Przedwieczorny Przedwieczorny
55
BLOG

Prawie jak u Mickiewicza.

Przedwieczorny Przedwieczorny Polityka Obserwuj notkę 3
Zbliża się święto zmarłych więc znowu zaczynają nachodzić mnie wspomnienia domu moich dziadków. Ściślej mówiąc oficyny w której mieszkała moja prababka. W tamtych odległych niestety czasach w miasteczku nie było kwiaciarni, w sezonie każdy miał kwiaty w ogrodzie, ani zakładów pogrzebowych w dzisiejszym rozumieniu. Ludzie najczęściej umierali w domu a jeśli nawet umarli w szpitalu to ciała były zabierane do domu. Więc kwiaciarni nie było a trzeba było jakoś przygotować wiązanki, wieńce nagrobne i znicze. Wszystko trzeba było robić własnoręcznie. Fakt że ludzie mieli na to czas. Znicze przygotowywał dziadek z ojcem. Po prostu topili świece i roztopioną stearynę wlewali do foremek z umieszczonymi w nich knotami. Najtrwalszą ozdobą grobów były blaszane wieńce z blaszanych liści dębowych z blaszanymi kwiatkami. Takie wieńce były tak trwałe że wystarczyło je przed każdym świętem odmalować i znowu powiesić na krzyżu. Ale tym zajmował się dziadek i ojciec i to choć bardzo dzieci interesujące nie mogło konkurować z babskimi przygotowaniami. W domu mojej prababki wieczorami odbywały się spotkania przeważnie starszych sąsiadek czy koleżanek, znajomych prababci i przygotowania do święta. Zdeformowanymi przez artretyzm palcami staruszki wyczarowywały z krepiny (do wiadomości co młodszych - krepina to taka marszczona bibuła) prześliczne kolorowe kwiaty nasączane następnie stearyną, która wzmacniała intensywność barwy a głównie zabezpieczała kwiatki przed wilgocią czy deszczem. Z gałązek jedliny formowano wieńce i wiązanki a następnie ozdabiano przygotowanymi kwiatkami krepinowymi albo nieśmiertelnikami (nieśmiertelniki to w tym wypadku kwiaty a nie wojskowe blaszki identyfikacyjne). W trakcie tych wspólnych przygotowań oczywiście odmawiany był różaniec za dusze zmarłych a potem następowało to na co ukryci pod stołem wytrwale wyczekiwaliśmy. Opowieści o zmarłych, o duchach. Przeplatane modlitwami za co bardziej krnąbrne dusze. Prawdziwe mickiewiczowskie „dziady”. Najciekawsze było to że wspominano nie jakieś tam historie ze świata, tylko ludzi których wszyscy znali, historie z sąsiedniego lub innego pobliskiego domu. Historie z mojego miasteczka. Wierzcie mi dla dzieci to były wielkie przeżycia, mimo że przecież nie mogliśmy znać tych ludzi, to fakt że to było w domu obok albo w domu do którego chodziliśmy po mleko, czy w domu kolegi, powodował że baliśmy się każdego mrugnięcia wielkiej lampy naftowej wiszącej nad prababcinym stołem. Bo przecież takie opowieści nie mogły się odbywać w świetle elektrycznym. Po takim seansie znajdowano nas pod stołem śpiących , wtulonych w siebie. Przez najbliższe dni nie było siły, która wygnała by nas z domu po zmroku, a w naszej sypialni przez całą noc cichutko grało radio, którego zielone magiczne oko rozpraszało ciemność. Rok w rok jak tylko zbliżają się Zaduszki wracam wspomnieniami do tamtych już tak dawnych obrzędów. Wierzcie mi w prawie sto czterdzieści lat po „Dziadach” mickiewiczowskich byłem świadkiem pozostałości tego obrzędu. P.S. Kiedy jutro, bo nie każdy będzie mógł pójść na groby w zaduszki, czy kiedykolwiek, będziecie na cmentarzu, zapalcie małą lampkę na opuszczonym grobie. Jest ich tak wiele. Niestety.

Złote myśli takich różnych: „czasem mam ochotę powiedzieć prawdę, ale to zabrzmi dziwnie, w tej mojej funkcji mówienie prawdy nie jest cnotą, nie za to biorę pieniądze, i nie to powinienem tu robić” Donald Tusk, Przekrój nr 5/2005                                                                                                                                   “Główną motywacją mojej aktywności politycznej była potrzeba władzy i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej, bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy. Nawet na pewno…” Donald Tusk Gazeta Wyborcza”, 15–16 października 2005                                                                            "Uważam, że PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji. Oni nie mają właściwie żadnego programu. Nie wyrażają w żadnej trudnej sprawie zdania. Nie występują pod własnym szyldem, bo to ich zwalnia z potrzeby zajmowania stanowiska w trudnych sprawach. To jest oczywiście gra na bardzo krótką metę. Udają, że nie są partią, a nią są. Udają, że wprowadzają nową jakość, że są tam nowi ludzie. (...) O PiS nie chcę mówić. Tam są moi przyjaciele. (...) Samego PiS nie chcę oceniać, jest tam dużo wspaniałych ludzi." Stefan Niesiołowski - w wywiadzie "Naśladujmy Litwę", Życie 01.08.2001                                                                                   "Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją. (...) W istocie jest takim świecącym pudełkiem. Mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny lub nowym wydaniem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO." Stefan Niesiołowski - "Świecące pudełko", Gazeta Wyborcza 19.09.2001                                                                                                                                                                                                                         " PSL nie musi - PSL CHCE! Nie opuszcza się zwycięzcy - co najwyżej można się z nim targować i więcej uzyskać. A co ma PiS do zaoferowania PSL? Swoją nędzną koalicję z SLD? Odpowiedz sobie sama - czy lepiej dzielić łupy na trzy, czy na dwa?" - RR-K                                                                       .......................................................................................................................................................................................................................................................................        "Liberalizm to mamienie naiwnych - liberalizm dla wszystkich kończy się tam, gdzie zaczyna się interes ich narodu". Albert Einstein

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (3)

Inne tematy w dziale Polityka