Temat dnia: awantura w PiS. Wszyscy o tym rozprawiają, to ja też spróbuję (ostatecznie – nie zawsze trzeba być oryginalnym). A więc. Straty polityczne PiSu-u (marszałek) – o ile nie zostaną odkręcone – są duże, straty sondażowe – niekoniecznie. Elektorat trzymają przy PiS-e nie kwestie kulturowe czy ekonomiczne, ale – polityczne. Ściślej: wojowanie z postkomunistyczną oligarchią. Gdyby doszło do wewnętrznej awantury na tym tle – sprawa byłaby innego rodzaju. PiS tymczasem podzielił się w sprawie, w której – jak raz – podzielony jest cały lud, w tym – PiS-owski elektorat, przy tym ten ostatni, będąc podzielony nie traktuje tego akurat podziału za kluczowy. Śmiem przy tym twierdzić, że – że tak powiem – trzon elektoratu PiS-u nie miał najmniejszej ochoty na manipulowanie przy obecnym rozwiązaniu kwestii aborcji. Nawet większość tych, którzy życzyliby sobie zmiany są przekonani, że nie pora na to (to oczywiście moje spekulacje – nie znam tej większości). Jest to kwestia hierarchii celów: gdy ma się na głowie postkomunistyczne bagienko, nie ma sensu otwieranie innych frontów (o ich otwieranie dba postkomuna). Posunięcie Jurka odebrane zostało – prawdopodobnie fatalnie, z – delikatnie mówiąc – małym zrozumieniem, i jeśli zaowocuje jakimś ruchem elektoratu, to pewnie niewielkim. Anty-postkomunistyczny elektorat jest zwyczajnie na PiS skazany, i to – powiedziałbym – coraz bardziej.
Pis-owi tradycyjnie udało się przykryć medialnie imprezę PO (choć tym razem - raczej mimo woli), ale z tego nie wynika jeszcze, żeby się PO nie zajmować. Przecież równie interesującym pytaniem co pytanie o to, "co rozsadza PiS" jest pytanie: "co właściwie trzyma PO w kupie?". Sobotnie wystąpienia Rokity i Palikota - które, przyznaję znam pobieżnie - były wystąpieniami z dwóch różnych politycznych światów. O wystąpieniu Olechowskiego nie wspominając (nawiasem mówiąc, Palikot paradując w koszulce z napisami „Jestem w SLD” i „Jestem gejem” potwierdził moje przeczucie, że być w SLD – to rodzaj zboczenia...). A ponieważ „grupie trzymającej władzę” w PO bliżej jest do Olechowskiego i Palikota niż do Rokity, jest już mniej więcej jasne, że PO nie jest „partią zmiany”, czy może jest raczej „partią zmiany kosmetycznej”. Pytanie brzmi – czy fakt ten przebije się do świadomości tej części elektoratu PO, która chce zmiany. Jeśli się przebije, PiS może odrobić, ewentualną stratę części wyborców radiomaryjnych, którą to stratę przynieść ma ponoć ostatnie zamieszanie wokół aborcji...
Inne tematy w dziale Polityka