„Możesz się dowiedzieć wszystkiego o dowolnej nieruchomości. Portal z Seszeli udostępnia dane o właścicielach hipotecznych i o ich ewentualnych kredytach” – alarmuje dzisiejsza Rzeczpospolita. „Dane te są objęte tajemnicą. Jednak firma z Seszeli umożliwiła dostęp do nich, co według polskiego prawa nawet nie jest przestępstwem. Stwarza to pole do oszustw” – dodaje.
Problem w tym, że gazeta mija się z prawdą, bo dane te są ogólnodostępne od kilku lat, żadna to tajemnica. Problemem jest jedynie szybkie do nich dotarcie. Można sprawdzić, co ma sąsiad, jaki ma kredyt, na ile lat itp. Mieszkańcy budynków od deweloperów do tych informacji mogą dotrzeć bardzo prosto, bo w ich księdze jest info o księdze-matce, gdzie jest zapisany ich udział w nieruchomości wspólnej (wraz z danymi innych właścicieli i ich cząstkowych ksiąg).
Nie rozumiem skąd ta mania tajemnicy – w wielu innych krajach dane z nieruchomości, a także podatkowe są łatwo dostępne i nie budzi to żadnych emocji. Tylko u nas ta prywatność… Zresztą ktoś uparty i tak dotrze do tych informacji, bo są one legalne, tylko trzeba włożyć trochę wysiłku. Minusem, o czym pisałem w jednym z wcześniejszych wpisów, jest raczej brak ogólnego dostępu do kat ksiąg wieczystych, ale i na to są sposoby.
Że też prywaciarze z portalu zarejestrowanego na Seszelach muszą nas uczyć normalności. Ja osobiście żałuję jedynie tego, że to nie urzędnicy wpadli na pomysł, aby budżet państwa zarabiał na usłudze wyszukiwania, ale dali się wyprzedzić prywatnemu biznesowi.
