Paweł Milcarek Paweł Milcarek
62
BLOG

Tylko po co, Panie Premierze?

Paweł Milcarek Paweł Milcarek Polityka Obserwuj notkę 62

Mam nadzieję, że p. Krzysztof Leski nie obrazi się, że na chwilę użyję - w tytule tej notki - tytułu jego bloga. Takie pytanie po prostu nasuwa mi się z siłą konieczności po przed chwilą oglądanej debacie K versus K: tylko po co? Po co była ta debata?

Po co Jarosław Kaczyński - mówiąc słowami Cezarego Michalskiego - podniósł Kwaśniewskiego z desek, otrzepał z powszechnego odium po paskudnym wywiadzie dla "Vanity" i w kilka dni po pijackim wyczynie na Ukrainie uczynił partnerem najważniejszej debaty tych wyborów? Z powodu marketingowego makiawelizmu wyborczego wciągnął na powrót zombie w światła reflektorów największej oglądalności - ale i dając mu siłę największego rażenia. Po co?

Kwaśniewski na szczęście nie potrafił tej szansy wykorzystać - ale jeśli sztabowcy JK oczekiwali, że będzie słaniającym się na nogach słabeuszem, jednak pograli. To nic, że ta debata nie da mu wygranej - to było jasne od początku. Ale ta debata była mu potrzebna jak tlen, jak łyk krwi dla krwiopijcy. Nie zdążył rozkwitnąć, częściej się zasłaniał niż atakował. Czy jednak naprawdę mamy sądzić, że Premier "rozniósł go w strzępy"? Nie sądzę. Miał natomiast te swoje "pięć minut" powrotu - lepsze niż w roku 1990 Cimoszewicz startujący w wyborach prezydenckich tylko po to, by dać wyborcom komunistów poczucie znaczenia i możliwości powrotu. I ich powrót nastąpił - w 1993.

Pół godziny po tej debacie dwóch panów K. - zobaczcie, jak to się teraz fatalnie rymuje i składa - stali się partnerami - dziwię się, że Kaczyński zdecydował się na ten eksperyment. Problem nie polega na możliwości zwycięstwa Kwaśniewskiego dziś - problemem jest natomiast jego wpuszczenie w polityczną strefę zero.

Ci, którzy teraz cieszą się, jak to Kaczyński - chyba jednak rzekomo - przejechał się po Kwasie, nie zauważają, że równocześnie została naruszona pewna równowaga: cieszyłbym się tą debatą w 2005 (gdyby przywódca PiSu miażdżył postkomunistycznego prezydenta) - ale sytuacja, w której silny premier z PiSu wpuszcza do studia skompromitowanego eks-prezydenta, żeby się posilić jego słabością - wcale mnie nie cieszy. Trzeba było zostawić faceta za płotem, Panie Premierze!

Upodobanie Jarosława Kaczyńskiego do zagrywek hazardowych jest znane. Z tego zamiłowania do "gier" wyrasta też posługiwanie się ludźmi dawnego systemu we własnej administracji (Kaczmarek to tylko świetny przykład używania ludzi "poręcznych" - i na wybrańca, i na skazańca). Teraz JK gra Kwaśniewskim - przynajmniej usiłuje nim grać w swej rozgrywce z PO (z tą samą PO, którą przewiduje jako swego koalicjanta - tylko ma nadzieję na jego osłabienie). Oby nie przedobrzył, bo płacić będziemy wszyscy.

harcerz-realista, zwykle w obronie - rzadko w ataku, katolicki ortodoks mający dość często swe własne zdanie odrębne w sprawach bezortodoksyjnych

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka