Pani prokurator od sprawy Magdy Żuk, na dzisiejszej konferencji prasowej dała po sobie poznać wyraźne odprężenie w momencie pytania o ewentualne dolegliwości psychiczne Magdy (ulga porównywalna z wizytą u dentysty i przejściem od borowania do klejenia plomby lub z przejściem na egzaminie do odpowiedzi, którą ma się wyklepaną na pamięć). Zaznaczyła, że co prawda nic jeszcze nie wiedzą ale na wszelki wypadek wystąpili do okolicznych szpitali o przekazanie dokumentacji medycznych dotyczących Magdy jeśli ją mają.
W szpitalu w Bogatyni najwidoczniej dyrektorują ludzie na cztery łapy kuci, którzy z niejednego pieca wyhaftowały, wykazujący przykładną czujność rewolucyjną bo kilka godzin po konferencji prasowej odpowiednia dokumentacja została w zębach przyniesiona. Trochę zapewne trwały ustalenia. Ktoś musiał przecież jakiemuś lekarzowi opisać jak w mediach przedstawiono zachowanie Magdy, pokazać filmik ze szpitala - żeby nie było nieporozumień. Żeby przez nonszalancję nie wystawili papierów na jakąś choróbsko, które w tym przypadku zupełnie nie pasuje. Co to to nie, sprawa "wyraźnie parzy" więc nie ma miejsca na pomyłki, bo przy takim rozgłosie bisów nie będzie.
Lekarze, którzy przygotują odpowiednie papiery jednym susem przeskoczą na wyższe piętro dolnośląskiej hierarchii towarzyskiej. Kto wie może w nagrodę dostaną od diabłów w ludzkich skórach za darmo inną "Magdę Żuk".
Oczywiście prokuratura, która - jak powiedziała ustami swojego przedstawiciela na konferencji prasowej - ma pełne zaufanie do Zakładu Medycyny Sądowej - także i względem szpitala z pewnością nie okaże nieufności i nie zbada autentyczności dokumentacji (wiek tuszu lub atramentu, daty utworzenia dokumentów elektronicznych).
Jutro zapewne nastąpi pełna mobilizacja zasobów medialnych, które będą wrzeszczały o żółtych papierach Magdy aby zagłuszyć i zdeprecjonować dopytywania o nagrane słowa Magdy o gwałcie na niej.
