Robert Kościelny Robert Kościelny
402
BLOG

Dziś głos ma towarzysz Brudziński…

Robert Kościelny Robert Kościelny Polityka Obserwuj notkę 10

Nie ma na świecie większego tyrana, niż cham od gnoju przebrany za pana. To stare powiedzenie przypomniało się mi, gdy przeczytałem  informację, że na twitterze rozeźlony jakąś docinką pan (przebrany za pana?)  wicemarszałek sejmu Joachim Brudziński, odgryzł się internaucie stwierdzeniem – „Ma pan przerwę na zmywaku?” Było to 12 lipca 2016 r. O ile wiem poseł Brudziński nadal jest wicemarszałkiem sejmu i cieszy się całkowitym zaufaniem prezesa - swojego i partii PiS.

Wielu młodych Polaków musiało wyjechać z kraju, aby np. w Wielkiej Brytanii rozpocząć nowy, być może lepszy niż w swej ojczyźnie, etap życia. Wśród nich zatrważająco duży odsetek to ludzie z wyższym wykształceniem. Zdecydowana większość musi zaczynać od gołej ziemi, która na Wyspach najczęściej przybiera formę zmywaka w knajpie. 

Inni, którzy nie wyjechali na Wyspy lub do Niemiec, zasilają w Polsce szeregi bezrobotnych lub niskopłatnych najmitów. Kasa w hipermarkecie to często jedyne miejsce pracy dla tych, którzy nie znają prezesa, nie byli w partyjnej młodzieżówce, i w ogóle oprócz wykształcenia i chęci do pracy innymi pozytywami, typu: wejścia, podwieszenia, protekcje, niezbędnymi do tego, aby w Polsce nie stać się pariasem -  nie dysponują. Joachim Brudziński gdyby nie młodzieżówka i sympatie prezesa również mógłby trafić na kasę, albo zmywak. I naprawdę, świat by się od tego nie zawalił, nie stałby się przez to gorszy. A może stałby się lepszy?

Absolwenci politologii Uniwersytetu Szczecińskiego bardzo często właśnie tam, obok historyków, socjologów, pedagogów, znajdują swoje miejsce w życiu. Swoją „pierwszą pracę dla młodych”. Joachim Brudziński jest absolwentem politologii na US. Ale on był w młodzieżówce i spoczęło na nim łaskawe oko prezesa. O innych walorach pana posła nic mi nie wiadomo.

Gdzieś przeczytałem, że Joachim Brudziński „jest praktykującym katolikiem i manifestuje przywiązanie do wartości krzewionych przez Kościół”. To bardzo dobrze. Nie mniej warto przypomnieć, że podobne cnoty posiadał niejeden polski polityk od pani Gronkiewicz-Waltz i Tadeusza Mazowieckiego zaczynając. W Polsce końca XVIII w. wręcz roiło się od polityków, o których można by powiedzieć to samo co o Brudzińskim. W dodatku wielu z nich to fundatorzy świątyń i innych miejsc kultu religijnego. Pan wicemarszałek chyba żadnego kościoła nie zafundował ze swej pensji parlamentarzysty?

Jednak niewiele, dla Rzeczypospolitej i zamieszkujących ją ludów, z tego „przywiązania do wartości” wynikło. Dobrego, niewiele. Prywata, pycha rządzących, brak sprawiedliwości to często wymieniane wówczas przyczyny upadku Polski. Gdyby znalazł się ktoś, kto potrafiłby ukazać Polakom szkody jakie te zjawiska wyrządzają ojczyźnie, „więcej by sprawił i więcej by się Bogu i ojczyźnie przysłużył, niż gdyby […] tysiąc kościołów […] w niej wybudował”, pisał Jan Chądzyński, ksiądz notabene. Jednak częściej można było znaleźć „praktykujących katolików” niż tych, którzy stosowali się do rad moralistów. Tak wówczas, jak i dziś.

Mówi się in vino veritas, ale veritas, czyli szczerość znajduje się też, in furia – w złości, albowiem „z obfitości serca usta mówią”. Poirytowany na twitterze Brudziński odezwał się głupio, ale szczerze. Powiedział to co naprawdę sądzi o tragedii Polaków, którym wielkie nadzieje, jakie żywili rozpoczynając życiowy start, zamieniły się w ciężkiego kaca rozczarowania, w wyniku konfrontacji z chorą rzeczywistością III RP. Bowiem dla niego, podobnie jak dla wielu jego kolegów z PiS, a wcześniej dla pierwszych budowniczych III RP, kto się nie załapał ten sam sobie, jako nieudacznik, winien.

Prawicowy establishment zżera oikofobia, pisałem już o tym zjawisku. Cechę tę, i nie tylko tę, dzieli z establishmentem lewicowo-lewackim. To bardzo silna spójnia.

Dużo się mówi o tym, że następuje teraz zmiana elit. Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem, bo nigdy tak nie było, nie jest i nie będzie, żeby elity można było zmienić w wyniku odgórnych decyzji. Zawsze z tego wyniknie jakaś bryndza, jakaś przewała, hochsztaplerka. Zmiana elit to proces naturalny, oddolny. Może on również  nastąpić, gdy świadoma ważności sprawy władza odblokuje naturalne mechanizmy awansu, ruchu w górę. Nie widać, żeby obecny rząd był do tego zdolny. Bo co  wtedy zrobiłyby otaczające władzę miernoty, albo miernoty otaczające lokalnych władyków z nadania partii, albo hersztów poszczególnych korporacji zawodowych? Przecież świat zawaliłby się im na ich puste łby. Podobnie jak na głowy innych „ustawionych” w systemie. Część z nich przeszła, albo właśnie przechodzi, na pozycje prorządowe – mają w tym wprawę.

Ja rozumiem, że prezesowi poręcznie posługiwać się młotem bojowym, który tam pójdzie, gdzie mu każą  i narobi siary – czasami jest to politycznie potrzebne. Jest jednak druga strona medalu – taka metoda prędzej czy później wzbudzi w społeczeństwie niechęć. Wielu ludzi może odwrócić się od „dobrej zmiany” o twarzy Brudzińskiego.   

Nastąpi to nie ze względów politycznych, ale  estetycznych – będzie to Herbertowska „sprawa smakuktóry każe wyjść skrzywić się wycedzić szyderstwo…” 

O takich jak pan wicemarszałek  mówią: baron partyjny. Nic bardziej mylnego. Już raczej baran. A najpewniej – jak wyżej.

Tekst ukazał się w papierowym wydaniu „Warszawskiej Gazety”

Bez mistrza

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka