Jasnowidz

Prezydent Lech Kaczyński wieszczy marginalizację PiS-u przez nową władzę. Jako dowód na swoje przewidywania podaje informacje, jakie pojawiły się ostatnio w prasie dotyczące niszczenia dokumentów z tajnych operacji i informacje o tym, że prezydent dysponuje taśmami z nagraniami kompromitującymi Sikorskiego. Te dwa fakty gładko połączył następnie z Tuskiem krytykując go za 'obraźliwe' wypowiedzi pod adresem PiS-u dodając, że Tusk obraza i chce wprowadzić cenzurę.
Otóż Pan Prezydent znów był łaskaw całkowicie minąć się z prawdą, żeby nie powiedzieć iż skłamał, bo to dla niego zapewne obraźliwe sformułowanie.

Prezydent nawet nie próbował wyjaśnić na czym ma polegać ta cenzura wprowadzana przez Tuska. Nie bardzo też wiadomo, co w słowach Tuska znów obraziło prezydenta. Zresztą to nie robi juć żadnego wrażenia, wiadomo bowiem, że na braci K wystarczy popatrzeć, aby poczuli się obrażeni.
Prezydent nie próbował tez wykazać związku między prasowymi publikacjami a Tuskiem. Zresztą sprawę Sikorskiego wykreował on sam mówiąc, że coś wie, ale nie powie.
Nie wiadomo też  na czym miała by polegać owa marginalizacja PiS-u. Nie sądzę, by PO próbowało marginalizować PiS w taki sposób, jak partia ta zmarginalizowała Samoobronę i LPR, choć kiedy się to dokonywało, nie widziałem jakoś zatroskanej miny ojca narodu. Chodzi więc zapewne o to, że PiS nie będzie miał w przyszłym rządzie takiego wpływu, jakiego by chciał. Ale to przecież akurat normalne - PiS jest teraz opozycją, a nie partią rządzącą.

Lech Kaczyński jak zwykle plecie bzdury, a żeby było śmieszniej, to woda na jego młyn, bo jeśli ktoś głośno o tym wspomni, to da mu w ten sposób kolejną amunicję do jego krucjaty- dalej będzie mógł pleść o atakach, spiskach i obrażaniu oraz o tym, że jest bezprzykładnie atakowany. Dziś można zrobić tylko jedno- cierpliwie poczekać, aż skończy się jego kadencja.