Można się spierać czym jest presja. Polskie media powołując się na źródło w Moskwie podały, iż w czasie feralnego lotu Tu-154 do Smoleńska w kokpicie pilotów znajdowały się dwie osoby nie należące do ściślej załogi samolotu, w tym dowódca sił powietrznych, gen. broni Wojciech Błasik. Teraz trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, czy ten fakt mógł mieć jakieś znaczenie?
Moim zdaniem mógł. Piloci sterujący rządowym statkiem powietrznym mieli zakodowane w świadomości kilka informacji. Wiedzieli, że na pokładzie zasiadła elita polityczna kraju. Wiedzieli, że uroczystości, na które ją transportują są bardzo ważne, a poszczególnym osobom zależy na udziale w nich. Wiedzieli, iż wśród pasażerów są najwyżsi wojskowi, dowódcy rodzajów sił zbrojnych. To oczywiście wszystko kontekst. Dodajmy jeszcze jedną rzecz – piloci mogli przypuszczać, iż ewentualne nie wylądowanie może być rozgrywane politycznie.
W życiu zdarzają się czasami sytuacje kiedy sam kontekst jest presją. Gdy do tego dojdzie jeszcze jakiś gest (czasami nawet niewypełniony treścią) ze strony osoby, której w relacjach formalno-prawnych podlegamy, sami ten gest wypełniamy treścią. Przykład: Wyobraźmy sobie, że wykonujemy określone zadanie na komputerze. Nagle za naszymi plecami staje pracodawca. Ręce drżą. Staramy się – jak to się dziś mówi – ponadnormatywnie.
Aby zrozumieć charakter tego typu relacji trzeba wejść do działu socjologii, który nazywa się interakcjonizmem symbolicznym. Ludzie w życiu społecznym zachowują się jak aktorzy, przyjmują pewne role, interpretują zachowania innych i znów wtórnie przyjmują (dostosowują) do nich role. Przy czym interpretacja zachowań kreującego konkretne działania partnera interakcji nie musi być zgodna z jego intencjami i może być wypaczona przez kontekst.
Samo wejście dowódcy sił powietrznych do kokpitu pilotów Tu-154 było presją. A mówiąc jeszcze precyzyjniej – mogło być odczytane jako presja. Pilot mógł zinterpretować ten fakt w kontekście całej sytuacji, związanej z rangą uroczystości w Katyniu. Mógł przyjąć rozumowanie w kategoriach przyczynowo-skutkowych i połączyć ze sobą dwie okoliczności, które realnie nie musiały mieć żadnego związku. Obecność wysokiego dowódcy, tym bardziej tego samego rodzaju sił zbrojnych, co piloci w kokpicie samolotu jawiła się w świadomości osób prowadzących statek powietrzny, jako oczekiwanie lądowania, nawet jeżeli nie padły jakiekolwiek werbalne komunikaty. Nikt nie lubi zawodzić swoich przełożonych.
Ludzie kierujący złożonymi zespołami ludzkimi muszą posiadać wyobraźnię. Bez wyobraźni żadne procedury nie pomogą. Pierwsza procedura to mieć wyobraźnię… Nie zawsze obecność wysokiego rangą urzędnika, funkcjonariusza, czy wojskowego służy sprawie. Trzeba wiedzieć jakie znaczenia taki fakt wytworzy. Gdyby w sali jakiegoś operowanego pacjenta pojawiła się nagle minister zdrowia lekarze z pewnością robiliby wszystko, aby przeżył. W efekcie jednak nadgorliwości ich wysiłków mógłby umrzeć…
Źle dzieje się z polskim bezpieczeństwem narodowym. Samolot wiozący prezydenta do Smoleńska prowadził trzydziesto-sześcio latek. A gdzie był dowódca pułku?! Pilot miał wprawdzie w sumie sporo wylatanych godzin na Tu-154, ale w nowej konfiguracji urządzeń pokładowych niewiele. Załoga została skompletowana na kilka dni przed wylotem. Wcześniej polskie wojsko samo zrezygnowało z ćwiczeń pilotów na symulatorach Tu-154. Jednym samolotem podróżowali prezydent, najważniejsi w państwie urzędnicy, parlamentarzyści i wszyscy dowódcy rodzajów sił zbrojnych.
Summa summarum – trzeba mieć „charyzmę”, aby w obliczu tak rażących zaniedbań trzymać się „stołka” ministra obrony narodowej.
Romano Manka-Wlodarczyk
Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka