Z powodów bliżej mi nie znanych ideologiczne mody szerzą się na lewicy na sposób epidemii. Jednego dnia - nic, a następnego - trach! - i prawie wszyscy są zarażeni. Nadszedł chyba właśnie czas na kolejną lewicową modę - tak jak niedawno jeszcze na lewicowym topie było wojowanie z wszelkiego rodzaju hierarchią i wykluczaniem innego (czy raczej Innego), tak dziś w modzie jest hegemonia i wykluczanie. A o co chodzi? "Celem lewicy - tłumaczy rzecz Sławomir Sierakowski - nie jest (...) jak to nieraz można usłyszeć, walka z wykluczeniem jako takim, ale walka o ustanowienie granic tego pola w zgodzie z własnymi ideałami. A zatem o wykluczenie z niego na przykład rasistowskich albo homofobicznych głosów. Celem nie jest zatem jakiś nie realizowalny pełen pluralizm, ale stworzenie przestrzeni, w której pewne praktyki uważane przez lewicę za szkodliwe staną się niedopuszczalne" (cyt.za Pawłem Lisickim, Rz 6/7.01.2007).
Brzmi to tak jak brzmi, czyli dość ponuro, ale sprawę łagodzi Kinga Dunin. "Jedno jest pewne - mówi Dunin - świat liberalno-lewicowy ze swoim projektem i wykluczeniami byłby bardziej otwarty i tolerancyjny wobec wartości tradycyjnych, niż w odwrotnej sytuacji" (Kinga Dunin, Poza rynkiem i konserwą, GW 24/25.02.2007) Zważywszy, że owa "liberalna lewica" (tak liberalna i lewicowa - jak Kinga Dunin) to jakieś 10 procent obywateli, reszta zaś to - jak to ujmuje Kinga Dunin - "konserwatywna większość", oferta Dunin wygląda mniej więcej tak: dziesięcioprocentowa mniejszość uciskać będzie kulturowo dziewięćdziesięcioprocentową większość, ale za to - w swojej opinii - lżej, niż owa dziewięćdziesięcioprocentowa mniejszość cisnęła dziesięcioprocentową mniejszość. Co jest rozwiązaniem do przyjęcia - o ile jest się częścią owych 10 procent...
No dobrze, ale - konkretnie - kto i co zostanie wyeliminowane z przestrzeni stworzonej przez "liberalną lewicę"? Taka konkretyzacja jest niezwykle ważna, bo z ogólnikami różnie bywa, może się, na przykład, zdarzyć tak, że wzniosłe gadanie o Równości przyjmuje boleśnie konkretną formę gilotyny i niektórzy są niemile zaskoczeni... A więc - kto i co będzie eliminowane przez nowych hegemonów? Bo jeśli jakieś potwory i poczwary - to można wytrzymać, ale jeśli to eliminowanie pójdzie szerszym frontem? Więc - kto do eliminacji? Cóż, by nie szukać daleko - niedawno z amerykańskiego wydania programu BBC wyeliminowano Bennyego Hilla (pośmiertnie, Hill nie doczekał eliminacji). Programy Hilla uznano za "seksistowskie", ponieważ spora część skeczy ma w nich seksualny podtekst, a w przerwach między skeczami pokazywały się "tańczące zgrabne dziewczyny". Biorąc pod uwagę uzasadnienie eliminacji ("za seksizm!") śmiało można zakładać, że w sprawie kopyto maczały miejscowe feministki, ideowe siostrzyce Kingi Dunin. Mamy więc przykład ofiary nowych hegemonów - ofiarą jest złowrogi komik Benny Hill, który - oczywiście - do końca swoich dni nie był świadom ohydy swojego procederu (ale od tego mamy lewicowych intelektualistów, żeby obiektywne zło, subiektywnie nieszkodliwych praktyk ujawniali)
Benny Hill - to w USA, a w Polsce? W Polsce "liberalna lewica" nie dochrapała się jeszcze pozycji hegemona, więc akcje eliminacji może raczej planować, niż przeprowadzać. Coś niecoś o tych planach poczytać można w kultowym piśmie "liberalnej lewicy" - w "Krytyce Politycznej". W ostatnim numerze "KP" znaleźć możemy rozważania niejakiego Krzysztofa Tomasika. Tomasik składa hołd modzie na wykluczanie ("Trzeba się jednak zgodzić, że zarówno agresja i dyskryminacja, jak i uprzedzenia powinny być wyrugowane z życia publicznego. A zacząć należałoby oczywiście od języka, bo tam najjaskrawiej ujawniają się uprzedzenia"), składa też hołd modzie na hegemonię (lewica "...musi też uczciwie przyznać, że jej celem jest uzyskanie kulturowej hegemonii. Hegemonia taka nie jest zaprzeczeniem różnorodności, gdyż zapewnia dla niej więcej miejsca, niż hegemonia heteronormatywności"). Mamy w tekście Tomasika i kandydatkę do eliminacji. Autor pisze, ze zgrozą: "Nawet w dodatku dla kobiet "Wysokie Obcasy" możliwe jest opublikowanie wywiadu z Józefą Henelową, w którym redaktorka "TP" legitymizację związków jednopłciowych uznaje za "oficjalną akceptację patologii", a akceptację przez matkę homoseksualizmu syna za przesadny gest, bo "problem jest i to jaki!" (Krzysztof Tomasik, Lewica dla gejów i lesbijek, Krytyka Polityczna, 11/12). Widać z tego, że Tomasik życzyłby sobie, by publikowanie czegoś podobnego w "WO" możliwe nie było...
I już wiemy - "lewica liberalna"(a przynajmniej Krzysztof Tomasik) chciałaby, obok wielu innych kandydatów do wyeliminowania, wyeliminować i Józefę Henelową. Jakże to - Józefę Henelową? - zapytacie. Nie "Józefę Henelową", ale homofobiczne poglądy, które głosi! Niestety - nic z tego. Nikomu jeszcze nie udała się sztuka oddzielenia poglądów, od ich nosicieli i wyrazicieli, chcąc wyeliminować "homofobię" Józefy Henelowej, trzeba wyeliminować, lub przynajmniej przykneblować ją samą. W tym drugim przypadku Józefa Henelowa mogłaby sobie rozprawiać publicznie o - powiedzmy - hodowli kwiatów, czy literaturze francuskiej, ale w żadnym razie nie mogłaby powiedzieć co myśli o homoseksualistach, choćby i miała na to ochotę...
Pora na wnioski. Otóż, gdy przy wtórze gromkich słów o walce z dyskryminacją,
ofiarą pada Benny Hill i Józefa Henellowa, jest to rzecz - powiedziałbym - dla nas wszystkich nadzwyczaj niepokojąca...
Inne tematy w dziale Polityka