„Nominalny Liberał” Premier Tusk po raz kolejny zapowiedział quasi faszystowskie rozwiązanie prawne, tym razem, dotyczące zapłodnień in-vitro.
Chciał dobrze, tzn. posłuchał doradców od PR, że taki nośny i polaryzujący temat skutecznie na jakiś czas odwróci uwagę od kłopotów PO z marszałkiem Komorowskim, Bondarykiem z ABW i przykryje incydent gruziński Prezydenta.
Okazało się jednak, że dotknął poważniejszego problemu ustrojowego. Chodzi bowiem o to, jak dalece Państwo może wkraczać w relacje między ludźmi i jakie konsekwencje moralne oraz prawne z tego wynikają.
Aktualnie metoda in-vitro, potępiana przez Kościół jako niegodziwa i niemoralna (wyrafinowana aborcja) istnieje w prywatnych gabinetach dla par, które przezwyciężają powyższe dylematy moralne pragnieniem posiadania potomstwa.
Z medycznego punktu widzenia jest to metoda kosztowna i umiarkowanie skuteczna. W Polsce również niedotowana, a przez to stosunkowo droga. Jest to jednak sprawa portfela i sumienia poszczególnych ludzi, którzy takie decyzje podejmują. Kto nie chce, albo go nie stać po prostu musi rozwiązywać te kwestie inaczej. Państwo chwalebnie tu nie ingeruje.
Co się dzieje, gdy Państwo zechce również regulować ten obszar życia człowieka?
Otóż, zderza się od razu z kanonem moralnym, o który opiera się prawo do in-vitro dla wszystkich potrzebujących. Pojawiają się aksjologiczne dylematy dotyczące systemu wartości reprezentowane przez dany system prawny Państwa?
Co w związku z tym z parami, które nie są małżeństwami?
Co z parami dwóch lesbijek, które mają nasienie z banku spermy?
Co z zamrożonymi zarodkami?
Skoro Państwo zgadza się w majestacie prawa zabijać życie poczęte, to logiczne jest, że zgadza się również zliberalizować ustawę aborcyjną, bo jest to ta sama zasada. Nie ma również przeszkód by wprowadzić eutanazję.
Nie bez znaczenia jest kolejne rozregulowanie rynku i dostosowanie cenników do poziomu subsydiów rządowych. Jestem pewien, że jeżeli Rząd dofinansuje 50% ceny terapii, to ceny automatycznie podskoczą również mniej więcej o tyle.
Na koniec najbardziej ewolucjonistyczny argument. Skoro część par nie ma dzieci, więc być może z czegoś to wynika. Teraz udaje się to parom dobrze sytuowanym i takim, którzy mają ponad 50% szans na posiadanie potomka.
Jeżeli Państwo będzie dotować te zabiegi, być może zwiększy się odsetek tych par, które naturalnie wręcz NIE POWINNY mieć dzieci, a jednak dzięki interwencji Rządu je urodzą. Być może będą to dzieci bardziej narażone na choroby i słabsze, ergo bardziej obciążające i tak już niewydolny państwowy system ochrony zdrowia.
Tego jednak, ani też żadnych z powyższych konsekwencji Pan Premier nie jest w stanie zrozumieć. A jeżeli jest i mimo to ogłasza publicznie taki zamiar, to znaczy, że nie powinien już nigdy nazywać się Liberałem (takim klasycznym, rzecz jasna)…
Amatorsko komentuję rzeczywistość polityczną i gospodarczą, staram się wgryzać w mechanizmy i prawdziwe siły, które stoją za figurami pokazującymi się na scenie tej gry. Mieszkałem w Słupsku, zanim to stało się modne, od lat Gdynia...
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka