W "Sensie życia według Monty Pythona" fundator szpitala na wytłumaczenie porodu jako „wyciąganie dziecka z brzucha kobiety” odpowiedział „zadziwiające co medycyna potrafi dokonać”. Dziś lekarze nie dość, że potrafią wyciągać dzieci z brzuchów kobiet, to jeszcze są to dzieci innych kobiet niż rodzicielka, a na dodatek mamusia może mieć np. 67 lat. Dzięki sztucznemu zapłodnieniu niewiasty mogą zajść w ciążę w każdym momencie swego życia. Jeśli chcą, ich dzieci może urodzić także inna kobieta. Daje to spore możliwości – można zostać matką w dowolnie wybranym przez siebie momencie, także po menopauzie, jednocześnie można zrezygnować z przykrego doświadczenia, jakim jest poród. Żeby nie było wątpliwości, że z pociech będzie rzeczywiście pociecha, samotna kobieta może wybrać się do banku nasienia, który przyjmuje towar jedynie od tych dawców, którzy skończyli uniwersytet, a nawet zgoła mają doktorat. Możliwości jest jeszcze niezliczona ilość, a o większości nie mam zapewne nawet pojęcia. Pewna para w Stanach Zjednoczonych zapragnęła mieć dziecko. Jako że sami nie byli w stanie spełnić swojego życzenia, zamówili sobie potomka u innej pary. Po paru miesiącach okazało się jednak, że usługodawcy poczęli bliźnięta. Nasi bohaterowie zażądali od biologicznych rodziców usunięcia jednego z nich (nie znam niestety końca tej historii). Prof. David Friedman w wywiadzie udzielonym niemieckiemu miesięcznikowi „Eigentuemlich frei” opowiedział historię dziecka, które ma aż pięcioro rodziców: „Pewna para nie mogła mieć dzieci, choć bardzo chciała. Zgłosiła się para, która miała to dziecko wyprodukować, płód natomiast miał być noszony w łonie kolejnej wynajętej matki. Wszystko byłoby w porządku, gdyby przyszli rodzice nie postanowili krótko przed porodem wziąć rozwodu. Kto ma być teraz rodzicami? Pierwszy sąd stwierdził: para, która spłodziła dziecko. Tzn. kobieta która bardzo krótko nosiła to dziecko i mężczyzna który tak naprawdę niewiele miał wspólnego z tym wszystkim zostali rodzicami. Sąd apelacyjny stwierdził jednak, że rodzicami jest para, która się rozwiodła.” A wczoraj pewna 67-letnia kobieta urodziła sobie bliźnięta. Wbrew lekarzom, którzy z uwagi na podeszły wiek odradzali jej tego, stwierdziła, że jest wystarczająco zdrowa, by podołać ciąży i wychowaniu dzieci. Nie miała wcześniej czasu/możliwości by zostać matką, więc postanowiła spełnić swoje życzenie mając siódmy krzyżyk na karku. Skoro przeżyła i ciążę i wyczerpujący poród, to zapewne przeżyje także nieprzespane noce, biegającą po mieszkaniu dwójkę pięciolatków i pierwsze jej poważne kłótnie. W wieku 73 lat pośle swoje dzieci do szkoły, w wieku 80 lat będzie im doradzać w pierwszych problemach miłosnych, mając 85 lat będzie trzymać kciuki gdy będą zdawać egzamin dojrzałości. Być może dożyje także ich ślubów (w okolicach 90-tki), a możliwe także, ze doczeka wnuków (na 95 urodziny?). Ale mimo że rozwój medycyny postępuje w tempie niezmiernie szybkim, że średni wiek umieralności niedługo przesunie się do magicznej granicy 100 lat, to pewnych procesów nie da się zatrzymać. Ot, choćby starzenie się mózgu. Chcąc nie chcąc w okolicy siedemdziesiątki myśli się coraz wolniej, zaczyna się zapominać różne rzeczy. Czesław Miłosz czy Milton Friedman stanowią wyjątki wśród dziewięćdziesięciolatków, którzy do końca swoich dni utrzymali kondycję intelektualną. Większość ludzi na jesień życia zwyczajnie niedołężnieje. Stukilkunastoletni matuzalemowie przez kilkadziesiąt lat są niezdolni do samodzielnego funkcjonowania i skazani na opiekę rodziny, która, choć zapewne przyjemna, może być kłopotliwa dla dorosłego człowieka. Dzisiaj babci-mamie może wydawać się, że wszystkiemu podoła – jednak już za 10 lat to jej dzieci będą musiały się nią zaopiekować. Nie chcę uprawiać czarnowidztwa, ale z racji braku innych dzieci oraz męża, starsza pani skazuje swoje nowo narodzone dzieci na pobyt w sierocińcu lub rodzinie zastępczej. Zauważcie państwo pewną zależność: 67-letnia pani „chciała mieć dzieci”. Także rodzice decydujący się na noszenie swoich potomków przez inną kobietę „chcą mieć dzieci”. Jak pieska lub złotą rybkę. Dobro małego człowieka stoi na ostatnim miejscu – najważniejsza jest „samorealizacja”. Owszem, rodzicielstwo jest zapewne (sam nie mam dzieci, mogę tylko się domyślać) czymś wspaniałym, obserwować jak dziecko się rozwija i kształtować je na wspaniałego człowieka musi być najpiękniejszą rzeczą na Świecie. Ale zarazem jest to ogromna odpowiedzialność, ponieważ chodzi tu o ludzkie życie. Aby być rodzicem dziecinna – nota bene – zachcianka nie wystarczy.
Inne tematy w dziale Polityka