Leszek Balcerowicz (cytat za Gazetą Wyborczą): Nie wierzę w powodzenie kosztownych programów na rozwój Polski B - mówił prof. Balcerowicz. Jego zdaniem lepiej umożliwiać ludziom przeprowadzkę tam, gdzie jest praca. - Nie ma sensu w każdym zakątku kraju tworzyć miejsc pracy, bo nie wszędzie dadzą się one stworzyć i utrzymać - dodał.
To samo powtórzył wczoraj w Sejmie podczas obchodów 20-lecia transformacji gospodarczej w Polsce. - Najważniejszym zadaniem na najbliższe lata jest uzdrowienie finansów publicznych i zredukowanie nadmiernych wydatków - mówił Balcerowicz. Podkreślił, że państwa, które próbowały w ostatnich latach pobudzać gospodarkę przez zwiększanie wydatków publicznych, źle na tym wychodziły. [jakie państwa źle na tym wyszły, Panie Profesorze? Niemcy czy Francja, którym udało się powstrzymać recesję, co nie jest bez związku z naszym do tych krajów eksportem, a zatem i z tym, że "kryzys ominął Polskę"?]
Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku (cytat też za GW): Wydawanie pieniędzy na tworzenie miejsc pracy w Polsce B jest najgorszym możliwym wariantem. Gospodarka rozwija się w dużych miastach i to je musimy wspierać. Czyli zamiast np. dotować Radom, trzeba poprowadzić z niego szybką kolej do Warszawy, by mieszkańcy mogli dojeżdżać codziennie do stolicy.
Komentarz chyba zbyteczny. Pomysł, że Polskę B - ba, nie tylko Polskę B, ale i w innych regionach mniej rozwinięte obszary - można zostawić odłogiem, niczym rezerwat (rezerwat dla homines sovietici, chciałoby się użyć modnego w niektórych środowiskach określenia), i miliony ludzi dowozić do pracy w rozwijających się dużych miastach, jest tak groteskowy i księżycowy, że satyryk by lepszego nie wymyślił. Oczywiście panowie Balcerowicz i Petru nie wierzą w głoszone przez się fantazje; miejmy nadzieję, że są cynikami, bo gdyby wierzyli, byłby to znak, że mają poważne kłopoty z percepcją rzeczywistości. Dość wspomnieć, że - gdyby serio potraktować np. pomysły typu dowożenia większości mieszkańców miast wielkości Radomia do pracy w metropoliach - trzeba by masę publicznych pieniędzy zainwestować w transport, co kłóci się z wyznawaną przez tych samych panów zasadą ograniczania wydatków publicznych do minimum. Czy Leszek Balcerowicz poważnie traktuje swe słowa o umożliwieniu ludziom przeprowadzki tam, gdzie jest praca - przeprowadzki na masową skalę? I sądzi, że tak od ręki powstaną setki tysięcy miejsc pracy w Warszawie, Poznaniu, Wrocławiu czy Krakowie? Albo w Trójmieście, gdzie właśnie padł jeden z głównych pracodawców (i szereg firm utrzymujących się z kooperacji z nim)? A co z mieszkaniami, szkołami, przedszkolami, szpitalami dla tej rzeszy migrantów? Chciałby Pan, Panie Profesorze, by Warszawa przypominała Kair lub Mumbaj, molochy z dzielnicami slumsów?
Jak to się dziać może, że "główny ekonomista" trzeciego co do wielkości banku w Polsce, cięgiem robiący za eksperta w mediach, rzecze takie oto objawienia, jak: gospodarka rozwija się w dużych miastach? Poza dużymi miastami to już się nie rozwija? Fińskie miasto Nokia to, jak wiadomo, metropolia. A produkcja żywności na wsi, zdaniem głównego ekonomisty, w ogóle nie jest częścią gospodarki.
Jeśli nie jest to wszystko serio, to po co? Może po to, by wynaleźć kolejne uzasadnienie dla potrzeby wprowadzenia w czyn wspomnianej zasady obcinania, jak tylko się da, wydatków publicznych. Może i po to, by wesprzeć politykę obecnego rządu, znacząco redukującego inwestowanie w Polskę B, tak z funduszy unjinych, i jak i własnych (m. in. obcięcie środków z Krajowego Funduszu Mieszkaniowego)? Jawnie i bez osłonek panowie Balcerowicz i Petru powiadają, że trzeba mniej rozwinięte regiony zostawić samym sobie, i skazać je na cywilizacyjną degrengoladę.
Przykre, że Leszek Balcerowicz podążył wzorem większości naszej "klasy politycznej", i uważa obywateli za stado baranów, którym można, ze śmiertelną powagą i zimnym cynizmem, próbować sprzedać każdą powiastkę. Dotąd uważałem go za człowieka o poglądach szkodliwych dla kraju, i dla mnie głęboko obcych, ale intelektualnie uczciwego.
Skoro Leszek Balcerowicz, Ryszard Petru czy Stefan Kawalec uważają, że polityka pompowania publicznych pieniędzy w rozwój zapóźnionych regionów jest nieracjonalna i nieefektywna, powinni zażądać, by Polska czym prędzej zaprzestała korzystania z unijnych funduszy spójnościowych i strukturalnych. Bądźcie, Panowie, konsekwentni.
"Jestem oburzony": Skrajne opinie o nowym planie Balcerowicza
Inne tematy w dziale Polityka