Bronisław Komorowski – Jarosław Kaczyński – Donald Tusk, w takim trójkącie toczy się gra o przyszłość Polski. O co gra Komorowski łatwo się domyśleć. O co Kaczyński również. Najtrudniej jednak zantycypować grę Donalda Tuska. A może nie tyle najtrudniej, co jest to gra najbardziej skomplikowana.
Andrzej Potocki, dziś Stronnictwo Demokratyczne, a niegdyś klubowy kolega Tuska i Komorowskiego w ramach Unii Wolności powiedział, iż ewentualna kohabitacja Tuska z Komorowskim będzie trudniejsza niż z Kaczyńskim. W opinii Potockiego Tusk chce, aby wybory wygrał Kaczyński. W wewnątrzpartyjnych prawyborach premier miał głosować na Radka Sikorskiego. Analiza sytuacji, co najmniej oryginalna, ale czy niemożliwa? Jakie kalkulacje polityczne może prowadzić Donald Tusk?
„Boże chroń mnie od przyjaciół, bo z wrogami sobie poradzę” – mawiał zawsze prześwietny strateg kardynał Richelieu. Tusk jest sprytny. Zbudował swój polityczny obóz, a precyzyjniej rzecz ujmując otoczenie, które jednak nie pokrywa się do końca z Platformą Obywatelską, ani z jej instancjami statutowymi. W ten sposób nie uzależnia się od PO, a wręcz przeciwnie uzależnia PO od siebie. Tusk nie postawił na jeden dwór, a na kilka dworów (rządowy, parlamentarny, gdański), które rywalizując pomiędzy sobą nawzajem się osłabiają, wzmacniając jednocześnie Donalda Tuska, ustawiającego się ponad tym wszystkim. Otrzymuje informacje ze wszystkich stron, może oddziaływać przez każdy element tej układanki z osobna oraz wszystkie razem wzięte. Innymi słowy – kontroluje sytuację.
Bronisław Komorowski nie zalicza się do żadnego z dworów Donalda Tuska. Nie grywa z nim w piłkę. Nie ogląda wspólnie transmisji szlagierowych meczów piłkarskim. Jest politykiem niezależnym. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Na pozór wydaje się być człowiekiem przykładającym duże znaczenie do powagi, prestiżu, zachowania odpowiedniego stopnia dostojeństwa, jednak w praktyce to chytry i subtelnie przebiegły lis.
Leszek Miller kilka miesięcy temu: (…) Utrzymanie przez Platformę Obywatelską pozycji lidera sondaży politycznych preferencji będzie zależało od tego czy Brutus ostrzy nóż. Nie jest to cytat dosłowny, ale sens wypowiedzi byłego premiera został zachowany adekwatnie do znaczenia jakie jej nadał, w jednym z wywiadów telewizyjnych.
Dla Donalda Tuska zwycięstwo Bronisława Komorowskiego może okazać się pod pewnymi względami wyjątkowo niewygodne. I Tusk doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Za długo jest w polityce, aby tego nie wiedzieć.
Do tej pory Tusk sam decydował o kierunkach polityki Platformy, a co za tym idzie układu rządowego, który ta partia siłą rzeczy tworzy. Pozycją lidera nie musiał się z nikim dzielić. Władza należała tylko do niego. Ewentualna elekcja Komorowskiego diametralnie zmieni tą sytuację. Komorowski będzie się domagał, co najmniej konsultacji. Prerogatyw prezydenckich nie pozwoli okroić. Nie pozwoli się zamknąć w pałacu, ozdobionym iluminacją świateł żyrandoli. Będzie zabiegał o wpływy w PO, bo przecież jako prezydent musi mieć swoje polityczne zaplecze. Budować obóz do walki o drugą kadencję. Tuskowi nie musi się wcale taki układ podobać.
Niektórzy obserwatorzy twierdzą, iż plan polityczny Tuska, to swoiste 2 x 2 – dwie kadencje w roli premiera, a następnie od 2015 roku prezydenta. W roku 2015 dojdzie znów do wielkiej politycznej koniunkcji. Wybory prezydenckie nałożą się na parlamentarne. Trudno przypuszczać, aby Platforma Obywatelska, aż tak długo zachowała perspektywę utrzymania władzy, chociaż oczywiście nie jest to wykluczone. W przypadku braku szans na utrzymanie większości w parlamencie Tusk może zapragnąć być prezydentem, a tu doszłoby do konfliktu jego politycznych interesów z planami Komorowskiego.
Abstrahując więc nawet od cech czysto charakterologicznych Komorowski może stać się przysłowiowym Brutusem. Może zmusić go do tego sytuacja. Zwykła gra politycznych interesów.
Ale jest jeszcze drugi bardziej globalny zespół czynników, który powoduje, iż zwycięstwo Komorowskiego może się Tuskowi wybitnie nie opłacić. To zwycięstwo zmniejsza, bowiem szanse Tuska na obronę funkcji premiera w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. Do tej pory Platforma dookreślała się politycznie poprzez konflikt z PiS-em. Polaryzacja polityczna pomiędzy obydwiema partiami była szczególnie widoczna, gdy jeden z głównych ośrodków władzy znajdował się w rękach PO, a drugi PiS-u. Kaczyński w Pałacu Namiestnikowskim był i nadal może być świetnym alibi dla niskiej skuteczności rządów Donalda Tuska. Wystarczy tylko w mediach rzucić „zaklęcie” weta. Komorowski w Pałacu Namiestnikowskim spowoduje, że argument ten wygaśnie, a Tusk utraci przekonujące usprawiedliwienie. Platforma tymczasem zmonopolizuje cały polityczny układ, co wytworzy niekorzystną dla niej sytuację, w której właściwie wszyscy gracze na politycznej scenie (włącznie z PSL-em) zmuszeni będą grać przeciwko niej. Układ odniesień ulegnie wówczas radykalnej zmianie, a opozycja zyska więcej atutów.
Przeciwko koncepcji, iż Tusk uprawia destrukcję wobec Bronisława Komorowskiego mógłby przemawiać fakt, że ewentualne konsekwencje porażki kandydata PO w wyborach prezydenckich spadłyby również na Donalda Tuska. Na pewno część analityków dostrzega takie zagrożenie. Tu jednak Tusk postarał się o zamortyzowanie w odniesieniu do siebie skutków ewentualnej klęski. Po to zorganizowano prawybory w PO. W razie porażki Komorowskiego będzie mógł przecież powiedzieć, że członkowie tak zdecydowali, scedować odpowiedzialność na partyjne doły.
W polityce zawsze się kiedyś przegrywa. Pytanie tylko kiedy się opłaci przegrać? Kiedy się opłaci przegrać Platformie?! Czasami w polityce jest tak jak na wojnie. Trzeba oddać pewne przyczółki, aby zdobyć, bądź utrzymać inne… te ze strategicznego punktu widzenia ważniejsze; te na których bardziej zależy. Cel Donalda Tuska na dzień dzisiejszy to utrzymanie kontroli nad PO oraz przedłużenie rządów tego ugrupowania w Polsce o kolejną kadencję.
Zarówno Tusk, Komorowski, jak i Kaczyński kalkulują. Każdy z nich ma swój polityczny plan. Jednak osobliwość sytuacji polega na tym, iż są momenty, w których plany Tuska i Kaczyńskiego mimo usytuowania tych liderów po przeciwstawnych stronach politycznej „barykady” się pokrywają. Plan zaś Komorowskiego nie pokrywa się z planem żadnego z nich.
Tusk liczy, iż Kaczyński jako prezydent będzie dla niego wygodniejszym przeciwnikiem. Dowcip polega jednak na tym, iż Kaczyński ma takie same nadzieje. Kalkuluje, iż gdy zostanie prezydentem, to zbuduje swój własny silny obóz i skutecznie ograniczy wpływy Tuska, a gdy nie zostanie prezydentem, to stworzy sobie znakomite pozycje wyjściowe do wygrania wyborów parlamentarnych w 2011 roku i odzyskania (tego o czym zawsze marzył), a więc władzy wykonawczej.
Od pięciu lat bieg spraw w Polsce toczy się w taki sposób, że niezależnie od sytuacji politycznej jej beneficjentem jest POPiS, przy oczywiście relatywnym udziale każdej z tych partii. Wiele strategii realizuje przypadkowo sam los. Są jednak i takie przypadki, w których ma się wrażenie, iż pomiędzy Tuskiem a Kaczyńskim istnieje jakieś niewypowiedziane, domyślne porozumienie.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka