Dzisiejszy artykuł "GW" o nagraniu rozmowy prezesa PIS z austriackim biznesmenem trudno nie nazwać bombą bez detonatora lub po prostu kapiszonem. Sprawa o której grzmiały media społecznościowe miała uderzyć w rządzących, ale stała się niewypałem. Trudno w tym przypadku nie zgodzić się ze słowami red. Janeckiego z TT, że jak ktoś (któraś redakcja) ma naprawdę bombę czy megasensację mającą zaszkodzić przeciwnikowi politycznemu, to ją odpala. Bez jakiejś wielkiej pompy i zapowiedzi. Taki ruch wykonał "Wprost" przy okazji afery taśmowej. Tymczasem "GW" zachowała się jak raczkujące dziecko;być może faktycznie miała nadzieję na to, że ta sprawa pomoże odsunąć PIS od władzy. Czy będzie tąpnięcie sondażowe: przekonamy się w najbliższym czasie.
Jasnym pozostaje w mojej sugestii fakt, że środowiska opozycyjne od dłuższego czasu sądzę, że zastanawiały się jak podejść Kaczyńskiego, jak sprawić, aby coś się zadziało w świadomości wyborców i aby mogli oni w końcu przegrać wybory. Nie dziwi mnie obecność w tej "aferze" mec. Giertycha , bowiem od blisko 12 lat pozostaje on zaciekłym przeciwnikiem obecnie rządzących i nie przepuści on tak przypuszczam żadnej sytuacji, która mogłaby w PIS uderzyć. Jedyne pytanie, jakie można by zadać Panu mecenasowi to takie: dlaczego od razu, gdy przyszedł do niego austriacki biznesmen z wątpliwościami odnośnie tej transakcji, Pan adwokat nie poszedł do prokuratury jeszcze w zeszłym roku, gdy rozmowy były prowadzone, ale dopiero w ubiegły piątek?Jest to zastanawiające, ale co kierowałem R. Giertychem by tak postąpić?Czas pokaże, ale odpowiedź wydaje się oczywista.
Jednak żeby nie było tak idealnie z tej sprawy, rządzący powinni wyciągnąć następujące wnioski: po pierwsze należy przyjrzeć się dlaczego Pan z Austrii otrzymał tak szybko kredyt z państwowego banku czy Pekao SA?Na tą kwestię zwrócił uwagę M.Makowski na TT i jest to moim zdaniem słuszna uwaga, bowiem instytucje państwowe powinny działać w tej sprawie przejrzysto, nie na zawołanie najwyższych osób w kraju. W tej sytuacji osoby z banku powinny złożyć wyjaśnienia lub podać się do dymisji. Reakcja władzy powinna być szybka, podobnie jak w przypadku np. KNF. Po drugie: po aferach hazardowej czy chociażby taśmowej lub jakiejkolwiek innej, prezes Kaczyński powinien wiedzieć, że jeśli spotykają się biznesmeni, to takie rozmowy mogą być podsłuchiwane. Można było to przewidzieć, aczkolwiek jak wynika z taśm, prezes zachował się uczciwie i chciał by odbyło się wszystko zgodnie z prawem. Na kolejny raz, gdy doszłoby do takich rozmów należy pamiętać o możliwości podsłuchiwania.I ucinać takie w zarodku. Ale wygląda na to, że prezes PIS chciał przekonać się własnej skórze.m I po trzecie: należy (chociaż to niemożliwe) ograniczyć udział polityków z najwyższego szczebla przy takich biznesowych transakcjach w przyszłości. Wiadomo, że połączenie biznesu i polityki było zawsze, ale słowa prezesa o tym, że jest się dla władzy dla pieniędzy zostały teraz mocno nadszarpnięte i jakiś negatywny skutek dla partii rządzącej może to wywołać. Odcięcie się polityków od możliwości zarobienia wielkich pieniędzy lub od wysoko-pieniężnych operacji, musi nastąpić, żeby PIS zachował jeszcze wiarygodność (lub jej część). Sporo zostało już zachwiane poprzez usadzenie swoich ludzi na stanowiskach z spółkach Skarbu Państwa czy z pensjami w NBP.
Podsumowując: z całego artykułu "GW" dumny może być tylko prezes Kaczyński. Bowiem wyszedł na uczciwego, chcącego robić legalne interesy, a austriacki biznesmen na tego, który chce zarobić dużo i szybko w obojętnie jaki sposób:legalny czy nie. Bać się też powinna PO, bowiem ciekawy jest też wątek odmowy budowy wieżowców z konkretnym miejscu, ale w innych już tych odmów nie ma. W tej materii sprawa może być jeszcze rozwojowa. Natomiast skutki dla PIS nie muszą być duże, jeśli partia wyciągnie w miarę możliwości szybko jakieś wnioski.
Inne tematy w dziale Polityka
