"Rzeczpospolita" przez kilka ostatnich lat, pod nową redakcją, dorobiła się swoistej "marki" w zakresie akcji społecznikowskich. Jest nią publikowanie listów otwartych, których sygnatariuszy bierze się po części z pospolitego ruszenia w internecie, gdzie każdy może się wpisać, podając imię, nazwisko i zawód. I pociesznych poczciwców z "Rzeczpospolitej" nie zniechęcają wpadki jakie przy okazji tych otwartych epistoł zaliczają, jak podpisy osób od dawna nieżyjących, lub podpisy tak dziwaczne, że dla każdego - poza redaktorami tego nobliwej gazety - byłoby jasne, że ktoś sobie kpi. Co tam ośmieszenie, co tam wiarygodność, byle tylko jak najszybciej nazbierać jak najwięcej podpisów, bez konieczności ich weryfikowania. Pani Agnieszka Romaszewska wzywa do podpisywania listu w obronie IPN-u, który jest zagrożony - uwaga! - ZNISZCZENIEM. Do werbalnej tromtradacji prawicowych publicystów, tromtadracji przechodzącej w histerię, zdążyliśmy się już przyzwyczaić, spowszedniało to, stało się rytualnym banałem, i teraz już mało kogo, poza prawicowymi autorami płomiennych haseł (a nierzadko - płomiennych obelg) i ich docelowym "targetem", obchodzi. Zwrócił moją uwagę jednak pewien passus, niby mimochodem wtrącony przez panią Romaszewską
A przy okazji tak się akurat składa, że jestem wnuczką zalożyciela pierwszego IPNu zaraz po wojnie. Po wojnie mój dziadek profesor Stanisław Płoski szef Biura Historycznego KG AK (części Biura Informacji I Propagandy KG AK, tak nielubianego przez niektórych kolegów historyków z IPN za lewicowe rodowody jego pracowników :-)) oddał się jednej podstawowej misji: dokumentowal, szukał grobów, uczestniczył w ekshumacjach kolegów, zbierał relacje.
"Biuro Informacji i Propagandy AK, tak nielubiane przez niektórych kolegów historyków z IPN"...Jeśli pani Romaszewska nie wie, albo usunęła ze swej pamięci, w czym owo NIELUBIENIE się objawia, to pozwolę sobie przypomnieć - objawia się w jednoznacznej pochwale mordu dokonanego na pracownikach BiP AK, Ludwiku Widerszalu oraz Jerzym Makowieckim. Oraz uznaniu znaczących osób z BiP - prócz wymienionych: Jana Rzepeckiego i Aleksandra Kamińskiego - za "działających w interesie wrogów Polski". Czyli: zdrajców.
Rzecz miała miejsce w artykule opublikowanym w czasopismie "Glaukopis"; w skład jego redakcji, lub rady programowej, wchodzą znani pracownicy IPN-u: Wojciech Muszyński, Jan Żaryn, Piotr Gontarczyk. Tekst będący odpowiedzią na zarzuty prof. Andrzeja Friszke odnośnie wspomnianego artykułu, a powtarzający zawarte w nim opinie, ukazał się z adnotacją, że wyraża poglądy całej redakcji. Zatem również "niektórych kolegów historyków z IPN".
Co pomyśleć o określaniu pochwały mordu na kimś, i oskarżania kogoś o zdradę mianem..."nielubienia" tego kogoś? Mam kilka wyjaśnień tego "nadużycia semantycznego", wszystkie bardzo dla pani Romaszewskiej niepochlebne.
Inne tematy w dziale Polityka