieństwie do swoich starszych sióstr – głowy do nauki nie miał. Po podstawówce poszedł do szkoły zawodowej w Płocku. Potem było jeszcze zaoczne technikum samochodowe. Szkołę skończył, jednak – mimo namów rodziny – nie podszedł do egzaminu maturalnego. Przede wszystkim bał się porażki z języka polskiego.
W życiu miał dwie pasje: samochody i kobiety.
Od dzieciństwa interesowało go wszystko, co jeździ. Ledwo odrósł od ziemi, a już po polu jeździł traktorem ojca, wtedy jeszcze prostego rolnika. Potem był pierwszy motorower i pierwszy samochód. Do zawodówki w Płocku dojeżdżał własnym maluchem. Sam go naprawiał. W mig potrafił wyjąć cały silnik, rozłożyć go na części i z powrotem złożyć. Kiedyś dostał od ojca starego poloneza trucka. Od razu zrobił tuning auta. Zamontował halogeny, przyciemnił szyby. Potem gustował w bmw. W czasie porwania miał sportowe bmw kabrio serii 3. Lubił szybką jazdę, co bywało przyczyną konfliktów z rodzicami.
Kobiet w życiu Krzysztofa Olewnika było wiele.
– Wszędzie! Szczecin, Poznań. Gdyby on na przykład zobaczył prezydentową i ona by się mu spodobała, toby nie popuścił. Będzie jeździł, kręcił się, szukał dojścia i w końcu będzie ją miał. Taki był! – opowiadał mi przyjaciel Krzysztofa. Inna sprawa, że kobiety same do niego lgnęły. Chłopak przystojny, z pieniędzmi, a tuż przed porwaniem z własnym domem, w którym było wszystko, co potrzebne do miłego spędzania czasu we dwoje: sauna, basen, kominek i dobrze zaopatrzony barek. Nosił markowe ubrania, co tydzień chodził do fryzjera, korzystał z solarium. Był niewątpliwie bardzo atrakcyjną partią w okolicy. On jednak nie przejawiał w tamtym czasie chęci do związania się z jedną kobietą. Skakał z kwiatka na kwiatek. Bywało, że jednocześnie utrzymywał bliskie kontakty z kilkoma kobietami. Rodzice chyba nigdy nie przyjęli do wiadomości, że ich syn był miejscowym uwodzicielem. Twierdzą, że Krzysztof miał dużo „koleżanek”.
Przez dwa lata przed porwaniem Krzysztof utrzymywał intymne relacje między innymi z pewną mężatką.
– Z tego powodu pewien bandziorek usiłował wyłudzić od Krzyśka tysiąc złotych – opowiada przyjaciel. – Groził, że jeśli nie dostanie pieniędzy, to o wszystkim powie jej mężowi. Krzysiek to zignorował, chociaż tłumaczyłem mu, że robi się niebezpiecznie i żeby dał sobie z nią spokój.
Policyjne oględziny domu zaraz po porwaniu, oprócz wielu śladów, w tym licznych śladów krwi, ujawniły także ślady spermy. Mogłoby to wskazywać na obecność kobiety tuż przed uprowadzeniem.
– No, sperma to tam mogła być na okrągło – słyszę od przyjaciela.
Krzysztof Olewnik pieniądze miał zawsze. Najpierw brał od rodziców, potem zaczął zarabiać własne. Chciał sprowadzać maszyny rolnicze z Niemiec, bo znał się na tym. Zwyciężył jednak biznes stalowy. W 2000 roku, czyli kiedy miał zaledwie 24 lata, wszedł do spółki Krupstal, założonej rok wcześniej przez jego przyjaciela Jacka Krupińskiego.
Ojciec jednak chciał, aby syn w przyszłości stanął na czele jego mięsnego imperium.

Rodzeństwo: Danuta i Krzysztof
Fragment książki Roberta Sochy "Nie chodziło o okup. Kulisy porwania Krzysztofa Olewnika", Wydawnictwo Nowy Świat.
W księgarniach od: 6 X 2010.
Następny odcinek - jutro o 16:00.