1 stycznia 2007 roku zostało zakończone wschodnie rozszerzenie Unii Europejskiej. Wraz z dołączeniem do dotychczasowych 25 państw Rumunii i Bułgarii UE powiększyła swoją liczbę ludności do 490 milionów, a powierzchnię do ponad 4,3 milionów kilometrów kwadratowych. Czy Unia staje się światowym mocarstwem? Czy jest to w ogóle możliwe?
Gdy w 1946 roku Winston Churchill rysował swoją wizję „Stanów Zjednoczonych Europy”, wymieniał pięć powodów, dla których takowe powinny powstać. Europa zniszczona podczas II wojny światowej potrzebowała: poczucia jedności, bezpieczeństwa, pokoju, wolności, gospodarczego dobrobytu oraz politycznej siły. Pomijając widoczną już na pierwszy rzut oka powierzchowność tych postulatów, nie można odmówić byłemu premierowi Wielkiej Brytanii konsekwencji. Europę widział jako samodzielny organizm polityczny, który potrafiłby przeciwstawić się ZSRR, jednocześnie nie pełniąc funkcji wasala wobec USA.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło – opadła żelazna kurtyna (notabene pojęcie wymyślone także przez Churchilla), rozpadł się ZSRR, państwa takie jak Francja czy RFN mają bliższe stosunki z Rosją niż z niektórymi państwami zachodniej Europy. „Projekt Europa” obejmuje obecnie poza państwami bloku zachodniego także byłe sowieckie satelity, jak Polskę, Węgry czy Rumunię, a nawet byłe republiki radzieckie – Litwę, Łotwę i Estonię. W tym miejscu nasuwa się pytanie: jak wygląda realizacja marzeń Churchilla o europejskiej jedności?
Unia na dostateczny
Po dokładniejszej analizie – raczej blado. Państwa narodowe nie rozpłynęły się w „europejskiej wspólnocie”, wręcz przeciwnie. Wydaje się, że o „porzuceniu egoizmu” na rzecz „idei europejskiej integracji” mówią jedynie intelektualiści oraz politycy. Zresztą ich czyny wyglądają zupełnie inaczej. Swego czasu istniała realna szansa zablokowania wejścia Polski do UE przez… Holandię, której liderzy uważali, iż nie jesteśmy na integrację zwyczajnie gotowi. Również niemiecka polityka energetyczna względem Rosji dobitnie wskazuje na to, iż nadal w pierwszej kolejności liczy się własny interes państwowy.
Także kwestia bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego UE nie wygląda najlepiej. Europejskie siły zbrojne są w powijakach, a większość państw Unii, jednocześnie będących członkami NATO, nadal stawia bardziej na Pakt Północnoatlantycki. Fakt, iż w Europie Zachodniej nie miał miejsca po II wojnie światowej żaden konflikt zbrojny (nie licząc zaangażowania państw europejskich poza kontynentem, jak np. Francji w Algierii i Indochinach, czy Wielkiej Brytanii na Falklandach), można zawdzięczać raczej samodzielnemu działaniu rządów oraz oczywiście opiece ze strony wojsk USA.
Jak wygląda polityka gospodarcza UE? Churchill życzył sobie swoistej hybrydy gospodarki wolnorynkowej z państwem opiekuńczym – można rzec, że takową właśnie w Europie zbudowano. Z jednej strony cieszy wolny przepływ kapitału, osób, towarów i pieniędzy, z drugiej martwi protekcjonizm skierowany przeciwko USA, Rosji oraz państwom trzeciego świata. Efekt jest taki, iż obecnie Unia rozwija się w tempie około 2,8 procent (nowe państwa – średnio 5 procent). To mniej niż w USA, nie mówiąc już o dynamicznie rozwijających się państwach azjatyckich, na czele z Chinami.
W tym miejscu dotarliśmy do ostatniego churchillowskiego postulatu: państwa europejskie dzięki integracji miałyby stanowić samodzielną siłę w międzynarodowej polityce. I tutaj Unia Europejska wypada dość blado, a wynika to z powodów przeze mnie już wymienionych. Nie można być mocarstwem, jeśli nie ma ku temu woli politycznej (takie państwa jak Niemcy, Francja czy Wielka Brytania chętnie osiągnęłyby status hegemona w UE, jednak do poświęcenia własnych ambicji dla „dobra ogółu” jest im dość daleko), siły militarnej oraz warunków gospodarczych.
Czy jednak marzenia Winstona Churchilla mogą być zrealizowane? Nie da się odpowiedzieć na to pytanie bez omówienia kwestii dalszego rozszerzenia Unii Europejskiej.
Kolejka do Europy
W kolejce do „Europy” czeka jeszcze kilka państw. Do Unii kandydują Turcja, Chorwacja oraz Macedonia, aspiracje europejskie wyrażają między innymi pozostałe jeszcze poza strukturami byłe republiki jugosławiańskie (Bośnia/Hercegowina, Serbia, Czarnogóra), Albania, a nawet Ukraina czy Gruzja. Czy Unia Europejska, obejmująca swoim terytorium całą Europę (prócz Rosji i kilku innych państw), a nawet wychodząca poza jej obręb (Turcja) będzie w stanie zapewnić swoim obywatelom takie wartości jak bezpieczeństwo czy stabilną i silną gospodarkę? Czy będzie w stanie przezwyciężyć „myślenie narodowe” i stanie się jednolitym supermocarstwem?
Największy problem zazwyczaj pojawia się w dyskusji nad przyjęciem do UE Turcji. Obecnie jej wstąpienie do struktur planuje się na 2015 rok, jednak wszystko wskazuje na to, iż notoryczne odsuwanie terminu akcesji przez europejskich polityków wynika po prostu z potrzeby odsunięcia całego problemu w czasie. Turcja byłaby bowiem drugim co do wielkości państwem Unii (liczy obecnie około 70 mln mieszkańców), co pociągałoby za sobą spore konsekwencje polityczne i gospodarcze. Gospodarka turecka byłaby gigantycznym obciążeniem dla i tak nie będących w najlepszej formie gospodarek zachodnioeuropejskich. Szczególnym problemem byłby mało zindustrializowany, rolniczy wschód kraju, którego średni dochód mieszkańców osiąga zaledwie 7 procent tego w państwach „starej Unii”.
Niewykluczona byłaby masowa imigracja do starych państw mieszkańców azjatyckiej części Turcji, tak jak to miało miejsce po przyjęciu do UE państw byłego bloku wschodniego. O ile jednak Polacy potrafią znaleźć z Anglikami czy Irlandczykami wspólny język, o tyle mieszkańców wschodniej Turcji nie łączy z Hiszpanami czy Francuzami zbyt wiele. Wbrew obiegowej opinii o laickim charakterze tego państwa, w jego azjatyckiej części bardzo silne wpływy ma radykalny islam. Zderzenia dwóch cywilizacji nie da się uniknąć.
Problemem głównie politycznym będzie natomiast akcesja takich państw, jak Chorwacja czy Macedonia. Od czasu upadku Imperium Osmańskiego obszar Bałkanów nie bezpodstawnie nosi miano „kotła”. Od początku XX wieku wybuchają tam wciąż nowe waśnie etniczne lub konflikty międzypaństwowe. Nie dotyczą one jedynie państw byłej Jugosławii, ale także Grecji, czy Bułgarii. Obecnie oficjalną nazwą Republiki Macedonii (którą to posługuje się to państwo), jest „Była Jugosławiańska Republika Macedonii”. Największe zarzewie konfliktu istnieje pomiędzy Macedonią, a Grecją i Bułgarią. Powodem jego jest potencjalnie nieszkodliwy art. 49 konstytucji tego państwa, który wskazuje na obowiązek opieki nad przedstawicielami narodu macedońskiego w państwach sąsiednich. Problem w tym, że Bułgaria nie uznaje Macedończyków za przedstawicieli odmiennego narodu, natomiast Grecy odmawiają „BJRM” prawa do nazwy Macedonii, jako nienależnej im z racji historycznych. Te z pozoru błahe kwestie nabierają znaczenia, jeśli weźmiemy po uwagę fakt, iż wielu Macedończyków zamieszkujących północną Grecję w latach 1946-1949 brało czynny udział w greckiej wojnie domowej po stronie komunistów – i to bynajmniej nie z pobudek ideowych, a separatystycznych. Skutkowało to masową emigracją mniejszości, połączoną z zakazem powrotu do kraju, a nawet ze zmianą nazw wielu miejscowości zamieszkałych przez Macedończyków.
Koniec marzeń o rozszerzeniu
Przykład Macedonii dobitnie wskazuje na problemy polityczno-narodowościowe pomiędzy pretendentami do UE. Jeśli weźmiemy pod uwagę jeszcze konflikt w trójkącie Albania-Macedonia-Serbia (kwestia mniejszości albańskiej w dwóch pozostałych państwach), oraz turecko-cypryjski (sprawa Tureckiej Republiki Cypryjskiej na północnej części wyspy, uznawanej tylko przez Turków), dojdziemy do wniosku, że nie ma możliwości rozszerzenia UE bez uprzedniego rozwiązania tych kłopotów.
Wszystko wskazuje na to, że projekt „Stanów Zjednoczonych Europy”, przynajmniej w formie zaproponowanej przez W. Churchilla, nie ma możliwości realizacji. Istnieją zbyt wielkie rozbieżności w interesach poszczególnych organizmów państwowych, a także różnice kulturowe i narodowościowe, by taki eksperyment się udał. Jedynym rozsądnym wyjściem dla UE jest „cofnięcie się w rozwoju”, czyli powrót do unii jedynie na poziomie ceł. Do takiego organizmu można przyjąć nawet Chińską Republikę Ludową.
Pierwotnie artykuł ukazał się w miesięczniku “Racja Polska” 2/2007