Czytam, że latem Jerzy Hoffman rozpocząć ma zdjęcia do „Bitwy Warszawskiej 1920”. I czytam, że obowiązkiem twórców filmu powinno być: „Rozbudzenie u widza zainteresowania tematyką historyczną w kontekście jednoczącej się Europy, z uwzględnieniem Polonii żyjącej w Europie i Ameryce”. Jaki tu kontekst jednoczącej się Europy w wykonaniu Hoffmana jest potrzebny?!
No, ale nic, przełykam i czytam dalej. Oto znajduję zapowiedź, że niektóre sceny mają zostać nakręcone w technologii 3D. – Na świecie takie kino powstaje. Przykładem jest głośny ostatnio film „Avatar” w technologii 3D. Nie możemy być w tyle... – mówi producent z mojej piersi wyrywając przy tym kolejny głęboki wzdech. Wzdech, bo miałem okazję zagrać m.in. w sławetnym „Ogniem i Mieczem” i że wielokrotnie widziałem w akcji reżysera świadomego własnych ograniczeń.
Producenci już teraz, po stosownej pauzie związanej z zapowiedzią technologii 3D, wyliczają bułkę przez bibułkę część z ograniczeń: „Najważniejszy dla nas jest rynek krajowy i polski widz. Sukces na własnym rynku praktycznie zawsze ma swój wyraz i odzwierciedlenie w dystrybucji światowej. Aby uzyskać sukces na rynkach zagranicznych potrzebne są dodatkowe, niebagatelne pieniądze w okresie realizacji zdjęć i postprodukcji filmu. Czy producenta będzie na to stać? Zrobimy wszystko co w naszej mocy, aby tak się stało. Mamy ogromne doświadczenia i sprawdzonych Przyjaciół w świecie po realizacjach filmów: „Ogniem i Mieczem” i ‘Stara Baśń”. Dla polskich, narodowych festiwali filmowych stawiamy się do dyspozycji Organizatorów. Czy będziemy zapraszani na festiwale zagraniczne? O to jest pytanie.”.
Czyli co? Robimy film dla Polaków, mamy nazwisko reżysera, ludzie oni do kina przyjdą, bo i temat i patriotyzm i te okularki, ale sukcesu się nie spodziewamy... No, ale nic – myślę dalej - co mnie obchodzi czy jaki tam Francuz czy Amerykanin spojrzy na dzieło naszego reżysera?! Jak będzie prosto, pięknie i prawdziwie, bez postawy „byli wtedy jednak dobrzy Ruscy i ratowali Polaków, a sami Polacy po bolszewickiej stronie, to raczej byli ludzie uwikłani, a nie zdrajcy”, to mi w sumie wystarczy. I żeby jeszcze Piłsudski wyglądał i zachowywał się jak człowiek i żeby ten Cud nad Wisłą pokazać godnie.
I tu napotkałem jednak na informację, że samo pojęcie Cudu nad Wisłą będzie odbrązowione: „Reżyser unika rozpropagowanego określenia „cud nad Wisłą”. "Pojęcie „cudu nad Wisłą” wymyślono po to, żeby pozbawić zwycięstwa Piłsudskiego. Niestety, weszło na stałe do naszego historycznego słownika. Marszałka odsądzano od czci i wiary i starano się wszelkimi możliwymi sposobami umniejszyć jego rolę w tym zwycięstwie" – tłumaczy Jerzy Hoffman.”.
Trochę się tego boję. A już najbardziej tych (wielką literą w trzecim akapicie tego tekstu pisanych: „sprawdzonych Przyjaciół” wspomagających w realizacji tematyki historycznej w kontekście jednoczącej się Europy.).
http://www.osen.pl/projekty/bitwa-warszawska-1920-film-jerzego-hoffmana/834-wskaniki-oczekiwanych-przez-producenta-rezultatow.html
http://www.osen.pl/repozytorium/varia-othermenu-134/film-othermenu-43/bitwa-warszawska-1920-film-jerzego-hoffmana.html
Mieszkańcy Bulandy, jednakowoż, wciąż z niej uciekają. Tak się tam przyzwyczajono do bycia wiecznie dymanym, że zaczęli dymać siebie nawzajem. Opresja przeszła w self-service, jesteśmy pierwszym samouciskowym narodem świata. P. Czerwiński, Przebiegum życiae
A chłopaki jak chłopaki. Generalnie nie różnimy się. Ja, emigrant ze swoim odrzuceniem roli emigranta (odrzucam ją od pierwszego dnia tutaj), poruszam się po świecie jak piłkarz, któremu pękła gumka w spodenkach, ale jest dobre podanie, więc zapierdziela się w jej stronę trzymając gacie jedną ręką. Może gola się strzeli jakiego, a gacie się przecież wymieni. Oni w Polsce, w swoich rolach i zawodach, bez obciążenia emigranckiego, w kraju swoim, z językiem swoim i przyjaznym państwem – podobnie. Wolność, pomysły, projekty, działania... - ale też z jedną cały czas, od 20 lat, ręką trzymający galoty projektów, spłacanych kredytów, bezpiecznych i niebezpiecznych związków. Nie ma radości w tej grze, nie ma fascynacji tym sportem jakim jest życie. Nie jesteśmy chyba dziś narodem czerpiącym radość. Nie ma jej na ulicy, w rozmowie, przy grillu czy na zakupach. Żeby radość zresztą czerpać trzeba mieć źródło jakieś.
Sign by Danasoft - For Backgrounds and Layouts
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Technologie