SDP SDP
421
BLOG

Rozmowa z Tomaszem P. Terlikowskim

SDP SDP Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Z Tomaszem Piotrem Terlikowskimo   atakach na frondę.pl, dziennikarstwie na barykadzie i ciamciaramci rozmawia Kajus Augustyniak.


Tomasz Piotr Terlikowski, ur. 1974,  dziennikarz, pisarz, filozof, adiunkt na wydziale administracji i nauk społecznych Wyższej Szkoły Informatyki Zarządzania i Administracji w Warszawie, redaktor naczelny kwartalnika Fronda i portalu fronda.pl. W 2003 obronił doktorat z filozofii na UKSW. Pracował w „Newsweeku”, „Radiu Plus”, redakcji katolickiej TVP, w „Życiu”, „Ozonie”  (jako zastępca redaktora naczelnego), „Rzeczpospolitej” (do 2008) i we „Wprost”. W latach 2004 - 2012 był redaktorem naczelnym Ekumenicznej Agencji Informacyjnej ekumenizm.pl. Prowadzi magazyny historyczne w TVP Historia. Autor licznych książek.

 

 

Czy pan lub pani Anna Grodzka już wytoczyła Panu zapowiedzianą sprawę o to, że mówi Pan o niej „pan Grodzki”?

Tak, jestem już w trakcie procesu z panią czy też z panem Grodzkim, ale nie było jeszcze rozprawy. Mam już pozew, wszystko idzie do przodu.

Atak hakerów na portal fronda.pl trwa czy został odparty?

Na razie został odparty. Z tego, o czym mówią mi informatycy, są podejmowane następne próby, ale mam nadzieję, że nie tylko na razie, nieudane. Zaczęło się od dopisywania zdań do naszych tekstów, potem nastąpiły trzy serie ataków polegające na masowym kasowaniu zawartości strony. Trzeci etap, to była próba zablokowania strony przez bombardowanie jej pytaniami.

Czym dla Pana jest dziennikarstwo?

Dla mnie dziennikarstwo ma przynajmniej kilka wymiarów. To jest zawód, który wykonuję, ale spoglądając głębiej to jest powołanie. Powołanie do informowania, ale także – w przypadku publicysty – do formowania opinii publicznej zgodnie z zasadami, które są mi bliskie.

Po Pańskich publikacjach widać, że nie jest Pan zwolennikiem tak zwanego  obiektywnego, czy też tylko zobiektywizowanego dziennikarstwa. Zajmuje Pan swoją pozycję i toczy nieustanne boje…

Ja nie wierzę w obiektywne dziennikarstwo. Nie ma dziennikarstwa ściśle obiektywnego, tak jak nie ma wódki bezalkoholowej. Dziennikarstwo ma być rzetelne, a rzetelność zakłada również to, że przyznajemy się do poglądów, które wyznajemy. „Gazeta Wyborcza” przez lata wbijała nam w głowy, że jest pismem obiektywnym, co jest bzdurą. Ona ma jasne, sprecyzowane poglądy i takie cele, i im służy. Równocześnie udaje – nierzetelnie, właśnie bym powiedział – że ich nie ma. „Newsweek” pod wodzą Tomasza Lisa też ma bardzo konkretne poglądy i cele. On wszakże mniej je ukrywa, ale nadal próbuje się przedstawiać jako pismo obiektywne. A nie jest obiektywne i nie musi być. Braku obiektywizmu nikomu nie zarzucam, co najwyżej mogę zarzucać brak rzetelności. I ostatnia rzecz. Nawet gdybyśmy przyjęli założenie, że istnieje możliwość obiektywnego dziennikarstwa, to znajdujemy się obecnie w sytuacji wojennej. Toczy się bardzo aktywna wojna cywilizacji. Nie mówię o wojnie cywilizacji między islamem a chrześcijaństwem, a wewnątrz naszej cywilizacji toczy się spór tak głęboki, że można go nazwać wojną między nihilistami a spadkobiercami cywilizacji chrześcijańskiej. Nihiliści próbują zrobić wszystko, żeby tę cywilizację zniszczyć. W tej sytuacji ukrywanie się pod maską obiektywizmu jest zwyczajnie nieuczciwe. Trzeba bronić tego, co jest ważne. Dziennikarz też ma obowiązek to robić.

I dlatego Pan staje na barykadzie?

Tak. Ja się znajduję na tej barykadzie i uważam, że nie ma prawa z niej zejść – mimo, że jestem dziennikarzem.

Czy jest Pan dziennikarzem katolickim?

Nigdy nie używam takiego określenia wobec siebie. Nie lubię tego terminu z tego samego powodu, z którego nie lubię określeń „dziennikarz prawicowy”, „lewicowy”, „protestancki”, czy jakikolwiek inny. Jestem katolikiem, który jest dziennikarzem. I oczywiście mój katolicyzm jest dla mnie ważniejszy niż zawód, który wykonuję. Gdyby doszło do takiej sytuacji, że z jakichś powodów nie mógłbym wykonywać swojego zawodu pozostając katolikiem, zrezygnowałbym z zawodu, a nie z wyznania.


Niektórzy nazywają Pana „dziennikarzem kontrowersyjnym”. Zgadza się Pan z tym określeniem?


Nie wiem, być może jestem kontrowersyjny,  ale w tym wypadku oznacza to tyle, co wyrazisty, nie ukrywający swoich poglądów, nie udający, że można być katolikiem i w pewne rzeczy nie wierzyć. W Polsce bycie konsekwentnym w wyznawaniu swoich poglądów dla pewnych środowisk oznacza bycie kontrowersyjnym. Nie czuję się kontrowersyjny, po prostu staram się żyć i mówić tak, jak naucza Kościół, chociaż tak jak każdy, jestem grzesznikiem. Jeśli dla kogoś jest to kontrowersyjne, to trudno, takie jest życie.

Jeśli jest to wyrazistość, to mocna. O premierze mówi Pan „ciamciaramcia”, zarzuca dziennikarzom „lisosyństwo”…

Żyjemy w cywilizacji medialnej. Jak nie używa się mocnych sformułowań, to jest się niesłyszalnym. Możemy się obrazić na rzeczywistość i uważać, że jest inna niż jest, i posługiwać się językiem, którego nikt nie usłyszy, ale w rzeczywistości Internetu trzeba używać jasnych, mocnych sformułowań, których wszyscy w życiu codziennym używają. Trudno powiedzieć, żeby premier miał jakiekolwiek poglądy w kwestiach ideowych, ideologicznych, światopoglądowych. Nie ma ich, ale powiedzenie „premier nie ma żadnych poglądów światopoglądowych” jest niesłyszalne. Powiedzenie, że premier jest „światopoglądową ciamciaramcią” zostanie usłyszane. I trochę o to chodzi. Jeśli żyjemy w świecie, w którym są tysiące komunikatów, a chcemy, żeby nasz został usłyszany, to on musi być podany w formie, która może się przebić przez mur innych komunikatów.

Czy z tego samego powodu w swoim pisaniu łapie Pan te gorące tematy, jak apostazja Palikota, śmierć dziecka księdza, płeć pana czy też pani Grodzkiej?

Łapię te tematy, bo są w obiegu publicznym. Trudno nie mówić o rzeczach, które są w mediach. Nie jestem kaznodzieją, nie muszę się dostosowywać do rytmu roku liturgicznego, mogę pisać o tym, o czym się mówi. Jeśli piszę o apostazji, to dlatego, że mówi się o niej w mediach i ludzie również o niej mówią. I próbuję pokazać na czym polega apostazja, aby pokazać, że z punktu widzenia katolickiego ona jest niemożliwa, przecież nie można przestać być katolikiem, aby pokazać, czym jest chrzest. Jest tak, że jeśli ludzie o czymś mówią, bez sensu jest mówienie z nimi o czymś innym.

A swoją drogą jak się Panu współpracowało z Palikotem w „Ozonie”?

Widziałem się z nim w „Ozonie” trzy czy cztery razy. To redaktor naczelny głównie kontaktował się z Palikotem. Mogę powiedzieć, że nigdy wtedy nie odniosłem wrażenia, że linia, którą wtedy prezentowaliśmy w „Ozonie” była mu obca. Nigdy też nie zetknąłem się z sytuacją, w której przekonywałby nas, żebyśmy ją zmienili. Raz czy dwa razy spotkałem się z naciskami, ale one nie dotyczyły światopoglądu, a kwestii ściśle politycznych. Na tamtym etapie Palikot sprawiał wrażenie, jakby wyznawał takie same wartości. Dziś powiedziałbym, że człowiek, który nie wyznaje żadnych wartości, bez trudu może udawać, że jakieś wyznaje i wydaje mi się, że Palikot właśnie tak się zachowywał.

Libicki zarzuca Panu lefebryzm dlatego, że w to wierzy, czy też dlatego, że też chce być rozpoznawalny?

(śmiech) Myślę, że Jan Filip Libicki w to nie wierzy. Chce być usłyszany, zauważony, chce włożyć kij w mrowisko i próbuje interpretować rzeczywistość pars pro toto. Z faktu, że uważam, że łacina i msza trydencka powinna mieć miejsce w Kościele, nie wynika że jestem lefebrystą.

SDP
O mnie SDP

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości