Trafiła do moich rąk z opóźnieniem, jak wszystko co do nich trafia, ulotka Niezależnego Zrzeszenia Studentów (NZS - u, żeby było prościej i jaśniej), nawołująca do wprowadzenia w Polsce "JOW-ów", czyli jednomandatowych okręgów wyborczych. Odwołując się do przykładu Wielkiej Brytanii (momentami do znudzenia) działacze studenccy wychwalają owe "JOW"-y pod niebiosa. Aby, nadać wiarygodności swoim wywodom popierają je (niemalże jak w dobrej reklamie) cytatami osób powszechnie uznawanych za autorytety, które to wielkie i słynne osoby również owe tajemnicze "JOW-y" popierają. Kogóż tam nie znajdziemy: Prof. Staniszkis, Jana Nowaka Jeziorańskiego, Herlinga - Grudzińskiego (ktoś może pomyśleć, że dwaj wymienieni wstali z grobu, by "JOW"-y poprzeć albo zwolennicy "JOW"-ów zajmują się wywoływaniem duchów), a nawet Ziemkiewicza (może to on ich wywołał?), Karla Poppera (którego tezy o falsyfikacji bardzo lubię, ponieważ - w przeciwieństwie do wielu osób głoszących jego sławę - dostrzegam ich... druzgocącą moc niszczenia bzdurnych teorii od dawien dawna hołubionych w polskiej nauce prawa - ale o tym kiedy indziej*) i ku memu zdumieniu samego Brzezińskiego. Zaś całej tej miłej akcji patronuje Rzecznik Praw Obywatelskich, który mam nadzieję zrobi coś, żeby nasi polscy urzędnicy pozwolili nam Polakom wreszcie skorzystać z pieniędzy unijnych (!). Pozdrawiamy więc Pana Rzecznika :-)
* daję sobie obciąć pół trzeciego rozdziału mojego doktoratu, że x do potęgi n prawników nie wie, co robi mówiąc, że Popper wielkim filozofem był; bo gdyby zastosowali jego miażdżące twierdzenia do tego co sami piszą, to woleliby zamilknąć na wieki.
Zaczynając od końca. JESTEM ZWOLENNIKIEM "JOW"-ów. Po tym, jak uspokoiłem szacownych działaczy NZS-u, przechodzę do krytyki. Po pierwsze uważam, że nie ma idealnej ordynacji wyborczej. Nie podoba mi się ani proporcjonalna ani jednomandatowa. Być może dlatego, że jedna z części mojej zróżnicowanej natury (ta cyniczno - ascetyczno - egzystencjalno - anarchistyczna, w przeciwieństwie do tej antykomunistyczno - państwowo - narodowej) po prostu nie lubi wszelkich systemów i wszelkiej władzy. Jednak z dwojga złego, wybieram jednomandatową z wieloma "ALE". Otóż, moim zdaniem, w systemie "JOW"-ów siedzi potencjalny błąd.
(zastrzeżenie: utożsamiłem "JOW" z głosowaniem większościowym. Jeśli się mylę, to proszę mnie poprawić i zmodyfikuję swoje poglądy)
- po pierwsze: okręgi wyborcze. Propagujący "JOW"-y założyli w swej naiwności, że... będą małe i mniej więcej równe (na ok. 84 tys. wyborców). Otóż doświadczenie historyczne pokazuje, że w wcale nie musi tak być, a tym bardziej w naszym dziwnym kraju. W konsekwencji doprowadzi to do tego, że W WYBORACH WIĘKSZOŚCIOWYCH WYGRA PARTIA, NA KTÓRĄ ZAGŁOSOWAŁO MNIEJ WYBORCÓW! Dlaczego? ano zacznijmy liczyć, biorąc pod uwagę zupełnie hipotetycznie województwo "Z", podzielone na 5 okręgów wyborczych a, b, c, d, e:
- okręg wyborczy "a" = 80 tys. wyborców
- okręg wyborczy "b" = 90 tys. wyborców
- okręg wyborczy "c" = 70 tys. wyborców
- okręg wyborczy "d" = 100 tys. wyborców
- okręg wyborczy "e" = 60 tys. wyborców
ciągle oscylujemy wokół magicznej liczby ok. 80 tys. wyborców na okręg, odchylenie wielkości ok. 20 tys. wyborców, jest w skali globalnej znikome, ponieważ to raptem jedno miasteczko powiatowe z okolicznymi gminami, które przy wyborczych machinacjach można przylepić raz do okręgu wyborczego "a" raz do okręgu "b". Z punktu widzenia Warszawy i tak różnicy się nie zauważy.
No i liczmy dalej: zakładamy, że mamy dwie partie "X" i "Y" o bardzo silnie zróżnicowanym elektoracie, więc w dwóch przypadkach celowo będę operował skrajnymi wartościami:
- w okręgu wyborczym "a" partia "X" = 30 tys. wyborców, partia "Y" = 50 tys. wyborców
- w "b" partia "X" = 80 tys., partia "Y" = 10 tys.
- w "c" "X" = 30 tys., "Y" = 40 tys.
- w "d" "X" = 90 tys., "Y" = 10 tys.
- w "e" "X" = 20 tys., "Y" = 40 tys.
co nam te uproszczone założenia dają? ano to, że partia "Y", która zdobyła łącznie w województwie "Z" 150 tys. głosów wprowadziłaby do parlamentu 3 posłów, zaś partia "X", która uzyskała 250 tys. głosów, tylko dwóch. Gdzie się podziało w takim razie 100 tys. głosów? Diabli wzięli. Czy wyobrażacie sobie, że ci wyborcy, z tych 100 tys. tak chętnie pójdą na następne wybory, skoro będą wiedzieć, że ich głosy ZNOWU MOGĄ BYĆ ZMARNOWANE? owe potencjalne zniechęcenie, to rzecz jedna, ale wyobraźcie sobie, co będzie, gdy liczbę partii z dwóch podniesiemy do siedmiu i w każdym z okręgów wygra przedstawiciel innej partii? wówczas hasła stabilnego i jednolitego parlamentu możemy między bajki włożyć.
NIE WIERZĘ, że partie NIE BĘDĄ kombinować przy kształcie jednomandatowych okręgów wyborczych. NIE WIERZĘ, że PO nie będzie chciało mniejszych okręgów w miastach na zachodzie Polski, żeby wygrać w większej ilości okręgów. NIE WIERZĘ, że PIS nie będzie chciało mniejszych okręgów na południu. NIE WIERZĘ, że PSL nie będzie zmniejszało okręgów na wsi i sztucznie zwiększało okręgów miejskich, żeby objęły jak najwięcej podmiejskich wsi. PO PROSTU NIE WIERZĘ.
Kochani, myśmy to już przerabiali! kiedy? w 1946 i 1947, kiedy PPR tak manewrowało okręgami wyborczymi, żeby były duże tam, gdzie poparcie dla PSL było znaczne i żeby były małe, na terenach robotniczych i przemysłowych.
Zauważmy prostą prawidłowość: mało dużych okręgów <-> dużo małych okręgów.
Propagatorzy "JOW"-ów mają świętą rację , gdy mówią o tym, że w Polsce listy wyborcze układane są w sposób przypominający metody mafijne; że formowanie rządu trwa bezsensownie długo; że metody przeliczania głosów są niezrozumiałe i nasuwają podejrzenia fałszerstw. Oni mają świętą rację, tylko co z tego?
- po drugie: zmiana konstytucji. Bez zmiany konstytucji, nic nie wyjdzie. Należy m.in. zmniejszyć kadencję Sejmu do max. 3 lat. Po co ma Sejm w Polsce dłużej funkcjonować, skoro i tak rząd nie trwa dłużej niż rok, a po tym czasie tworzy się sejmo - plankton. Niech sobie siedzą te mikro - organizmy na Wiejskiej 3 lata i nie krzyczmy, że częstsze wybory nas będą więcej kosztować, bo więcej nas kosztuje chaos parlamentarny, który powstaje po roku lub półtora ich opłakanych plankto - rządów. Wywalić też należy Senat w obecnej postaci. Osobiście jestem zwolennikiem wyższej izby wg propozycji ludowców, a nawet w jeszcze osobliwszym kształcie. W ustawie zasadniczej nie może być miejsca na takowe kuriozum z epoki PRL-owskiej cenzury, jaką jest Krajowa Rada Tego i Owego (ew. Krajowa Rada RTV i AGD).
Nasunęła mi się jeszcze jedna refleksja: jak w przypadku ordynacji większościowej rozwiązać problem następstwa stanowiska poselskiego w razie śmierci posła, rezygnacji itp.? jak rozumiem, na miejsce ustępującego posła będzie wchodzić osoba, która otrzymała jako druga najwięcej głosów; ale przecież to może być osoba z zupełnie innej opcji politycznej. Obecnie wchodzi kolejny z listy. W przypadku "JOW"-ów posła PO może np. zastąpić kandydat SLD. To dopiero będzie ciekawie, przecież w ten sposób nagle ni z gruszki ni z pietruszki rząd może utracić większość. Na szczęście nie żyjemy w Rosji, czy Zimbabwe i mam nadzieję, że przegrani kandydaci nie będą dopuszczali się skrytobójstw, żeby wejść do parlamentu. ALE (!) kto nam zagwarantuje, że upolityczniona do granic przyzwoitości prokuratura nie aresztuje jakiegoś posła X, na zamówienie partii Y, po to tylko żeby przepchać kandydata tej partii? NIKT! i proszę nie wykazywać się hipokryzją i nie wmawiać mi ex cathedra "to niemożliwe", bo takie bajki to można wciskać małym wiewiórkom a nie dorosłym obywatelom.
- po trzecie: zmarnowane głosy połowy głosujących. Głosowanie proporcjonalne pozwala przeliczyć większą ilość oddanych głosów na miejsca w parlamencie, niż głosowanie większościowe. Jeśli ktoś nie wierzy, że ordynację proporcjonalną można darzyć sentymentem niech sobie poczyta wydaną we Francji "Historię dwudziestolecia" Zaremby.
- po czwarte: NZS-owcy proponują by osoba, startująca w wyborach musiała zebrać raptem 10 - 15 podpisów. Dla mnie tak niski próg jest śmieszny i doprowadzi do tego, że będziemy mieli w okręgu wyborczym, liczącym 84 tys. wyborców, powiedzmy 2 tys. kandydatów i będziemy głosować na... książkę telefoniczną, a nie - jak założyło NZS - na kartkę z kilkoma głosami. Dlatego też należy maksymalnie podnieść wymóg ilości zebranych podpisów. Już na wstępie odrzucimy w ten sposób kandydatury niepoważne.
- Podsumowując, bo kwestia wymaga rozwinięcia. JESTEM ZA. Nie dlatego, że ordynacja większościowa jest dobra, ponieważ ma wiele wad. Jestem za, gdyż chcę przeżyć ten eksperyment na żywym ciele mojego społeczeństwa; chcę zobaczyć na własne smutne oczy, jak to działa; chcę bo nawet jeśli "JOW"-y wejdą jako tymczasowe prowizoryczne rozwiązanie to znając moich ziomków utrzymają się bardzo długo, aż nikomu nie będzie się chciało wracać do starych metod; chcę ponieważ lubię studentów i lubię z nimi pracować; chcę bo nie boję się zmian i rzeczy nowych; chcę poczuć ten betonowy opór przed zmianami w dobrym kierunku; chcę posłuchać krytyków i poczuć smak klęski, żeby utwierdzić się w swoim schopenhauerowskim nastawieniu do świata; chcę wzbudzić w sobie nadzieję na zmiany i rozczarować się po raz wtóry; chcę - ponieważ wierzę w ludzi, w ich małość, wredność i podłość. A nuż się uda?
Karol Dąbrowski
Inne tematy w dziale Polityka