Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski
588
BLOG

Przeprosiny i podziękowanie

Tomasz P. Terlikowski Tomasz P. Terlikowski Polityka Obserwuj notkę 88

Zacznę od przeprosin. Przesadziłem z językiem na swoim blogu. Słowa o porażce były przegięciem. Podobnie, jak słowa o współczuciu. Czasem trzeba ugryźć się w język. Nie powinienem był tak pisać. Nie pomyślałem (niestety - co mnie w tym przypadku nie usprawiedliwia - jestem cholerykiem, który często szybciej pisze niż myśli) podobnie jak niepotrzebny był ton (nieuświadomionej, ale po namyśle, przyznaje obecnej w tym tekście) pychy czy wyższości. Tak więc przepraszam.

Ta (uświadomiona mi już) pycha nie wynika  z samozadowolenia, bo mojej zasługi w tym, że mam dzieci jest niewiele. Każde z nich jest cudem. Nie były planowane i każde z nich było dla nas zaskoczeniem. Bo miało ich nie być. Lekarze zapewniali, że "na razie" nie mamy szans na dziecko. A one się rodziły. Ale nie znaczy to, że nie wiem, co znaczy bezdzietność. Pierwsze pięć lat naszego małżeństwa było bezdzietne. Ludzie wciąż pytali się, kiedy będziecie mieć dziecko. A ono nie przychodziło. Potem chcieliśmy mieć drugie i jego także nie było przez kolejne cztery lata... Dopiero chłopak urodził się z zaskoczenia, bez czekania (a nawet, jakby powiedzieli niektórzy, bez planowania). Każde z moich dzieci jest więc cudem. I w takiej, a nie innej ich liczbie nie ma mojej zasługi. Może dlatego tak denerwuje mnie, gdy słyszę o tym, jak to trzeba się przed dziećmi zabezpieczać, chronić itd... I gdy widzę wyraz współczucia na twarzach ludzi, którzy widzą jak wyłaniami się (a trwa to zawsze chwilę) z samochodu. I to do nich, a nie do tych, którzy nie mogą, nie potrafią mieć dzieci (czy więcej dzieci) był ten tekst.

Ostrość języka też nie wzięła się znikąd. Każdy kto ma więcej niż dwójkę dzieci wie, jak reaguje się na większą rodzinę na ulicy. Moje słowa (przepraszam jeszcze raz wszystkich, którzy czuli się urażeni) były ostre. Ale zapewniam, że o wiele ostrzejsze słyszałem na ulicy na temat mojej rodziny. Stwierdzenia "to wpadka" było jednym z łagodniejszym. Pogardliwie stwierdzenia "nie umieliście się zabezpieczyć", "kto pani to zrobił", "ale pech z taką ilością dzieci", czy krótkie podsumowanie na ulicy "dzieciorób" - to nie są wyjątki, ale norma. Lekarze ze zgorszeniem patrzący na moją żonę, gdy ona mówi, że chce mieć jeszcze dzieci - to też nie wyjątek, ale norma. Moja koleżanka (też tylko trójak dzieci) musiała tłumaczyć na ulicy pewnej pani, że sama myje dzieci, że nie pomaga jej w tym opieka społeczna, i że nie ma ochoty zgłaszać się do MOPS-u. Normą, a nie wyjątkiem, są także wyrazy współczucia kierowane do rodziców, które mają kolejne dziecko i pełne litości spojrzenia znajomych, którzy dowiadują się, że kolejne (każde po drugim) dziecko jest już w drodze. 

Kilku innych rzeczy będę także bronił. To nie ja stwierdziłem, że większość ludzi nie chce mieć więcej niż jednego dziecka, z powodu kariery. To wynika z badań, od których zacząłem swój wpis. OBOP podaje, że Polaków do monorodzicielstwa skłania uznanie, że ich na to nie stać, a także uznanie, że nie będą w stanie połączyć rodzicielstwa z pracą zawodową. Moje twierdzenia były tylko (oczywiście zradykalizowanym) uogólnieniem tej tezy. Uogólnieniem dokonanym oczywiście na podstawie obserwacji pewnego wycinka rzeczywistości. Wycinka, w którym ludzie zarabiają kilkukrotną średnią krajową, a mają jedno dziecko, bo "ich na więcej nie stać". Czy są miejsca, gdzie jest inaczej? Są. I z tym trudno polemizować.

Ale trudno też polemizować z tezą, że kult małodzietności (o wiele szerszy niż strefa realnej biedy) bierze się z przywiązania do wygody (to akurat zresztą wynika z wielu wpisów pod moim blogiem), ciszy, spokoju i samorealizacji. Te wartości (tak ważne) trzeba niekiedy odłożyć na bok, gdy ma się więcej dzieci. Co oczywiście nie musi oznaczać, że każdy kto ma mniej ma ich mniej, bo chciał ciszy i spokoju. Życie ludzie (pełna zgoda Krzysztofie) jest bardziej skomplikowane niż publicystyka (a może lepiej powiedzieć blogowa nawalanka).

Nie rezygnuje też z tezy, że pewne rodzinne relacje stają się możliwe dopiero w rodzinie z trójką dzieci. Nie dlatego, że akurat tyle mam (bo dokładnie tak samo myślałem, gdy nie miałem ani jednego dziecka), ale dlatego, że dopiero w takim układzie ujawniają się pewne typy relacji. Pięknie pisał o tym Jan Paweł II i Benedykt XVI. Stwierdzenie to nie oznacza, że w mniejszych rodzinach (nie zawsze jest to przecież wybór) relacje są niepełne. Znaczy jednak, że pewnych doświadczeń dzieciaki z mniejszych rodzin są pozbawione. I jest to strata realna (ja mam tylko siostrę, dwanaście lat starszą).

Nie zamierzam też rezygnować z pochwały wielodzietności (i nie mówię o sobie, bo trójka dzieci to nie wielodzietność). Podziwiam rodziny z czwórką, piątką, siódemką czy jedenstką dzieci. Podziwiam odwagę, konsekwencję rodziców, którzy decydują się na takie życie. Ich służba dla społeczeństwa jest o niebo ważniejsza, niż praca urzędników, polityków czy dziennikarzy (myślę w największym może stopniu o sobie). I wierzę głęboko, że ta służba jest już teraz wynagradzana. Dzieci są bowiem nie tyle krzyżem (tu zupełnie nie zgadzam się z Filipem Memchesem), ile "darem Pana". A płodność jest wielkim dowodem Bożego błogosławieństwa, tak jak bezpłodność jest wielkim krzyżem.

Tyle. Jeszcze raz przepraszam (szczerze) wszystkich, którzy poczuli się obrażeni. I dziękuje za wszystkie uwagi. Szczególnie Krzysztofowi Leskiemu, Filipowi Memchesowi (z tym neokonem to trochę przesadziłeś), Igorowi Jankemu, Lchlipowi, Stachowi, Mariuszowi A. Romanowi, Maryni Sołeckiej, Poldkowi, Piotrowi Strzemboszowi, Grim Sfirkowi, tse.tse, Bognie Białeckiej, EtH82, Zawodowej Mamie, Magdalenie Tarasiewicz i wielu innym. Daliście mi solidną lekcję. I za nią dziękuję. Szczerze!

A na koniec obiecuję poprawę.

Chrześcijański konserwatysta Tomasz Terlikowski Utwórz swoją wizytówkę A oto i moje dzieła :-) Apel ATK ws. CBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka