Jak mogłoby być powszechnie wiadomo, ale z całą pewnością nie jest, jeśli idzie o produkcję i sprzedaż energii elektrycznej w Polsce, a więc dostarczanie prądu do mieszkań i wszędzie, gdzie on jest używany ów interes kontrolowany jest przez cztery potężne firmy, które podzieliły sobie kraj na cztery, mniej więcej równe, części. Polska północno-zachodnia obsługiwana jest przez dwie wielkie firmy: Enea i Energa, Polska wschodnia i centralna przez Polską Grupę Energetyczna, południe natomiast, od Wrocławia po Tarnów, przez Tauron.
I oto, proszę sobie wyobrazić, że, obok owych czterech gigantów, działa sobie też niemiecki koncern o nazwie RWE, którego ambicje dotychczas nie sięgały poza granice Warszawy, i to nie Warszawy, jako całego rejonu, ale wyłącznie miasta z najbliższymi przyległościami, takimi jak Piaseczno, Zielonka, czy Sulejówek. Już taki choćby Grodzisk Mazowiecki, czy Wołomin, płacą Polskiej Grupie Energetycznej, i RWE ich, podobnie zresztą, jak całej Polski, w ogóle nie dotyczy.
Ja wiem, że kiedy się to opowiada, sprawa nie robi może takiego wrażenia, ale proszę sobie wyobrazić mapę Polski, podzieloną na cztery wielkie obszary, gdzie nagle, w samym środku jednego z nich mamy małą różową plamkę, i to jest Warszawa, i okazuje się, że, właśnie jeśli chodzi o Warszawę, to tam nie dotarł ani Tauron, ani Enea, ani Energa, ani cała ta Polska Grupa Energetyczna, bo Warszawę mają Niemcy z RWE. I daję słowo, że kiedy to zobaczyłem, dreszcz mi przeszedł po plecach.
Ponieważ na pewien czas, moje obowiązki zawodowe rzuciły mnie w okolice związane z energetyką, i to okolice tego choćby rodzaju, że miałem tam właśnie miałem okazję widzieć zobaczyć wyżej opisaną mapę, i z osobami odpowiednio kompetentnymi udało mi się troszkę porozmawiać na temat tego przedziwnego RWE. Przy pierwszej więc okazji, zapytałem jednego z moich uczniów, jak to jest, że tu nie nastąpiło coś, co wydaje się stanowić wręcz standard w tak zwanej gospodarce rynkowej, zwłaszcza gdy chodzi nie o symbole, ale o realne pieniądze: przychodzi duży, bierze małego za kark, i małego w jednej chwili nie ma. Przecież tu by wystarczył jeden szybki ruch i do widzenia się z państwem. A tu tymczasem mamy tę potężną PGE z prawej, Eneę z Energą z góry i z boku, a stolica jak gdyby nigdy nic sobie sama przysłowiową rzepkę skrobie.
Odpowiedział mi uczeń, że, owszem, oni by bardzo chcieli tę Warszawę mieć dla siebie, choćby po to, żeby ta mapa tak głupio nie wyglądała, ale się nie da. Były podejmowane najróżniejsze próby, i każda z nich odbijała się od RWE, jak piłka od ściany. RWE ma Warszawę i to im wystarczy. Zwłaszcza że oni wcale nie są tacy mali. To jest wielka niemiecka firma, i oni swoje interesy prowadzą w skali o wiele szerszej, niż wyznaczanej przez szosę prowadzącą od Legionowa do Piaseczna. Dalej już nie rozmawialiśmy, bo i ja wiedziałem, że niczego się nie dowiem, a on sam, na moje pytanie, dlaczego, odpowiedział krótko „Polityka, panie Krzysztofie. Polityka”.
I oto, proszę sobie wyobrazić, że kiedy ja już tylko czekałem aż coś się jednak stanie i Warszawa zostanie odbita, do naszych drzwi zapukał bardzo miły człowiek z zawieszonym na szyi identyfikatorem z nazwiskiem i zdjęciem, przedstawił się, że on jest z firmy energetycznej RWE i ma dla nas niezwykle interesującą ofertę. Otóż oni właśnie podpisali z polskim rządem umowę, która im pozwala przejmować od innych firm sprzedaż energii, a ponieważ oni dają cenę niższą, mają nadzieję, że niedługo przejmą całą sprzedaż, innym pozostawiając produkcję i ewentualnie remonty sieci.
Jak się pewnie domyślamy, ja nie mogłem go nie zapytać, jak to się stało, że RWE, które dotychczas obstawiało tylko Warszawę, i robiło wrażenie kogoś, kto raczej powinien dbać o to, by go polscy partnerzy nie wystrzelili w kosmos, nagle próbuje, i to najwyraźniej całkiem skutecznie, przejmować całą sprzedaż. No ale tu też się niewiele dowiedziałem, poza tym, że oni – co już wspomniałem – właśnie podpisali tę umowę z rządem i mogą działać, jak działają.
Stało się jednak coś jeszcze. Otóż jego bardzo zainteresowało, skąd ja znam tę mapę. Z tego bowiem, co on wie, ta mapa nie jest jakoś szczególnie szeroko publikowana. Powiedziałem mu więc, zgodnie z prawdą, że to przy okazji tych lekcji ją zauważyłem, no a on się bardzo ucieszył i powiedział mi, że jego dziewczyna dostała pracę, jako specjalistka od zaparzania kawy i takich tam, w pewnym, mieszczącym się akurat w Katowicach, klubie, który nie ma ani adresu, ani szyldu, ani oficjalnej nazwy, ale za to o wyjątkowej, z uwagi na towarzystwo, które się tam spotyka, pozycji. Tam się dużo mówi po angielsku, no i ona ostatnio szuka jakichś dobrych lekcji.
Ponieważ ja temu RWE podałem swój numer telefonu, to niewykluczone, że jeszcze się czegoś ciekawego dowiem, a ja nie omieszkam o tym poinformować czytelników tego bloga. W końcu, z kim mam o tym gadać? Z kolegami z katowickiego oddziału Prawa i Sprawiedliwości?
Wszystkich zainteresowanych informuję, że każdą z czterech moich książek, poczynając od starych felietonów, a kończąc na książce o zespołach, może zamawiać bezpośrednio u mnie pod adresemtoyah@toyah.pl, lub na stronie www.coryllus.pl. Tam też można znaleźć mnóstwo innych rzeczy, bez których, jak się prędzej czy później okazać musi, żyć nie jest już tak łatwo. Jeśli ktoś jednak woli kupować w sposób tradycyjny, może się wybrać do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy Warszawie, do księgarni Tarabuk przy Browarnej 6 też w Warszawie, albo do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 33, ewentualnie do księgarni „Latarnik” w Częstochowie przy Łódzkiej 8. No i byłbym zapomniał o Katowicach: Księgarnia „Wolne Słowo” na ulicy 3 maja.
Inne tematy w dziale Polityka