Od czasu do czasu odwiedzam stronę Forum Liberalnego www.forumliberalne.pl i nie robię tego tylko i wyłącznie z powodów informacyjnych. Jako zadeklarowanego liberała przyciągają mnie wszelkie inicjatywy, powołujące się w ten czy inny sposób na idee wolności.
Forum Liberalne jest stowarzyszeniem rozłamowców w Partii Demokratycznej – demokraci.pl i składa się z działaczy, którzy nie chcieli współpracować z SLD, SDPL i UP. Jako że nigdy nie darzyłem środowiska ROAD-UD-UW-PD zbytnią sympatią, uważając każdorazowe ugrupowanie bardziej za ruch towarzysko-etosowy, niż partię polityczną, która wyznaje jakieś idee, było to dla mnie miłe zaskoczenie – są jeszcze tam ludzie, którzy myślą samodzielnie, których niechęć do obozu rządzącego i PO nie popchnęła w ramiona postkomunistów. Jako że faktyczne centrum FL mieści się w moim mieście, kilkakrotnie wybierałem się na spotkania organizowane przez stowarzyszenie. Niestety, każdorazowa wizyta witryny internetowej Forum kończyła się zniechęceniem i porzuceniem zamiaru.
Problem polega na tym, że wszyscy liberałowie z wówczas jeszcze UW odeszli już dawno do PO. Ci, którzy pozostali w Unii i zakładali z narybkiem PD, z myślą wolnościową nie mieli zbyt wiele wspólnego i skupiali się właściwie tylko na kwestiach europejskich. Odejście z demokratów i założenie FL traktuję raczej jako zachowanie emocjonalne, przypominające, przepraszam za niesmaczne porównanie, bardziej odruch wymiotny, niż przemyślaną decyzję.
Może jednak podam jakieś dowody, zamiast arbitralnie wyrażać opinie. Przecież pojęcie liberalizmu jest strasznie rozmyte, oznacza zarówno leseferystę, odwołującego się do dorobku XIX wiecznych „ekonomistów wulgarnych”, jak komunistyczna propaganda określała wszystkich wolnorynkowców, jak i amerykańskiego polityka, nota bene z Partii Demokratycznej, który, gdyby był Polakiem, wspaniale czułby się w SLD, czy nawet UP (w tym temacie polecam bardzo dobre naukowe opracowanie prof. Jacka Bartyzela „W gąszczu liberalizmów”). Za przykład posłuży mi wpis na stronie Marcina Celińskiego ( www.celinski.net.pl ) pt. „Dlaczego podpisałem apel do premiera w sprawie Rospudy?”. Autor już na samym wstępie przyznaje się, że popiera protest nie z przyczyn ideowych, a politycznych. Rospudy nie widział, autostrady i obwodnice trzeba budować, jednak z drugiej strony trzeba chronić środowisko naturalne. I jedna i druga strona ma swoje racje, dlatego trzeba dojść do consensusu. Jako że zieloni mają swój alternatywny projekt trasy, a rząd twardo stoi przy przebiegu już wytyczonym, M. Celiński, zwolennik ugody i złotego środka, staje po stronie działaczy Greenpeace.
Ciekawe, czy gdybym chciał p. Celińskiemu ukraść samochód, to on, w imię consensusu, odkręciłby koła, dołączył akumulator i mi je przekazał, sam zaś zachował całą resztę. Kompromis można osiągnąć tylko wtedy, gdy obie strony dysponują jakąś własnością (może to być jakieś dobro, ale może być i własne zdanie). W przypadku Rospudy nie ma to zastosowania, gdyż obwodnica budowana jest za pieniądze publiczne, a unikalne torfowiska leżą na gruncie należącym do państwa. Osiąganie zgody jest więc niemożliwe, gdyż żadna strona nie dysponuje przedmiotem ustaleń. To, co jest publiczne, należy do „wszystkich”, czyli tak naprawdę do nikogo. A nawet jeśli uznamy, że każdy obywatel RP jest udziałowcem Doliny, to tym bardziej nie daje to prawa do przytwierdzania się do drzew młodym ekologom. W takiej sytuacji rzeczywiście zasadnym byłoby ogólnokrajowe referendum, na zasadzie walnego zebrania akcjonariuszy.
Jeśli prezes Forum Liberalnego dokładniej przyjrzy się propozycji zielonych, to zauważy, że jest ona wyjątkowo perfidna. Zgoda, pozwolimy wam łaskawie na wybudowanie obwodnicy, ale w zamian żądamy iluś tam wyburzeń i przeprowadzenia trasy przez prywatną ziemię okolicznych rolników. I Marcin Celiński staje po stronie ekologów, ponieważ „w sporze między rządem a samoorganizującym się społeczeństwem odruchowo jest za tymi drugimi”. Taki z niego liberał, jak z bolszewików nawołujących do tworzenia rad robotniczych w zakładach przemysłowych. Czyżby nie odrobił lekcji z Johna Locke'a?
Takich kwiatków z resztą jest więcej, choćby w „zarysie programu”, dostępnym na stronie Forum. Jednym z punktów jest „przeciwdziałanie dyskryminacji przez prawo i instytucje publiczne (państwowe i samorządowe) kogokolwiek ze względu na płeć, wiek, narodowość, wyznanie (lub jego brak), poglądy (w tym przynależność partyjną) lub orientację seksualną.” jedynym wyjątkiem są poglądy rasistowskie. Rozumiem więc, że można być nacjonalistą i nienawidzić Ukraińców lub Niemców. A tak na serio, czy nie kłóci się to z wyznawaną przez liberalnych demokratów zasadą wolności słowa (Voltaire się kłania)? Czy p. Celiński nie widzi, że nie ma różnicy pomiędzy nienawiścią rasową i ekstremalną zawiścią, jaką jest komunizm? Zarówno nacjonalizm, jak i socjalizm wywodzą się z jednego, kolektywistycznego pnia (czyżby tym razem brakowało kontaktu z dziełami Lorda Actona?). Idąc tym tropem, należałoby zakazać pracy w urzędach wszystkim, którzy żywią jakąś niechęć do kogokolwiek. A właściwie to można by zakazać wszystkiego (Kononowicza żeście nie czytali?).
Podobnie rzecz ma się z „przeciwdziałaniem nieuczciwej konkurencji” - kto, zdaniem „liberała” powinien oceniać, co jest „nieuczciwą”, a co „uczciwą” konkurencją? Czy konkurencja w państwie prawa, w którym istnieje wobec niego równość podmiotów (co także postuluje FL), może być w ogóle „nieuczciwa”? Tutaj proponuję zapoznać się z dziełami Ludwiga von Misesa i Miltona Friedmana, którzy w przypadku ustaw antytrustowych są ze sobą zgodni.
Z drugiej strony muszę oddać sprawiedliwość, że program zawiera też takie postulaty, jak obniżka podatków i wydatków publicznych, zmniejszenie biurokracji, czy reforma ZUS. Pod tym względem program FL jest jest mniej wolnościowy tylko od programu UPR (pod tym względem, bo pod nielicznymi bardziej). Jednak niespójność dokumentu, niekonsekwencja niektórych punktów, oraz wypowiedzi lidera świadczą o tym, że tak naprawdę jest to liberalizm mocno rozwodniony.
Inne tematy w dziale Polityka