Prezydent Macron: to od nas zależy, czy uczynimy z tej katastrofy okazję do zjednoczenia się i głębokiej refleksji nad tym, gdzie jesteśmy, gdzie powinniśmy być oraz do stania się lepszymi niż jesteśmy. Znamienna wypowiedź.
Ja, gdybym zamierzał dokonać kolejnego ruchu w dziele obdzierania chrześcijaństwa z jego najcenniejszych szat, to być może sugerowałbym właśnie podpalenie katedry Notre Dame, słusznie sądząc, że akurat ci tam we Francji, w mig i z radością złapią okazję do załamania rąk nad nieszczęściem i solidarnego płaczu ze zszokowanymi paryżanami. Oczywiście, deklarując niezłomną wolę podjęcia dzieła odbudowy, w zgodnym współdziałaniu z ukochanym narodem francuskim.
Jakiekolwiek próby kolejnego wyjścia żółtych kamizelek na ulice Paryża będą w zaistniałej sytuacji - zgódźmy się - nie do zaakceptowania. W szczególności źle kojarzyłyby się płomienie i dym... Krótko mówiąc, potężny cios w zapędzonych do narożnika katolików i neutralizacja żółtych kamizelek w stolicy Francji. Dwa w jednym. Nieźle pomyślane. Nie wiem, czy napewno mam rację. Z kamizelkami zresztą różnie może być: w tę lub we wtę, np. na prowincji.
Nie wyślę nawet jednego procenta swojej emerytury dopóki nie dowiem się, że zatwierdzony do realizacji projekt odbudowy napewno zakończy sie przywróceniem do życia chrześcijanskiej katedry Notre Dame. Rząd nie ma tak dobrze, ale na deklaracji udziału naszych konserwatorów powinien chyba poprzestać.
